sobota, 22 września 2012

Rozdział szósty


 Dzwonek do drzwi sprawił, że aż podskoczyłam.
Poprawiłam swoją pudrową sukienkę na ramiączka i porozumiewawczo kiwnęłam do chłopaków. Spędziłam z nimi ponad 2 godziny, a oni nadal widzieli we mnie o wiele młodszą, tajemniczą dziewczynę znikąd. Nie to, żeby mi to nie odpowiadało, ale niestety już niedługo miało się skończyć.
    - Jak dobrze, że już jesteście – uśmiechnęłam się, otwierając drzwi na oścież.
Do przedpokoju wsypało się troje ludzi – Jo, Anthony i David. Ten ostatni założył rażącą fioletowym kolorem bluzę z kapturem, a Jo chyba próbowała go przebić oczojebnymi leginsami w kolorze limonkowym.
    - To naprawdę cudowne, mieć nową sąsiadkę – klasnął w dłonie David. - Zapewne miałbym cię na oku, gdybym był odmiennej orientacji.
„Dzięki Bogu” - pomyślałam szybko, ściskając jego dłoń. Co jak co, ale ociekającego żelem chłopaka miałam tylko w wieku 5 lat – swojego kena. I broń Boże, nie chciałam tego ponownie przeżywać.
    - Jo ma dzisiaj o wiele lepszy humor, niż zazwyczaj, więc nie musisz się martwić – mrugnął do mnie Anthony, przypominając jednocześnie o tym, iż Jo nie od razu zapałała do mnie sympatią.
    - Mamy dla ciebie coś zielonego, paprotkę – odezwała się, uprzednio szturchając swojego chłopaka. - U mnie w domu wierzy się, że paprotka w nowym mieszkaniu przynosi szczęście, i tobie tego życzę – uśmiechnęła się serdecznie, że aż mnie zatkało.
    - Strasznie dziękuję – wymamrotałam.
    - Zapomniałbym! Przecież ja też coś dla ciebie mam – machnął ręką Dav. - Widziałem twoją torebkę, jest okropna. Pewnie dostałaś ją od kogoś i nie wyrzuciłaś z sentymentu?
Miałam odpowiedzieć, że tak właściwie to sama ją kupiłam, bo jest cudowna. Kto nie lubi skórzanych torebek z indiańskimi motywami?
    - Proszę, to dla ciebie – zza pleców (też nie wiem, jak ją tam schował.. chyba nie trzymał jej w spodniach z tyłu?) wyjął czarną torebkę ze skóry, na cienkim czarnym paseczku. - Mój kolega robi, z prawdziwej, krokodylej skóry.
Moje oczy musiały przypominać pięciozłotówki. Jednak zdobyłam się na podziękowanie, i jednym palcem zahaczyłam o pasek. Oczywiście, wcale nie chodziło o prawdopodobieństwo, że on trzymał to w swoich bokserkach. Ograniczając kontakt z krokodylą skórą do minimum, położyłam prezent na szafkę.

Jeżeli miałabym opisać reakcję moich gości, gdy zobaczyli w salonie 4/5 The Wanted, użyłabym określenia – chaos. Anthony spokojnie to przyjął, normalnie się przywitał bo wcale ich nie znał. Jo za to zaczęła piszczeć i przytulać się do nich, przyrzekając że jest najwierniejszą fanką. Jednak David... on niestety ucałował każdego z nich w policzek i cudem sprawiłam, że nie wręczył im swojego numeru.
Chłopcy odnaleźli się w roli gospodarzy, bo zabawiali tę trójkę świetnymi opowieściami z trasy. Historia o tym, jak Jay o mało nie spuścił w toalecie Neytiri, lub o tym, jak Sykes zgubił spodnie w tour busie, rozśmieszyły wszystkich do łez. No, może z wyjątkiem ich samych, ale nie powiem – miło było wreszcie się z nich pośmiać.
Wtedy po raz drugi zadzwonił dzwonek. Od razu wstałam i krzyknęłam już w korytarzu:
    - Jednak przyszedł nasz pan dozorca!
Spaliłam cegłę. Przede mną, zaraz za progiem, stał wysoki, opalony, ciemnooki chłopak o czarnych, błyszczących włosach sięgających ramion. Zrobiło mi się strasznie głupio, tym bardziej że mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
    - Ja jestem...
    - Pewnie siostrzeniec pana Bartoli, tak? - spytałam cicho. - Bardzo przepraszam, ja nie wiedziałam, tylko chciałam...
    - Przecież nic się nie stało – odpowiedział, łamanym angielskim.
O tak. Jeżeli mężczyźni są przystojni, to on musiał być mega przystojny. Albo i nawet piękny, jeśli mogę tak to ująć. A w dodatku – stał na moim progu!
    - Mam na imię Leo. Leo Maxse – odezwał się nagle. - Moja mama i ja przyjechaliśmy właśnie do wujka...
    - Powiadomił mnie o tym – powiedziałam odrobinę za szybko. - Wejdź, wejdź. Proszę – wykonałam kolisty ruch ręką, poprawiając się nieudolnie..
    - Przyniosłem wino. Oryginalne włoskie, z naszej winnicy. Doskonały rocznik, mam nadzieję, że będzie smakowało – posłał mi jeden ze zniewalających uśmiechów.
Ściskając butelkę czerwonego wina od niego, zamknęłam drzwi i wprowadziłam go do salonu, przez przypadkiem zerkając na jego umięśnione barki i niewinne opadające spodnie.

    - Przecież to jest genialny pomysł – oburzył się David.
Spojrzałam na niego niepewnie myśląc, że wzbudzę w nim litość. Jednak jego oczy nadal okazywały siłę i stanowczość.
    - Daj spokój, Franka – na moim ramieniu oparł się podchmielony Tom. - Co może się stać podczas gry w butelkę?
I tak to się zaczęło. Zgodziłam się, usiedliśmy w okręgu. Max opróżnił butelkę po piwie paroma łykami, położył ją w centrum i wskazał na mnie.
    - Ty, kręcisz.
Westchnęłam i zrobiłam tak, jak mi kazali. Koniec butelki zakręcił się mocno, zatoczył parę kół, i wskazał na Jo.
Na początku ta zabawa nie była niczym specjalnym. Graliśmy tylko na pytania, by lepiej się poznać. Dowiedziałam się, że Jo pracuje jako dziennikarka i bardzo lubi tę pracę, bo jej gazeta pisze tylko prawdę. A możliwe nawet, że w przeciągu roku dostanie awans i własną rubrykę.
David żył z tego, co przejadł i przepił na imprezach. Ale mówię teraz zbyt ogólnikowo. Jest oczywiście gejem, przyznał się do tego otwarcie, a nawet udowodnił to, całując Leo. Szczerze powiedziawszy, ten drugi był bardzo zdegustowany, jednak nie miał wyboru. Wracając do Davida, pomaga on swojemu 'koledze' (jeżeli wiecie, o co mi chodzi) w małym biznesie modowym, a również organizuje imprezy na zlecenia.
Natomiast Anthony jest przemiłym i bardzo uczynnym mechanikiem, prowadzącym zakład ze swoim kumplem ze studiów i z ojcem. Powiedział mi nawet, że remontuje starego cadillaca i może mi go odsprzedać w dobrej cenie, gdy tylko będzie sprawny.
Oprócz tego, że Leo prowadzi winnicę z rodziną, a The Wanted są... The Wanted, to ja musiałam też opowiedzieć o sobie. Przyznałam się do wieku 21 lat, mimo że wszyscy myśleli, że mam najwyżej 18 (i musiałam pokazać dowód osobisty, ale to nic). Powiedziałam, że jestem z Buxton, ale wychowałam się u dziadka w Manchesterze, no i że szukam pracy jako projektantka wnętrz, ewentualnie jako kasjerka w Tesco.
Potem zaczęło robić się poważnie.
    - Weźmy, zróbmy rundkę na całowanie! - wykrzyknął Tom, a wszyscy się zgodzili.
Wszyscy oprócz mnie.
Parker, który miał w ręku butelkę, zakręcił. Zgadnijcie, na kogo wypadło? NA MNIE. 10 punktów dla Gryffindoru.
    - Ta zabawa jest głupia – chrząknął Jay niemal niedosłyszalnie.
Kiedy pomyślałam sobie, że może jest zazdrosny, ochoczo ruszyłam na środek, gdzie Tom już doszedł na kolanach. Pośród buczeń, jęków, gwizdów, i tym podobnych, dostrzegłam też zażenowanego Nathana, który bawił się butelką, jako jedyny nie patrząc na nas.
Nabrałam powietrza i przymknęłam oczy, a wtedy Tom przywarł swoimi ustami do moich. Trwało to może trzy sekundy, ale w tym czasie poczułam kilka rzeczy. Słodycz jego warg, miękkość jego warg, lekki odór piwa i jego ręka na mojej... moim... chyba wiecie gdzie.
Przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że jeżeli miałabym z kimś z The Wanted, to nie z Tomem.
    - Koniec tego, Parker!
Tę chwilę przerwał Jay, lekko odpychając Toma. Tamten wyszczerzył się, okazując ilość procentów we krwi, ale po chwili szepnął:
    - Tylko ani słowa Kelsey, jasne?
    - Easy, men – poklepał go po ramieniu McGuiness, i zadowolony wrócił na swoje miejsce.
Co było dalej? Wylosowałam Nathana. To było makabryczne uczucie, gdy główka butelki skierowała się właśnie na niego. Serce natychmiast poderwało się do góry, a ja spłonęłam rumieńcem. On tylko uśmiechnął się zawadiacko, a gdy już byliśmy naprzeciwko siebie (niebezpiecznie blisko), szepnął tylko:
    - Spokojnie, będę delikatny.
Jak powiedział, tak zrobił. Spoglądając mi w oczy, subtelnie dotknął wargami moich ust, a kciukiem rozpalonych policzków. Podczas tego pocałunku, w który mimo woli się zaangażowałam, uświadomiłam sobie, że... że Nathan umie całować, tylko tyle. Bo przecież przyspieszone bicie serca, u mnie i u niego oraz świetny smak jego ust nie mógł znaczyć nic więcej.
Tym razem również zainterweniował Jay, jednak dzięki Bogu – w dalszej rozgrywce nie musiałam się z nim całować.

    - To dobrze, że tu trafiliśmy – odezwał się Max.
    - Co? Czemu? - spytałam, zdezorientowana.
Z całowania przeszło na wyzwania. Moim miało być '7 minut w raju' z przystojniakiem. Rajem została nazwana moja łazienka, a przystojniakiem Max. Z dwojga złego, lepiej Max niż Tom... Albo co gorsza – Jay.
    - Fran, wiem kim jesteś – powiedział, stając naprzeciwko. - Domyślałem się od dawna, ale... no tak, wiem to na pewno.
    - Max, o czym ty mówisz? - parsknęłam śmiechem, ale zaczęłam się denerwować. - Jestem Francessa Orchard, tylko tyle.
    - I Fancy, czyż nie?
Przed oczami przeleciało mi nagle mnóstwo obrazów, twarzy i wspomnień. Jeszcze raz zobaczyłam siebie, kiedy w wieku 16 lat poszłam na przesłuchanie do talent show i nie przeszłam. I wtedy, kiedy współpracę zaproponowała mi Alisha Toison, jako suport na jej koncertach w trasie po Europie. I to, jak przybrałam przezwisko 'Fancy'. Jak ludzie mnie kochali, jak czułam się doceniona... A potem, gdy Alisha z zazdrości zwolniła mnie i zabrała wszystkie moje piosenki. I wtedy, gdy musiałam uciec. Uciec, jak zwykły tchórz.
    - Skąd wiesz? - zapytałam, nie poznając swojego głosu.
    - Twoja barwa, wygląd, sceptyczność wobec tej całej Alishy... Nie wiele się zmieniłaś, Fran – uśmiechnął się, kątem ust. - Byłem twoim fanem, kiedyś.
    - Tak... To wszystko wyjaśnia – zasępiłam się.
    - Co się tak właściwie stało?
Spuściłam głowę. Chyba nie miałam ochoty tego opowiadać, ale czułam, że Maxowi mogę bezgranicznie zaufać. Czułam, że... że on nigdy mnie nie skrzywdzi. To było takie dziwne, ale starczyło spojrzeć w jego szare oczy i już – byłaś zakochana. Oczywiście, w jego osobowości.. Max nie podobał mi się AŻ tak, jak myślicie.
- Więc... To było tak...

Jeżeli myślałam, że to będzie zwykłe spotkanie, to grubo się myliłam. Muzyka grała pod okiem Davida, ale tak, że aż okna trzeszczały, a podłoga wydawała się ruszać. Dziękowałam Temu na górze, że pana Giuseppe nie było w tym budynku teraz.
Jedyne, co było wielce zaskakujące to to, że Leo się ze mną umówił. Sam zaproponował spotkanie jutro wieczorem. Byłam wniebowzięta i szybko się zgodziłam.
Kiedy już zupełnie nic mi się nie chciało, a dochodziła trzecia w nocy, weszłam do niesamowicie ciemnej sypialni, którą oświetlały tylko lekko lampy z ulic. Położyłam się na łóżku i zaczęłam wpatrywać w ciemny sufit. Oddychałam płytko, zasłonki latały w powietrzu za sprawą londyńskich podmuchów.
    - Myślałem, że będę tu sam.
Wzdrygnęłam się i dopiero teraz zobaczyłam obok siebie rysy twarzy Nathana. Miał lekko podkrążone oczy, ale i tak się uśmiechał.
    - Ja też, ale chyba możemy poleżeć tutaj... sami – szepnęłam bez przekonania.
I tak było. Milczeliśmy, tylko muzyka bębniła przez drzwi. To trwało jakieś trzy minuty. Wtedy powiedział:
    - Wiesz? Świetnie sobie poradziłaś... Naprawdę, wszyscy cię polubiliśmy.
I wtedy stała się rzecz ekstremalnie niemożliwa. Poczułam w swojej dłoni przyjemne ciepło – jego dłoń. Dobrze, że było ciemno – inaczej uśmiałby się z mojej zdezorientowanej miny.
    - Orchard? Fra-... - światło się zapaliło, głos Jaya zamarł, a Nathan natychmiast zabrał rękę. - Nie chciałem przeszkodzić...
    - Nic się nie stało, McGuinness – odparłam spokojnie, jednak trochę za chłodno. - O co chodzi?
    - Leo i Max... się biją chyba – powiedział z jakąś dziwną nutą w głosie.

Ich bijatyka była kłótnią o to, który klub piłkarski jest lepszy. Rzecz jasna, Max jako zapalony piłkarz i kibic, nie dał sobie w kaszę dmuchać.
Kiedy sąsiedzi zaczęli już wychodzić, a do moich drzwi zapukał Kumar – brat bliźniak Sivy – ucieszyłam się. Oznaczało to koniec tej imprezy, jednak początek moich dylematów.

Wybaczcie mi, że tak strasznie późno dodaję. Jednak lepsze to, niż nic.
Straciłam wszystko, co miałam na komputerze przez tą naprawę. Inaczej, rozdział byłby dodany już dawno temu. Ale przekonuję się, że druga klasa gimnazjum to nie raj, i też trzeba troszkę posiedzieć nad lekcjami.
W każdym razie, błagam o komentarze pozytywne, bo nie wiem, czy chcecie mnie z powrotem. ;D
W tym rozdziale trochę Frathan, nie wiem, co myślicie. ;D 
I tak a propo - wiecie że Fray (Fran+Jay) oznacza bitwę/walkę? Wydaje mi się, że idealnie do nich pasuje. 


7 komentarzy:

  1. Taaaak checemy Cię z powrotem;)Jeszcze pytasz:P
    Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam jak zobaczyłam że dodałaś rozdział;D
    Odrazu mi się humor poprwawił;)
    A co do Frathan to mi nie przeszkadza że było o nich więcej;)powiem szczerze,że kibicuje za tym żeby byli razem;p
    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału tylko nie każ aż tyle na niego czekać jak poprzednio;P
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem jak kto jest bo sama jestem w drugiej klasie ^^
    Ale rozdział wyszedł ci zajebisty :*
    Jak ja chciałabym tak pisać <3
    Cudowne :3
    Pisz szybko następny :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, no. Uwielbiam Cię. *.*
    Za ten Gryffindor ode mnie otrzymujesz co najmniej 50 punktów. ;D
    (ochh, jakby to był Slytherin, to by było nawet sto. ^^)
    Merlinie, błagam Cię, o "coś" jeszcze z Davidem. Tylko o coś... Pozytywnego oczywiście. ;D
    (och bo chcę go pokochać całym swoim sercem, no a do tego jeszcze mi trochę brakuję, bo coś go mało. ;D)

    Och, Leo...
    A ja już myślałam, że tym siostrzeńcem będzie ktoś z 1D.
    Marzenie ściętej głowy, wiem. ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. TAK! TAK! TAK!!!!
    Świetny rozdział :*****
    Chcę jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo jak mi się humor poprawił jak zobaczyłam nowy rozdział! David i Tom rozwalili system :DD
    " Daj spokój, Franka – na moim ramieniu oparł się podchmielony Tom." świetna kreacja, śmiałam się do monitora xdd
    czekam na kolejne wątki Frathan, lecz z dodatkiem walki, trochę pikanterii nie zaszkodzi :DD no i uwielbiam te niespodzianki, Fran w talent show, naprawdę pomysłowe :)))
    tak się wciągnęłam, że chyba zacznę drukować Twoje rozdziały i oprawię je w książkę w drukarni :)
    pozdrawiam MarI xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Wrrróóóóćććć do nas;(
    Co do rozdziału świetny;)
    Czekam na next'a;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń