Trzy miesiące minęły bardzo szybko. Wrzesień nie zaskoczył - nadal było wietrznie i zimno, jak przez cały sierpień i połowę lipca.
Wyciągnęłam telefon z torebki i odczytałam sms'a:
"Przyjadę po ciebie za piętnaście minut, The Wanted zapraszają! Nie musisz schodzić, sam po ciebie wejdę - Max."
Uniosłam brew w górę i odłożyłam komórkę na biurko. Nieostrożnie zerknęłam na Gwen, która uparcie zapisywała coś na wielkiej kartce, lewą ręką przytrzymując grzywkę. Zauważyłam, że Justin właśnie szedł z kubkiem w dłoni w stronę kuchni.
- Jus! Jak dobrze cię widzieć - zawołałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To jest wyzysk, wiesz? - zmrużył oczy, zgarniając mój kubek z biurka.
Gdy się odwracał, na jego twarzy zagościł uśmiech numer 37. Czyli ten idealny do podrywu.
Wysłałam e-mail do pana Barney'a, który ostatnimi czasy zatrudnił mnie do remontu całego domu. Było to bardzo wygodne, bo szef Mark zwolnił mnie od innych zleceń, i w głowie mogłam mieć tylko dom pana Barney'a. Jedynym problemem było to, że klient był niezdecydowany i trochę czasu mijało, gdy wybraliśmy dywan do przedpokoju.
Rozumiem, że nie wspomniałam na początku, że jestem w pracy?
Więc - jestem w pracy. U Mark'a Baines'a, jeżeli pamiętacie. Jestem tutaj zatrudniona od lipca. Pracuje tu jeszcze:
Justin, czyli projektant-podrywacz. Jest całkiem podobny do Bieber'a, i taką właśnie nadałam mu ksywkę.
Katherine, czyli trochę przygłupia sekretarka. Ona z kolei podobna jest do Barbie, ale to nie jest jej pseudonim.
Oraz Gwen, która jest dosyć dziwna. Pesymistycznie nastawiona do świata, uwielbia z wszystkimi się kłócić. Ale trzeba przyznać, że jest ładna i jak chce, potrafi być zabawna.
Mimo, że moja kariera troszkę ruszyła na przód, nadal chciałam pracować i zachowywać się normalnie. Przecież to, że zagrałam kilka razy jako support w UK z chłopakami oraz to, że nagrałam z nimi piosenkę, nie może wybić mnie z rytmu. Przynajmniej dopóki owa piosenka nie zostanie wypuszczona wraz z teledyskiem.
- Fran? Z mlekiem chcesz? - Bieber wyjrzał z kuchni.
- Chciałam tylko, żebyś odnósł kubek. Zaraz się zbieram - odpowiedziałam.
- Och, właśnie! Pan Mark kazał was wygonić przed 15 - Kath pojawiła się w naszym wspólnym gabinecie. - Jeju, już jest 15!
- Brawo za spostrzegawczość - mruknęła Gwen, zwijając papiery.
Moje biurko było prawie puste, więc siedziałam spokojnie.
- Przyjedzie po ciebie ten chłopak, co zawsze? - Gwen spojrzała na mnie. - Ten łysy.
- Tak, a co? - wyszczerzyłam się.
- Ej! To ten, który tak ciągle zarywa do naszej Gwen? - Justin zatarł ręce, siadając na moim biurku.
Brunetka wstała szybko, zarzuciła sobie torbę na ramię i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Przykro mi, ale on mi się nie podoba - powiedziała wyraźnie.
Skierowała się do drzwi. Wychyliłam się, by odprowadzić ją wzrokiem. W chwili, gdy otwierała drzwi, Max stał na korytarzu i chyba zamierzał pukać. Obdarzył ją jednym z tych jego cudnych uśmiechów, a ona? Ona zmrużyła oczy i wyminęła go bez słowa.
Bieber roześmiał się głośno, co zrobiłam i ja. Max spojrzał na nas zdezorientowany.
- Ona cię chyba nie chce, stary - skwitował Jus.
- Powiesz, o co chodzi? - zapytałam, siedząc na kanapie u The Wanted.
- Spokojnie, Franka - Tom skoczył na miejsce obok mnie. - Za moment się dowiesz.
Przewróciłam oczami. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam powieki.
- Cześć Fran!
- Hej, Nathan - odpowiedziałam automatycznie.
Po chwili poczułam, jak usta Sykes'a odciskają się na moim czole. Od pewnego czasu uwielbiał całować mnie w czoło. To chyba dawało mu uczucie wyższości.
W czerwcu razem z Nath'em pojechaliśmy do weterynarza z Gerardem. To, co usłyszeliśmy zwaliło nas z nóg. Ten mały piesek okazał się Leonbergerem! To oznaczało, że niedługo miał dosięgać wzrostem bernardyna. Już teraz, jako trzymiesięczny szczeniak jest wielkości średniego labradora.
- Okej, będą za pięć minut. Korki - Max wszedł do pokoju z telefonem w ręku.
- Ale kto? - spytałam po raz kolejny z nadzieją, że może tym razem odpowiedzą.
- Zawsze zadajesz tyle pytań? - włączył się Jay, bawiąc się swoimi loczkami.
Znów odrzuciłam głowę do tyłu.
- Czemu nie ma Kelsey? - spytała Nareesha, przytulając się do Sivy.
- Nie wiem - odpowiedział Tom, po czym nastała krępująca cisza.
W tym czasie patrzyłam w sufit i postanowiłam więcej nic nie mówić, żeby 'nie zadawać ciągle pytań'.
W ciągu tych trzech miesięcy między mną a Jay'em nic się nie zmieniło. Nadal dokuczaliśmy sobie nawzajem i kłóciliśmy się. Max został moim przyjacielem numer jeden. Nathan ostatnimi czasy ciągle podrywał jakieś dziewczyny i zaczął korzystać z życia młodego przystojnego mężczyzny. Tom coraz częściej kłócił się z Kelsey i sporo imprezował. A Siva przygotowywał się do oświadczyn, przynajmniej tak wnioskuję.
- Jeju, wreszcie - krzyknął Max, wybiegając na zewnątrz.
Odwróciłam się w stronę okna i wyjrzałam. Jednak ten ktoś musiał zaparkować z drugiej strony. Z westchnieniem opadłam na poduszki.
- To będzie napewno miłe spotkanie, mogę ci to obiecać - powiedział Nathan, jakby czytając mi w myślach.
- Jest kobietą, więc to bardziej niż pewne - zaśmiał się Tom.
Z korytarza dosłyszałam rozmowy conajmniej czterech (uwaga!) mężczyzn. Mimo, że to było nie na miejscu, podekscytowałam się.
Gdy weszli do pokoju, okazało się że całkiem potrzebnie. Odkąd The Wanted przestali być dla mnie atrakcją tylko konieczną codziennością (spędzanie z nimi większości dnia jest naprawdę uporczywe!), moje życie stało się nudne. Nawet mini-Bieber w pracy mi tego nie zastępował.
A tutaj proszę.
Do salonu weszła czwórka mężczyzn, zaraz za Max'em. Byli wysocy, prócz jednego który na oko był mojego wzrostu, przystojni i jednym słowem - boscy. I na dodatek, ja ich znałam!
Chłopak z brązowymi, kręconymi włosami i ciemnymi oczami to musiał być wokalista z zespołu Lawson. Najniższy z nich to był chyba perkusista. Wysoki blondyn oraz szeroko uśmiechnięty szatyn to z pewnością gitarzyści.
- Doczekałaś się, Fran - Max klasnął w ręce.
Kiedy otrząsnęłam się z szoku, Nathan zaczął się śmiać. Popchnęłam go lekko, dzięki czemu z oparcia spadł na kanapę.
- Pozwól, że przedstawimy ci zespół Lawson - zapowiedział Seev, podnosząc się.
Wstali wszyscy, prócz Ree i Jay'a, więc ja również. Podeszłam do tej całej grupki. Max objął ramieniem bruneta z loczkami.
- Mam cię przedstawić, czy się odezwiesz? - zapytał Max chłopaka.
- Andy Brown, przyjaciel tego idioty obok - powiedział Andy, wyciągając w moją stronę rękę.
- Fran Orchard, i radzę ci teraz uciekać - odparłam, patrząc na Max'a.
Andy roześmiał się i doznałam uczucia, że ma identyczny śmiech i akcent jak Max. Zdecydowanie muszą być przyjaciółmi.
- Ja jestem Ryan Fletcher - odezwał się tamten blondyn.
- Fran Orchard - uśmiechnęłam się.
W momencie, gdy wyciągnęłam rękę w jego kierunku, blondyn przygarnął mnie do siebie. Dobrze, że moja twarz ukryła się wśród jego koszulki, bo chłopaki mieliby niezły ubaw.
- Adam Pitts - usłyszałam od najniższego, gdy tylko odkleiłam się od Ryan'a.
- Fran Orchard - czułam się jak automat, ciągle wypowiadając swoje imię i nazwisko.
- Miło cię poznać, Fran - uśmiechnął się.
- Właśnie, Fran - wtrącił się ostatni chłopak o niebieskich oczach i uroczym uśmiechu. - Jak brzmi twoje pełne imię?
- Francessa - powiedziałam i zmarszczyłam nos, bo nie lubiłam tego imienia.
- Śliczne - znów ten uśmiech. - Joel Peat, do usług.
Po czym ukłonił się, jak na dżentelmena przystało. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Będę pamiętać - odparłam.
- Koniec tego! Siadajcie! - klasnął w dłonie Tom. - Może zmieścimy się na tych trzech kanapach...
Usiadłam tam, gdzie ostatnio. Z jednej strony wepchnął się Sykes, a z drugiej Ryan i z przykrością musiałam stwierdzić, że i tak było ciasno. Ta sofa była trochę mniejsza od pozostałych. Na tamtych dwóch zmieściło się siedmioro ludzi, i to bez wielkiego problemu.
- Więc, słuchajcie - odchrząknął Max. - Jest sprawa.
- Domyślamy się po tym, że nas tu ściągnęliście - odezwał się Fletcher.
- Zacna uwaga - Adam pokiwał głową z uznaniem.
- Już? Skończyliście? - udzielił się tantrum Tom'a.
- Powiem to szybko i bezboleśnie - zaczął Siva. - Musimy nagrać film o nas, o zespole i o naszej karierze. A żeby ten film był rzeczywisty, powinniście w nim wystąpić, bo jesteście naszymi przyjaciółmi. Zgadzacie się?
- Miałabym zagrać siebie? - uniosłam brwi w górę.
- Dokładnie.
- Och, wow. Nie mogę zagrać Nath'a? - wyrwało mi się, a wszyscy się roześmiali. - Wystarczyłoby, żebym założyła fullcap i napewno wyszłoby lepiej - dodałam.
Nathan schował twarz w dłonie, śmiejąc się nieznacznie. Reszta brechtała się bez wstydu.
- Zaczynam ją lubić! - zawołał Andy.
Skinęłam głową, jak cnotka. Choć The Wanted i tak już się na mnie poznali i wiedzieli, że raczej przypominam diabła.
Tylko Sykes nadal mówił na mnie 'Aniele'.
- Ktoś jeszcze ma tam grać, oprócz nas? - spytałam, przybierając zawodowy ton.
- Poprosiliśmy jeszcze Ed'a Sheeran'a i Kelsey, oczywiście - odpowiedział Jay.
- To wyczuwam niezłą zabawę na planie! - Ryan klasnął w dłonie.
- A co z wynagrodzeniem? - zapytał Joel, kryjąc uśmiech.
- Zapłacę ci w naturze - Tom przewrócił oczami.
- Cofam pytanie! - krzyknął Joel, unosząc ręce w górę.
Parsknęliśmy śmiechem.
- Tom'owi chodziło pewnie o daninę w postaci naturalnych owoców i warzyw, prawda? - wtrąciłam.
Na twarzy Parker'a pojawił się podstępny uśmiech. Kiwnął głową i powiedział:
- Yayaya!
Zaśmialiśmy się. Dosięgnęłam wzrokiem zegara i ze smutkiem stwierdziłam:
- Mój syn musi iść na spacer.
- Masz syna? - Adam uniósł brwi w górę.
Nathan roześmiał się głośno.
- Z nim?!
- Chodzi o Gerarda, ich psa - mruknął Jay.
- Macie razem psa... Chodzicie ze sobą? - dołączył Andy.
- Ja z nim? - oburzyłam się. - Nie chcę być opiekunką na pełny etat!
- Coś czuję, że ktoś będzie wracał na pieszo - Sykes zatarł ręce.
- Ha, właśnie, że nie! - wtrącił się Max. - Ja dziś odwożę Fran. Pozwolisz? - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Z najwyższą przyjemnością opuszczę to przedszkole - powiedziałam, wstając. - Pamiętajcie, żeby zmienić Nath'owi pieluchy!
W ostatniej chwili odskoczyłam, broniąc się przed poduszką rzuconą we mnie przez Nathan'a. Nieszczęśliwie dla Jay'a, pocisk trafił właśnie w niego.
- Miło było poznać, ale uciekam zanim oni mnie dogonią - wskazałam na Jay'a i Nathan'a.
- Spójrzcie chłopaki! Oni są jak jedna, wielka rodzina - wygłosił Andy.
- Też mogę zmienić ci pieluchę! - wyrwał się Ryan.
Max i ja wyszliśmy z domu, a z salonu nadal słychać było głośne śmiechy.
George musiał odwieźć mnie najpierw na parking pod pracą, gdzie zostawiłam rano samochód. Dzięki Bogu, ta ulica była akurat w środku drogi między moim mieszkaniem, a domem The Wanted.
- Kiedy jedziesz do studia? - zapytał.
- Pojutrze? Chyba tak - odpowiedziałam, odpisując na sms-a od Meg.
- I będziesz się rano wlokła przez cały Londyn? Powodzenia - zaśmiał się.
- Tak właściwie to chciałam was poprosić o przenocowanie jutro - zaczęłam. - Od was to tylko kawałeczek.
Westchnął głośno, a potem udał, że myśli.
- Jest pewien warunek. Nawet dwa.
- Jakież to? - uniosłam brew.
Max skręcił w lewo, a zaraz po tym dopadło nas czerwone światło. Zatrzymał auto.
- Pokażesz mi tą piosenkę dla nas, nad którą tajnie pracujesz - uniósł palec w górę - i jutro obowiązkowo przyjdziesz na festiwal, żeby nas wspierać.
- Piosenka ma być niespodzianką, nie ma mowy bym ci ją pokazała - zatrzegłam.
Zielone światło. Samochód wyrwał się na przód.
- Nieugięta i uparta, jak zawsze - mruknął do siebie.
- Słyszałam to!
- A co z festiwalem? - podjął. - Nasi koledzy z Lawson też będą - powiedział, niby obojętnym tonem.
- Sugerujesz coś? - rozsiadłam się na miejscu pasażera, choć tak na oko zostało nam tylko 3 minuty jazdy.
- Ja? Skądże - przybrał jego sławną minę niewinątka. - To naprawdę fajni goście. Nie obrażą się, jak wpadniesz. Zresztą, i tak niedługo lepiej się poznacie.
- I tak bym przyszła, Maxiu - złapałam go za policzek, a potem ścisnęłam go dwoma palcami.
W tym momencie Max zaparkował obok mojego żołto-pomarańczowego cadillaca. Anthony obiecał mi go już kiedyś, a ostatnio skończył nad nim pracę. Co prawda, żeby go kupić musiałam wyciągnąć 'kieszonkowe' od dziadka, ale było warto.
- Jutro cały dzień będziemy na próbach, zobaczymy się dopiero wieczorem - powiedział George.
- Chyba przeżyję - zaśmiałam się. - Mam sporo pracy przy nowym projekcie.
- Przyjdziesz pół godziny wcześniej? Trochę się denerwuję - ściszył ton głosu. - To występ na rzecz fundacji dla osób chorych na nowotwór, chciałbym cokolwiek zebrać.
- Wszyscy kochają The Wanted! Zbierzecie górę pieniędzy - poklepałam go po ramieniu. - A skoro Lawson ma wam pomóc...
Max wyszczerzył się do mnie, a ja spuściłam wzrok na wycieraczkę.
- To ja idę, dzięki za...
- Czekaj! Możesz pozdrowić jutro tą twoją koleżankę z pracy i wspomnieć, że jutro będę występował?
- Chodzi ci o Gwen?
- Tak ma na imię? Ładnie - uśmiechnął się.
- Chyba się nie zakochałeś, prawda? - zmarszczyłam czoło.
- Żartujesz? Chcę tylko... się sprawdzić - powiedział, jakby sam chciał się upewnić.
- Jaasne... Okej, wspomnę jej - kiwnęłam głową. - A teraz wracaj już do tych swoich kolegów.
Na pożegnanie próbował mnie łaskotać, więc szybko uciekłam z samochodu. Poczekał, aż wejdę do swojego auta i odpalę silnik, niczym starszy brat. A potem obydwoje odjechaliśmy, w dwie zupełnie różne strony.
Kiedy weszłam do domu, najpierw przepchnęłam do środka swoją torbę. Gerard się nie rzucił, więc jest dobrze.
Na spokojnie zamknęłam drzwi od środka, postawiłam torbę i zaczęłam zdejmować kurtkę, kiedy to rude bydle skoczyło na mnie. Gdyby nie szafka, na pewno wylądowałabym na podłodze.
- Jezu! Gerek, zawsze taki będziesz? - krzyknęłam, jednak mój gniew ustąpił śmiechowi.
Uklęknęłam i pogłaskałam psa za uchem, dopóki nie zechciał gryźć mojej ręki. Rozebrałam się z kurtki, z ulgą zdjęłam szpilki i podreptałam do kuchni. Legowisko Gerarda w salonie byłoby zdecydowanie zbyt wielkie. Pies i tak przywykł sypiać w moim łóżku lub na kanapie. Osobiście wolałam to drugie, bo moje łóżko było zbyt małe dla nas razem.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było zadzwonienie do pani Amelii. Dzięki Bogu, wszystko było w porządku. Podobno dziadek zaczął nawet planować święta!
Potem wyjęłam swój magiczny zeszyt i otworzyłam na stronie, zapisaną moimi małymi literkami prawie w całości. Tekst piosenki był gotowy, brakowało tytułu i trzeba było dopracować linię melodyczną.
Gerard wskoczył na blat i oparł się o niego dwoma łapami, gdy tylko wyciągnęłam produkty na obiad z lodówki.
- Jesteś powodem, dla którego nie chcę mieć nigdy dzieci - westchnęłam, spychając go na podłogę.
Witam Was!
Obiecywałam zmiany, więc są.
Poznaliśmy dzisiaj Lawson, nieco Was wprowadziłam... Potraktujcie ten rozdział jako prolog nowej części.
Będzie ciekawie. Siva postanowi się ustatkować, Fran wreszcie znajdzie miłość, Nathan zacznie się buntować... Dobra, nie musicie wiedzieć zbyt dużo.
Wiem, że będziecie złe. Fancy będzie z kimś spoza The Wanted. Mam nadzieję, że to przetrzymacie. Bo pamiętajcie - ze mną nigdy nic nie wiadomo.
Rozdział miałam dodać jutro, ale... dzisiaj rano zobaczyłam okrągłe sześć tysięcy wyświetleń! Dziękuję Wam za to, z czytacie te wypociny...
Do Nowego Roku nic tu nie napiszę, więc Kochani! Szczęśliwego Nowego Roku, świetnej zabawy w Sylwestra, mądrych postanowień noworocznych i mnóstwo... piccolo. < żart >
Skoro już do Was wróciłam, to mogę Was pomęczyć. Podoba Wam się rozdział i 'nowe' OS? <OS: skrót od odszukać-siebie, czyli nazwy bloga, dla niewiedzących>
Trzymajcie się ciepło! I komentujcie, ale nie powiedziałam tego głośno.
Widzicie? To Joel z Lawson i nasz Jay!