sobota, 16 marca 2013

Epilog

Zapach smażonego bekonu wtargnął do moich nozdrzy, powodując uśmiech na mojej twarzy. Ciepło z patelni owiało moją szyję, przyprawiając mnie o lekkie dreszcze na gołych plecach, okrytych jedynie zwiewną i cienką koszulą.
Moich uszu dobiegł szczek Gerarda, a następnie odgłos jego ciężkich łap sunących po panelach. Pies wpadł do kuchni i zanurzył pysk w głębokiej misce, wypełnionej już mokrą karmą z mięsem.
Niedługo po tym, dwie ciepłe ręce oplotły mnie w pasie. Drugie ciało przyległo do mojego, ogrzewając mnie. Długie palce odgarnęły włosy z mojego ramienia, czyniąc tam miejsce dla kościstego podbródka.
- Dzień dobry.
Jego niski głos wywołał u mnie natychmiastowy uśmiech, a równomierny oddech na mojej szyi - kolejne dreszcze.
Odkleił się ode mnie.
- Jak się czujesz? - spytał, sięgając po gorący plaster bekonu.
- Fenomenalnie - bąknęłam, zmęczona tym pytaniem.
Spojrzał na mnie spod byka i upewnił się, że to zauważyłam. Przewróciłam oczami, dzieląc śniadanie na dwie porcje i nakładając je na talerze.
- Wszystko w porządku. To wcale nie jest choroba - powiedziałam zdecydowanie.
- Już dobrze, nie denerwuj się - mruknął, sprzedając mi małego buziaka w obojczyk.
Spojrzałam na niego. Nathan był kompletnie ubrany i w pośpiechu gryzł bekon, który mi zabrał z patelni.
- Nie zjesz ze mną? - zapytałam ze zdziwieniem, bo zazwyczaj śniadania jadaliśmy razem.
- Przepraszam, nie dzisiaj - odpowiedział, zakładając na głowę full cap'a. - Spędziłem u ciebie całą noc, nie wystarcza ci to?
- Dokładnie wiesz, że mogę z tobą wytrzymać zdecydowanie dłużej - odparłam, uśmiechając się szeroko.
- Niebawem zamieszkamy razem i twoje marzenia się spełnią - szepnął mi wprost do ucha, następnie całując delikatnie w żuchwę.
- Dzięki, że mi przypomniałeś. Wpadnę do naszego mieszkania przed spotkaniem z Nareeshą - zakomunikowałam.
Nathan krytycznie przyjrzał się mojemu image'owi. Stałam boso w kuchni, mając na sobie jedynie jego luźną koszulę, którą niegdyś zostawił u mnie. Nie wspomnę nawet o włosach w artystycznym nieładzie.
- Jesteś piękna, wiesz? - odezwał się wreszcie.
W odpowiedzi jedynie przycisnęłam swoje usta do jego. Pocałunek trwał kilka sekund, wtedy Nathan się ode mnie oderwał.
- Ale masz na siebie uważać, dobra? - spytał, zerkając mi w oczy dla pewności. - Na was.
Niekontrolowanie się wyszczerzyłam, a i on temu uległ.
- Tak jest, generale!
Po chwili dobiegło mnie trzaśnięcie drzwiami.

Minęły dwa lata od tamtej sceny na dworcu. Trudno jest mi tak właściwie powiedzieć, co się wydarzyło. Jeśli chodzi o moją karierę, wydałam album i pojechałam w trasę, również po USA. Ostatnio, to znaczy - odkąd wróciłam od lekarza, nie robię nic specjalnego. Nasz związek z Nathan'em każdego dnia coraz bardziej się rozwija.
Uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka. Zewsząd dotarła do mnie rażąca biel i jasność. Rozejrzałam się po ogromnym salonie, który niebawem miał wypełnić się meblami wybranymi razem z Nathan'em. Przeszłam przez drzwi, gdzie zobaczyłam moje królestwo - kuchnię. Weszłam też schodami na górę, gdzie na użytek czekały trzy sypialnie z łazienkami. Robotnicy skończyli już z instalacjami, czyli nic nie stało na przeszkodzie, byśmy się tu wprowadzili.
Wsiadłam do swojego samochodu i skierowałam się do domu Sivy i Nareeshy.
Ta para wreszcie się pobrała. Zaszczytem było, że zostałam druhną na ich ślubie. Udowodnili sobie miłość na cudownych wakacjach na Krecie, w cieniu ogromnych, zielonych drzew. Co więcej, Ree już wtedy była w ciąży i ze względu na okrągły brzuszek, miała trudności z wbiciem się w suknię ślubną.
I jeszcze jedna rzecz - Nareesha jest w ciąży po raz drugi. Wiedziałam, że Seev nie będzie próżnował.
Weszłam tam, jak do siebie. Otworzyłam duże, szklane drzwi i natychmiast usłyszałam krzyki i śmiechy rozbawionej Lauren. Ree siedziała na kanapie i ciężko oddychała, wpatrzona w drzwi tarasowe.
- Nareesha? Wszystko okej? - spytałam natychmiast, przyglądając się jej.
- Nie jest okej - wychrypiała. - Wody mi odeszły.
Moje oczy musiały zrobić się przeogromne. Zaczęłam panikować. Biegałam po domu, zbierając potrzebne rzeczy do torby. Szykowałam wyprawkę do szpitala dla Ree. Wolną ręką dzwoniłam do Kaneswaran'a, który nie odbierał.
- Nathan rano się spieszył, pewnie mają coś ważnego do załatwienia - powiedziałam do siebie, zasuwając torbę.
Kiedy wpadłam znów do salonu, przypomniałam sobie o Lauren, która nadal bawiła się na podłodze.
- Co ile masz skurcze? - zapytałam Ree.
- Często!!
- Poczekaj tu.
- Wątpię, żebym uciekła w tym stanie.
Pobiegłam do domu sąsiadów, gdzie mieszkała kobieta, około czterdziestoletnia. Widziałam ją kilka razy i wiedziałam, że zawsze chętnie opiekowała się Lauren.
- Przepraszam, że niepokoję, ale matka Lauren właśnie zaczęła rodzić i muszę jechać z nią do lekarza, a dziewczynka nie ma opieki, i...
- Pani Nareesha rodzi? - przerwała mi, po czym poleciała do domu Ree.
Po tym małym zamieszaniu, nareszcie udało mi się ulokować ciężarną  samochodzie. Sama zasiadłam za kierownicą i ruszyłam ulicami Londynu, które były dziś zupełnie zatłoczone.
- Ree, oddychaj głęboko - instruowałam ją. - Wciągaj powietrze nosem, a wydychaj ustami. Masz to robić głośno, chcę słyszeć, jak oddychasz!
- Rodzę drugi raz! Wiem, jak oddychać - warknęła, zaciskając palce na siedzeniu. - Denerwujesz się bardziej, niż Siva!
Akurat stanęłyśmy w korku, więc znów wybrałam numer Irlandczyka. Tym razem też się nie odezwał. Postanowiłam zadzwonić do reszty, jednak odebrał tylko Parker.
- Co się stało? - spytał z zamułą.
- Co się stało?! - powtórzyłam. - Mam w samochodzie Nareeshę, jedziemy do szpitala, bo zaczęła rodzić! Masz zgarnąć Sivę i jakoś go powiadomić, rozumiesz?
- Że co robi? Brodzi?
- Rodzi! Dziecko rodzi - krzyknęłam ze zdenerwowania, bo znów zatrzymało mnie czerwone światło.
- O jezu - szepnął w słuchawkę i niemal zobaczyłam, jak pada na fotel. 
- Nie jezusuj mi tu teraz, tylko powiadom Sivę!
Rzuciłam telefon na siedzenie obok. Tylko na sekundę się odwróciłam, by zobaczyć, co z Ree, kiedy ona krzyknęła:
- Stój!
Zahamowałam natychmiast. Akurat wtedy, gdy jakiś Blondyn zatrzymał się na mojej masce.
- Ryan?!
Wysiadłam na moment i utwierdziłam się w tym, że to był Ryan. Kazałam mu wsiadać do samochodu i pełną parą ruszyliśmy do mieszkania.
- Chyba skręciłem przez ciebie kostkę - poskarżył się, masując nogę.
- Błagam cię, oskarżaj mnie potem! - jęknęłam, nie odrywając wzroku od drogi. - Nie widzisz, że rodzę z Nareeshą?
Dopiero wtedy Ryan się obejrzał. Uśmiechnął się i pomachał do spoconej i zmęczonej Ree.
- Jak leci? - spytał dziarsko.
W odpowiedzi, Nareesha wydała z siebie nieokreślony ryk, który przeraził mnie do tego stopnia, że aż zahamowałam przed szpitalem. Wyleciałam z samochodu, jak na skrzydłach.
- Pomocy! Pomocy! Mam ciężarną i skręconą kostkę - krzyczałam bez sensu.

Ciszę rozdarł przerażający krzyk Nareeshy. Skrzywiłam się, a Siva zacisnął mocno powieki.
Znów nastało milczenie. Noga Kaneswaran'a co chwila uderzała o szpitalne kafelki, a on sam zagryzał wargę. Jay szukał czegoś w swoich lokach, Tom był wielce zamyślony, a Max poszedł kupić kawę. Obok mnie siedział oczywiście Nathan.
Kiedy wrócił Max, przez moment wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Zmarszczył czoło i pytaniem "no co?" odegnał resztę gapiów.
- Też chcę mieć dzieci - powiedział nagle Tom.
- Takie małe, biegające miniaturki dorosłych ludzi? - zapytał inteligentnie Loczek, nadal grzebiąc we włosach.
- No, takie jak Lauren - odparł Parker, wzruszając ramionami.
- Przecież dzieci to naprawdę cudowne stworzenia - głos zabrał Nathan. - Możesz przekazać im całą swoją wiedzę!
- U Tom'a byłoby to nieco kłopotliwe - zamyślił się James.
- I dzieci są podobne do swoich rodziców. Wyobrażasz sobie, mieć swoją kopię w domu? - spytałam Parker'a, a ten uśmiechnął się tajemniczo.
Max przyglądał mi się badawczo od kilku sekund. Wreszcie wyciągnął rękę z kawą w moją stronę.
- Chcesz? 
Zerknęłam na Nath'a, przez ułamek sekundy dostrzegłam na jego twarzy przerażenie.
- Nie mogę - odpowiedziałam. - Znaczy, nie chcę kawy. Nie smakuje mi. Nie lubię kawy - dodałam szybko.
Siva uniósł głowę i posłał mi zdumione spojrzenie. Wtedy sobie uświadomiłam, że wpadłam.
- Ty chyba nie jesteś w ciąży, no nie? - zapytał Tom, patrząc raz na mnie, a raz na Nathan'a.
- Przecież nie jest wiatropylna! - zaśmiał się Jay, podnosząc z miejsca.
- Ej! Czemu przed chwilą poczułem się tak, jakby mój najlepszy przyjaciel wymierzył mi policzek? - odezwał się z ironią Nath, patrząc na Jay'a z pogardą.
- Ja tylko stwierdzam fakty!
- Tak! To prawda - oznajmiłam donośnie, pozbywając się balastu. - Jestem w ciąży - dodałam, wyjaśniając wszystko.
Wtedy Jay zemdlał.


Siva wypadł z sali. Był zupełnie blady, spocony i zmęczony. Grzywka opadała mu na czoło, choć teraz i tak zupełnie się tym nie przejmował.
Wszyscy natychmiast się podnieśliśmy i czekaliśmy na to, co powie. On jedynie padł na krzesło, zaraz obok trzeźwiejącego po omdleniu Jay'a.
- No i co?! - spytał na pograniczu krzyku Tom.
- Bliźniaczki - mruknął Siva ledwo słyszalnie. - Mam trzy córki!
Podczas gdy Max mu gratulował, James ponownie złapał się za głowę.
- Boże! Teraz to napewno zostanę całodobową opiekunką. A to tylko dlatego, że jako jedyny nikogo nie mam! - jęknął, chowając twarz w dłonie.
- I będziesz musiał budować zamki dla księżniczek - dodał Tom, zaśmiewając się cicho.
- Fran, a ty znasz płeć? - zapytał natychmiast James, patrząc na mnie.
- Płeć? - powtórzył Seev.
Moje policzki przybrały czerwony kolor i miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Jestem w ciąży, Seev - powiedziałam cicho, patrząc w podłogę.
Nie spodziewałam się tego, lecz Kaneswaran natychmiast mnie objął i przytulił. Odetchnęłam głęboko w jego ramionach.
- Cudownie! Zostanę wujkiem! - ucieszył się.
- Siva!
Irlandczyk szybko mnie puścił, przeprosił i zniknął w sali, gdzie leżała Nareesha. 
Nathan splótł nasze palce, pogłębiając tym mój uśmiech.
- No to znasz tą płeć, czy nie? - ponowił pytanie Jay.
- Znam - odpowiedziałam dziarsko - ale nie powiem.
Już od dawna wiedziałam, że dziecko, które noszę pod sercem, jest chłopcem. Za sześć miesięcy miałam urodzić syna. Już teraz wiedziałam, że nazwę go James. Nawet jeśli miałoby to skutkować nadmierną miłością mojego synka do jaszczurek.
- No nie bądź taka! Mów - zachęcił mnie Max, któremu oczy się zaświeciły.
- Ja też chciałbym wiedzieć - oznajmił stanowczo Nathan.
Wzruszyłam jedynie ramionami i wtedy dostaliśmy zaproszenie na pierwsze spotkanie z bliźniaczkami Kaneswaran.

Zerkałam przez szybę, wypatrując dwóch mulatek. Rzeczywiście, odnalazłam dwa kojce, stojące obok siebie, z moimi "siostrzenicami". Spały pośród całego mnóstwa innych dzieci.
- Szalony dzień - westchnęłam, opierając głowę na ramieniu Nathan'a.
- Ale przynajmniej wszyscy się dowiedzieli, że zostaniemy rodzicami - powiedział, obejmując mnie.
- I dobrze zareagowali! No, może prócz James'a - zaśmiałam się.
- Gdyby tylko kogoś miał... Zmieniłby podejście do rodziny i tego wszystkiego - stwierdził Sykes.
- My jeszcze nie jesteśmy rodziną - zauważyłam, unosząc głowę, by spojrzeć w jego oczy.
- Tak właściwie, to - zaczął, przeszukując ręką prawą kieszeń spodni - od dawna planowałem porozmawiać z tobą na ten temat.
Czułam się dziwnie, obserwując jak szpera sobie w spodniach. Ludzie przechodzili obok, a reszta naszej paczki siedziała z Nareeshą. Tylko my wyrwaliśmy się na chwilę, by sprawdzić, czy wszystko dobrze z bliźniaczkami.
- Chciałem zaplanować kolację, coś romantycznego, ale nie chcę już czekać - odezwał się wreszcie Sykes.
W jego dłoni zabłyszczało coś małego i srebrnego. Po chwili otworzył dłoń i w całości ujrzałam pierścionek z brylantem, który jak dla mnie, był zupełnie idealny.
- Już niebawem, bo za pół roku, na świat przyjdzie nasze dziecko - oświadczył spokojnie, odważnie patrząc mi w oczy. - Zanim to się stanie chciałbym, żebyś została moją żoną - dodał.
Otworzyłam szerzej oczy i wydawało mi się, że się przesłyszałam. Zagryzłam mocno policzek, czekając na dalej.
- Odkąd cię poznałem, moje życie diametralnie się zmieniło - mówił z lekkim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi oczami. - Zakochałem się w tobie bez pamięci. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdybyś teraz miała zniknąć. Bez ciebie już nic nie byłoby takie samo - tutaj zaczerpnął powietrza i spytał: - Czy zechciałabyś zostać panią Sykes?
- Szczerze? - zapytałam.
- Tylko szczerze.
- Francessa Sykes brzmi całkiem nieźle - uśmiechnęłam się.
Nathan również wyszczerzył się od ucha do ucha, po czym założył pierścionek na palec mojej lewej ręki. Któraś z pielęgniarek zwróciła na nas uwagę i zaczęła klaskać. Podczas gdy my trwaliśmy w ciepłym uścisku, ludzie wokół nas zaczęli nam gratulować i cieszyć się naszym szczęściem.
Parker wychylił się z sali Nareeshy, która była tak zmęczona, że wygoniła wszystkich. Dostrzegł całą scenę i krzyknął na cały głos:
- Chłopaki! Znów trzeba organizować wieczór kawalerski!

Nareszcie!
Udało mi się skończyć ten epilog! Co prawda, mógłby być o niebo lepszy, ale... straciłam wenę na tego bloga.
Grunt, że w ogóle jest, prawda?
Ogromnie Wam dziękuję za komentarze, 42 obserwatorów i ponad 11 tysięcy wejść. To było cudowne, prowadzić tego bloga dla Was.
Wątpię, że komukolwiek będzie się chciało skomentować ten epilog, jednak pamiętajcie, że dla mnie znaczy to wiele.

I cóż mi zostało... No DZIĘKUJĘ! I przepraszam, końcówka tego bloga wyszła naprawdę nędznie.

Zapraszam Was teraz na mojego nowego bloga, jeśli ten Wam się podobał! KLIKNIJ TUTAJ.

Kocham Was!




sobota, 2 marca 2013

Rozdział dwudziesty trzeci


Ree stukała paznokciami o stolik do kawy i nerwowo zerkała w stronę zegara. Dziesięć minut.
- To nie w jej stylu, żeby się spóźniać - powiedziałem, siadając obok Nareeshy.
- Żałuję, że pojechałam wczoraj do was, a nie do niej - odpowiedziała mi, wzdychając ciężko. - Może coś się stało?
To całkiem prawdopodobne. Wczoraj usłyszała całą prawdę, podsłuchując pod drzwiami. Początkowo byłem zły na Tom'a, ale kiedy powiedział, że Fran też tam była...
- Zadzwonię jeszcze raz - oznajmiłem, rzucając zaniepokojone spojrzenie w stronę Jay'a.
Wyszedłem na taras, wyciągając telefon z kieszeni. Wybrałem numer Fran i czekałem, aż odbierze. Nie stało się tak.
- Dzwonię do ciebie już setny raz - odezwałem się, nagrywając się na pocztę. - Może zapomniałaś, ale mieliśmy dzisiaj nagrywać do naszego filmu... Jeśli nie odezwiesz się w ciągu pół godziny, jadę cię szukać.
Wróciłem do pomieszczenia. Tom podniósł wzrok znad gazety.
- No i?
- Nic. Nadal nic - westchnąłem, przysiadając na oparciu fotela.
- Wiecie, że was lubię, ale nie mamy całego dnia - podjął Dougie, oglądając fikusa.
- Wątpię, że dzisiaj coś nagramy - stwierdził Siva. - Umówimy się na inny termin?
- Chłopaki! Bądźcie profesjonalni, no - jęknął reżyser. - Straciłem przez was dużo czasu.
W ciągu paru minut, Dougie z całą swoją ekipą wynieśli się z naszego domu. Zostaliśmy już tylko my z Ree.
Panowała jakaś dziwna cisza. Nareesha siedziała, wtulona w Sivę i ciągle sprawdzająca telefon. Tom czytał jakieś pisemko dla pań. Max robił coś na swoim laptopie. Ja i Jay zerkaliśmy na siebie.
Miałem przeczucie, że coś się stało. Francessa dopiero co dowiedziała się, że chłopak, z którym była w związku, ją zdradzał i oszukiwał. Dowiedziała się też, że wiedzieliśmy o wszystkim z Jay'em i milczeliśmy.
- Koniec tego - zawołałem nagle i podniosłem się. - Jadę po nią.
- Ja z tobą - zaoferował się Loczek.
- My też - Irlandczyk wstał szybko z kanapy z narzeczoną.
- Nie róbcie afery - oświadczył Max, unosząc okulary na włosy, których nie miał. - Jay i Nath załatwią to szybko i bez problemu.
- Zadzwonimy, jak tylko dojedziemy.

Jay uniósł dłoń i zapukał głośno w drzwi prowadzące do mieszkania Fran. Im bardziej nasłuchiwaliśmy, tym coraz gorsza cisza nam odpowiadała. Drygnęliśmy, słysząc z dołu głos pana Bartoli.
- Szukacie Fran?
- Tak, dokładnie - powiedziałem, schodząc po schodach na dół.
- Wyjechała dzisiaj z samego rana - odpowiedział mężczyzna. - Nie powiedziała, gdzie.
Spojrzałem na Jay'a, w głowie rozpatrując wszystkie miejsca, gdzie Franka mogła wyjechać. 
- Dziękujemy za informację. Zaoszczędziliśmy jakiś kwadrans sterczenia pod jej drzwiami - zażartował James, uśmiechając się do mężczyzny.
Wyszliśmy na świeże powietrze i w ciszy wsiedliśmy do samochodu. Włączyłem radio, gdzie puścili akurat naszą piosenkę, nagrywaną z Fran.
- I co teraz?
- Wracamy do reszty i zobaczymy.

Po wejściu do salonu, Nareesha natychmiast do nas doskoczyła. Zauważyła nasze miny i wiedziała już wszystko.
- Nie było jej - wyjaśnił Jay Tom'owi i Max'owi.
- Jak to jej nie było? - uniósł się Parker. - Chyba nie wyparowała!
- Jej dozorca powiedział nam, że Fran wyjechała - dodałem cicho.
Max zamknął laptopa, wstał i podszedł do okna. Siva i Nareesha wydawali się być pochłonięci we wspólnej rozmowie telepatycznej, a Tom kontynuował swoje wywody.
- Gdzie mogła wyjechać? Ma tutaj kogoś znajomego, oprócz nas? Może Martin coś wie? Albo to ta cała Alisha!
- Chwila! Co powiedziałeś? - zatrzymałem go.
- O Alishy? - spytał, marszcząc czoło.
- Wcześniej.
- Pytałem, czy ma tutaj kogoś znajomego - odpowiedział skonfundowany Tom.
- Pomiędzy! - zawołał ze zniecierpliwieniem James, podłapując temat.
- No, że może Martin coś wie.
- Jadę do Martina - oświadczył Max stanowczo i zanim zdążyliśmy go zatrzymać, wybiegł z domu.


~ perspektywa Fran ~

- Nadal trudno mi się przyzwyczaić, że cię tu widzę - zaśmiał się, siadając obok niej z cichym jęknięciem.
- Przecież to też mój dom, mogę tu przyjeżdżać - powiedziałam z wyrzutem.
- Ależ oczywiście, zawsze jesteś tu mile widziana - uśmiechnął się. - Więc co się stało, że przyjechałaś?
- A musiało się coś stać? - obruszyłam się, choć dziadek i tak miał nieprzejednaną minę. - No... Sprawy się trochę skomplikowały.
- Nie chcesz o tym opowiadać? - zapytał dziadek, pocierając dłonią swój siwy zarost.
- Mogę.
- Słucham więc.
Nie wiedziałam, od czego tak właściwie zacząć. Streściłam historię z The Wanted - jak się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Wahałam się nad zdradzeniem moich zawirowań miłosnych z Jay'em, ale postanowiłam wyjawić i to. Nie zapomniałam też o ważnej roli, jaką odegrał Nathan. Potem szybko wspomniałam o Joel'u, czyli palancie i oszuście numer jeden. Dodałam do tego uczucia Sykes'a do mnie i tak oto - wyszła opowieść z całego mojego pobytu w Londynie.
Dziadek Stephen myślał i nie mówił nic długo, co mi odpowiadało. Zdążyłam rozejrzeć się po obszernym salonie i powdychać trochę powietrza z Manchester'u. Tęskniłam za domem. Pomyśleć, że musiałam zostać oszukana, żeby tutaj zajrzeć...
- No to kicha - westchnął w końcu dziadek, a ja spojrzałam na niego ze zdezorientowaniem.
- Używasz młodzieżowych słówek?
- Dwudziesty pierwszy wiek, sama rozumiesz - wzruszył ramionami. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że mało intelektu po mnie odziedziczyłaś?
- Nie rozumiem - zmarszczyłam czoło.
- Tak długo ci zajęło domyślenie się, że z Nathan'em to grubsza sprawa? Nawet ja, taki stary i można powiedzieć, oschły człowiek, zauważam, jak o nim mówisz.
- Niby jak?
- Z miłością - uśmiechnął się, a zaraz potem położył swoją pomarszczoną i ciepłą dłoń na mojej. - Według mnie, bardziej niż oszustwo Joel'a zabolało cię to, że kochasz Nathan'a.
- Czemu miałoby mnie to boleć? - spytałam niepewnie, ściskając rękę dziadka.
- Bo nie dostrzegłaś wcześniej, co się dzieje. Nie dostrzegłaś, że jego miłość jest odwzajemniona i długo zwlekałaś, by cokolwiek z tym zrobić - odpowiedział cierpliwie.
Czułam, że moje oczy wypełniają się łzami. Dziadek miał rację. On zawsze miał rację.
- I co ja mam teraz zrobić? - mój głos nabrał chrypy i brzmiał ciężko.
- Wracaj do Londynu i powiedz mu, co czujesz - poradził dziadek.
Przysunęłam się do niego bliżej, by móc go objąć. Po chwili już się w niego wtuliłam i poczułam swoistego rodzaju ulgę, choć najcięższe zadanie dopiero na mnie czekało.
- Zanim jednak wyjedziesz, może spotkasz się z przyjaciółmi?

~ perspektywa Nathan'a ~

Zerknąłem na Sivę i parsknąłem lekkim śmiechem. Nareesha zareagowała na to bardzo zaszokowanym spojrzeniem, które posłała w moją stronę.
- Z czego się śmiejesz, idioto? - spytał Max, uderzając mnie w tył głowy.
- Ta sytuacja jest taka głupia, że aż śmieszna - oznajmiłem, wyciągając się na siedzeniu.
- Nie denerwuj mnie, bo zaraz zawrócę! - zagroził Siva, choć wyczułem w jego głosie chęć do roześmiania się.
Irlandczyk zacisnął palce na kierownicy i ze skupieniem wpatrywał się w drogę. Siedząca obok niego Nareesha kręciła się na miejscu pasażera, by ostatecznie wlepić oczy w przewijający się za szybą krajobraz. Ja i Max siedzieliśmy z tyłu. Łysy ciągle esemesował ze swoją Gwen.
- Nie wierzę, że Franka nie powiedziała nic Martin'owi - oświadczył nagle Max, robiąc zamyśloną minę. - Jej obowiązkiem jest powiadomienie go o każdej zmianie miejsca pobytu.
- Ona nigdy nie wypełnia obowiązków - skwitował Siva, wzruszając ramionami.
- Jak dobrze, że miałam zapisany numer jej dziadka - westchnęła Ree.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że ukradłaś ten numer z mieszkania Fran - wtrąciłem, za co zaraz dostałem w kolano od Mulatki.
- Ważne, że ktoś się domyślił, że wróciła do Manchester'u - podsumował Max, wyprężając dumnie pierś.
- Ej, przecież Jay podsunął ten pomysł - zamyśliła się Nareesha.
- Tak, ale ja powiedziałem go głośno - odpowiedział Max, naburmuszając się lekko.
- Dobra! Przynajmniej wiemy, gdzie jest ta sierota - odezwał się Siva.
Reszta podróży minęła nam w ciszy. Jedynie Nareesha włączyła radio, co nieco nas rozluźniło. W ciągu kilku godzin dotarliśmy pod jej dom. Rozglądałem się w milczeniu, pochłaniając każdy zakamarek miejsca, gdzie dorastała Fran.
- Spóźniliście się - usłyszałem.
Natychmiast skierowałem swój wzrok na starszego mężczyznę, czyli jej dziadka. Stał w progu i mówił chyba do mnie. Tak, jakby mnie rozpoznał i wiedział, że to wszystko to moja wina.
- Jak to, panie Orchard? - zapytał Siva z lekkim przerażeniem.
- Chciałem ją tu zatrzymać i wymyśliłem, że musi spotkać się z przyjaciółmi. Rzeczywiście, zrobiła tak, jednak teraz pewnie jest już na dworcu - odpowiedział spokojnie.
- Na dworcu? - powtórzyłem.
- Chciała wrócić do Londynu. Do ciebie - uśmiechnął się ciepło, co również odwzajemniłem.
- Może uda nam się ją jeszcze złapać - stwierdził Max.
- Dziękuję i przepraszam za wszystko, panie Orchard - powiedziałem, nim wsiadłem do samochodu.
- Nie ma za co, synu - odpowiedział, po czym zamknąłem drzwi auta. - Fran nie będzie żałowała...
W maksymalnie szybkim tempie trafiliśmy na dworzec, a wszystko dzięki Max'owi. Bez niego, w roli przewodnika po Manchester'ze, zgubilibyśmy się chyba ze 100 razy.
Biegłem ile sił w nogach. Tablica pokazała, że pociąg do Londynu wyjeżdża za minutę, więc postanowiłem odnaleźć ten pociąg. Byłem już naprawdę blisko, kiedy jakaś walizka dostała się pod moje nogi, przez co runąłem na ziemię.

~ perspektywa Fran ~

Przez spotkanie z Megan, na którym omawiałyśmy jej ślub z Matt'em, zupełnie się zapomniałam i na złamanie karku pędziłam do pociągu, którym miałam wrócić do Londynu. Mój pobyt w domu był całkiem krótki.
Walizka w tak szybkiej prędkości zaczynała skrzypieć, a kółka latały w powietrzu. W pewnym momencie jedno z nich się urwało i bagaż wypadł mi z rąk. Usłyszałam już jedynie głośny łomot.
Odwróciłam się i serce mi zamarło.
- Nathan? - zapytałam z niedowierzaniem.
Odpowiedział mi jedynie długi i bolesny jęk chłopaka, który teraz przewrócił się na plecy. Bez problemu mogłam stwierdzić, że to naprawdę był Nathan.
Ukucnęłam przy nim.
- Nic ci nie jest? - spytałam z troską, spoglądając w jego oczy.
- Teraz już nic - odpowiedział cicho, po czym zgarnął moją dłoń w swoje. - Bo cię znalazłem.
Złapałam z nim długi i intensywny kontakt wzrokowy. Poczułam się tak, jakby nikogo wokół nas nie było. Nie słyszałam krzyków, szelestów, kroków. Nie czułam stresu, dyskomfortu i bólu. Wszystko było idealne.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci prawdy - odezwał się pierwszy. - Ta sprawa z Joel'em była tak idiotyczna, że sam czułem się jak idiota, uczestnicząc w tym. Przepraszam.
- Przepraszam, że wyjechałam - zawtórowałam mu. - Myślałam, że to najlepsze wyjście.
- Muszę ci coś powiedzieć, ale wolałbym wstać - odparł.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że on nadal leży na zimnej posadzce i prawdopodobnie jest obolały. Pomogłam mu wstać i zauważyłam, że Siva z Nareeshą przyglądają się całej scenie z ukrycia, czyli za wózkiem bagażowym.
Kiedy stanęliśmy twarzą w twarz i jego wzrost wyraźnie się uwydatnił, Nathan nabrał powietrza w usta. Zerknęłam na niego, ale nie wydawało mi się, by miał zamiar cokolwiek teraz powiedzieć.
- Chciałeś chyba coś mi powiedzieć - zauważyłam w końcu.
- Tak, tak. Wiem - pokiwał głową. - Ale muszę się zebrać w sobie. Tak właściwie, to już to wiesz i po prostu się powtórzę, ale teraz sytuacja wydaje się poważniejsza i...
- Po prostu mi to powiedz - oznajmiłam łagodnie.
Wypuścił powietrze z głośnym świstem, po czym spojrzał mi w oczy. Jego dłoń odnalazła moją. Skoncentrowałam się na jego ustach, które wypowiedziały tylko dwa słowa.
- Kocham cię.
- O matko - jęknęłam, przybierając nieprzyjemną minę.
Puściłam dłoń Nath'a, który wyglądał teraz na mocno smutnego i zmartwionego.
- Przepraszam - powiedziałam. - Przepraszam, ale to dosyć trudne, żeby wyjaśnić ci to, co się dzieje w moim sercu.
- Spróbuj jak najprościej. Może jeszcze zdążysz na pociąg - odparł ochrypłym głosem.
- Jak najprościej? - powtórzyłam.
- Dokładnie tak.
Nabrałam powietrza w płuca i dodało mi to odwagi. Złapałam Nathan'a za kołnierzyk jego koszuli, za który go pociągnęłam w swoją stronę. Nasze usta złączyły się w pocałunku tak bardzo wyczekiwanym, że aż perfekcyjnym.
- Oh yeah, baby! - zawołał Siva, po czym wykonał dziwny gest z radości i wywalił na siebie czyjąś walizkę.
Oderwałam się od Nathan'a i zapanowała cisza. Przygarnął mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna i szczęśliwa. Jeśli jeszcze dzisiaj rano chciałam zmieniać całe swoje życie, teraz nie ruszyłabym dosłownie niczego. Rano chciałam cofnąć czas, a teraz nigdy nie skorzystałabym z takiej sposobności.
- Ja też cię kocham, Nath - szepnęłam w jego szyję.
- Boże! Naprawdę się cieszę! - krzyknęła rozentuzjazmowana Ree, a my spojrzeliśmy na nią jak na idiotkę. - Siva dostał w głowę bagażem. Możemy jechać do szpitala?


Na samym wstępie wypadałoby Was przeprosić za to opóźnienie. Rozdział napisałam spontanicznie dopiero dzisiaj. Opuściła mnie wena po prostu. A że chciałam szybko skończyć, no to... no to skończyłam.Ta część jest okropna i zupełnie nie podoba mi się to wyżej, więc ponownie - przepraszam.
Ale no, jest powód do radości! Skończyło się Frathan'em, brawa!

Dobra, ale to i tak nie poprawia tego rozdziału.

Więc naturalnie napiszę teraz coś o moim nowym blogu, albowiem dodałam już czwarty rozdział! Może ktoś wpadnie i skomentuje, proszę? Jak coś, to klikajcie tutaj.

To już będzie koniec. Oczekujcie niedługo epilogu, znaczy... no, jak go wymyślę, to będzie!