niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział dwunasty


**UWAGA**
Proszę usiąść wygodnie i przygotować nerwy. W tym rozdziale po raz ostatni gościmy Fray, więc nie denerwujcie się. To już naprawdę ostatni raz!

Coś posmyrało mnie po twarzy.
- Cześć, kochanie! Wstawaj szybko.
Otworzyłam oczy i krzyknęłam. Max uśmiechnął się szeroko.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam natychmiast.
- Potrzebujesz opieki, prawda? - uniósł brew. - I tak, też miło cię widzieć.
- Jesteś sam? - spytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Tak. Ustaliliśmy grafik opieki nad tobą - poruszył brwiami.
- Och, nie mów, że aż tak się mną martwicie!
- Praktycznie rzecz biorąc, to nasza wina że skręciłaś kostkę i jesteś prawie kaleką - wyjaśnił.
- Ee, dzięki za podnoszenie mnie na duchu - ziewnęłam.
- Wstawaj, ubieraj się, a ja... pokręcę się w salonie.
I wyszedł.
Podniosłam się i dokuśtykałam do szafy. Wyjęłam luźny szary sweter i granatowe leginsy. Trudno było mi funkcjonować z tą nogą, ale jeśli będę się tylko oszczędzała przez dwa tygodnie, wszystko będzie normalnie.
Z drugiej strony, The Wanted muszą się bardzo nudzić. Grafik opieki nade mną? Co ja będę robić z nimi całymi dniami?
Wyszłam już ubrana z łazienki i ku mojemu zdziwieniu - nie słyszałam włączonego telewizora. Za to poczułam ciekawy zapach dochodzący z kuchni.
- Max? - zawołałam.
Wychylił się z kuchni w świetnym humorze.
- Chodź, zrobiłem śniadanie!
Byłam mocno zaszokowana, ale udało mi się dojść do kuchni i usiąść przy stole. Max z wielkim bananem na twarzy, postawił przede mną talerz pełen jajecznicy. Usiadł obok mnie z porcją dla siebie.
- Ambitne - skomentowałam z ironią.
- To jest maksymalny zakres moich możliwości kulinarnych, więc jakbyś mogła - chrząknął - to nie bądź aż tak surowa.
- Dobrze, jeszcze dzisiaj nie oddasz fartucha - wzruszyłam ramionami.
Roześmiał się.
- Jakby coś, to ja mogę gotować - dodałam, nabierając na widelec trochę żółciutkiej masy.
Spróbowałam. Ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, była idealna!
- I jak? - spytał, poruszając brwiami.
- Może umiesz robić tylko jajecznicę, ale za to robisz ją świetnie - pochwaliłam go. - Przedstawisz mi ten grafik wreszcie?
- Oczywiście, Fran - odchrząknął i wyprostował się. - Zasada jest prosta: MaxMonday, TomTuesday, ThursJay, SivaSaturday i SykesSunday.
- Okej, a co ze środą i piątkiem?
- W środę przychodzi Ree. A piątek masz wolny od tych idiotów - machnął ręką.
Podskoczyłam na dźwięk telefonu. Max podniósł się szybko i odebrał. 
- Słucham? Tak, oczywiście. Już podaję.
I odwrócił się do mnie. 
- Kto? - spytałam bezgłośnie.
- Jakiś Matt.
Wyciągnęłam rękę, a George podał mi telefon. 
- No cześć! - odezwałam się.
- Fran! Stoo lat! Stoo lat! Niech żyje, żyje naam!
Z tego wszystkiego nawet zapomniałam, że wczoraj miałam urodziny.
- Nie mogliśmy się wczoraj wcale do ciebie dodzwonić!
- Byłam poza miastem - odpowiedziałam. - Z przyjaciółmi.
- No ładnie! Dopiero wyjechałaś, i już masz nowych przyjaciół?
- Tak się złożyło - uśmiechnęłam się na widok Max'a myjącego patelnię.
- Kim był ten facet, co odebrał?
- Właśnie jeden z nowych przyjaciół.
- Kurde, muszę już jechać do pracy. Megan tu jest, zaraz ci ją dam!
Przez parę minut po drugiej stronie panowała cisza. Zdążyłam zjeść jajecznicę, więc Max znów zaczął zmywać naczynia. Trzeba dodać, że gdy to robił podśpiewywał pod nosem i w dziwny sposób kręcił biodrami. Jednak na każde moje parsknięcie śmiechem odwracał się i był oburzony, więc starałam się nie śmiać.
- Fran! Wszystkiego najlepszego, kochanie! - usłyszałam nagle.
- Dzięki, Meg - odpowiedziałam.
- Przez ten weekend wcale nie rozmawiałyśmy.
Teraz Max nasypał karmy do miski Gerarda, a pies natychmiast pojawił się w kuchni.
- Przecież dzwoniłam w czwartek!
- Martwiłam się.
- Wyjechałam na weekend - odparłam.
- Jestem z Matt'em!
- Wow... Serio? Od kiedy?
- Od piątku! Nie mogłam się doczekać, żeby ci to powiedzieć.
- Opowiadaj!
Wtedy dałam Max'owi znać, że może spokojnie oglądać mecz, bo trochę mi się zejdzie.

Potem zadzwoniłam też do dziadka. Nasłuchałam się o tym, jak to świetnie się czuje. Zupełnie zaskoczyłam go tym, że zechciałam porozmawiać z panią Amelią. Ona miała już trochę odmienne zdanie na temat dziadka diety i jego podejścia do wszystkiego.
- Już wykorzystałaś wszystkie darmowe minuty? - zażartował, gdy wróciłam do salonu.
- Przepraszam, że musiałeś się nudzić - powiedziałam, padając na kanapę.
Wyłączył telewizor.
- Pomyślałem, że teraz jest idealny moment, by pogadać o twojej karierze - zaczął.
- Co masz na myśli?
- Ja i Tom chcemy ci pomóc. Wtajemniczyłem go.
- A to jest jakaś tajemnica? - spytałam śmiejąc się.
- Posłuchaj - złożył dłonie w wieżyczkę. - Chciałbym, żebyś wystąpiła przed Jayne. Ona jest naprawdę świetna w łowieniu nowych talentów, może ci pomóc. Dodatkowo, pracowalibyśmy razem. The Wanted wzięło by cię pod opiekę, byłabyś suportem i uczennicą.
Długo na niego patrzyłam, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Ty naprawdę to wszystko obmyśliłeś - mruknęłam do siebie.
- Żebyś wiedziała - uśmiechnął się. - Wystarczy, że Jayne cię przyjmie. A wiem, że polubiła cię, gdy pierwszy raz się spotkałyście.
- Po co nam Tom w tym wszystkim?
- Szykujesz się na przesłuchanie, więc chciałbym ci pomóc. Ale mamy tylko dwa dni dla siebie - dziś i przyszły poniedziałek. Tom jest świetnym wokalistą, pomoże ci.
- To brzmi jak wielka ściema, szczerze mówiąc - uśmiechnęłam się. 
- Nie gadaj, tylko bierzmy się do pracy! Masz jakieś szkice piosenek? Najlepiej by było zaśpiewać coś swojego.

Do wieczora siedzieliśmy nad moimi notatkami. Max wybrał piosenkę zatytułowaną "Unforgettable". Opowiadała o miłości nie do spełnienia, ale też nie do wymazania z pamięci.
- Zamówię pizzę, okej? Zgłodniałem - powiedział wreszcie.
- Byłoby świetnie - przyznałam.
Zagrałam melodię do tej piosenki na fortepianie. Teraz ze znudzeniem i zmęczeniem na twarzy.
Max wrócił po minucie i usiadł na oparciu kanapy. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale w trakcie naciskania klawiszy, powiedziałam:
- Całowałam się z Jay'em.
Otworzył szerzej oczy, jednak milczał. W tym czasie ja też zachowałam ciszę. Pokój był oświetlony jedynie małą lampką stojącą na parapecie obok kaktusów.
- I co było dalej?
- Powiedział, że to nie miało prawa się stać i odszedł.
- Idiota - mruknął, zsuwając się na kanapę.
- A potem mówił coś dziwnego - zaczęłam niepewnie. - Że nie jest dla mnie odpowiedni, że nie może się we mnie zakochać. I że ja nie powinnam w nim.
Max uniósł głowę i wyjrzał zza oparcia kanapy.
- To dziwne. 
- Szczerze mówiąc, powiedziałam ci to, bo liczyłam na jakąś radę - westchnęłam.
- Nie mam pojęcia, czemu nie miałby być dla ciebie odpowiedni... Nigdy nie wierzył w siebie. Uważa, że w porównaniu z Nath'em wypada mizernie. Musi się bać - wzruszył ramionami. 
Pokiwałam głową, dalej wystukując różne nuty na fortepianie. Max się zerwał i patrzył na mnie z ciekawością.
- No ale, jak on całował? - spytał szybko i przypomniał mi Nareeshę.
Uśmiechnęłam się szeroko i zupełnie mimo woli. Max bez słów to skomentował ruchem brwi.
- Normalnie - odparłam.
- Normalnie dobrze, źle, czy średnio? - pytał dalej.
Pukanie do drzwi.
- Chyba nasza pizza przyjechała - oznajmiłam z satysfakcją.
Max przewrócił oczami i ruszył do drzwi.

We wtorek wpadł Tom. Niby miał mi pomóc, i rzeczywiście to robił, jednak przez większość czasu pękaliśmy ze śmiechu. Za to w środę Nareesha powiedziała, że koniecznie trzeba wysprzątać cały dom i chcąc nie chcąc - musiałam jej pomóc.
W czwartek wstałam bardzo wcześnie rano. Zastanawiałam się, jak spędzę cały dzień z Jay'em, skoro nasze relacje są... dziwne.
Założyłam koszulę z materiału dżinso-podobnego i turkusowe rurki. Spojrzałam w lustrze na swoje włosy i wiedziałam, że zdecydowanie muszę coś z nimi zrobić.
Co z tego, skoro i tak nie mogę ruszyć się z domu?
Zrobiłam śniadanie Gerardowi. A tak dokładniej, wrzuciłam mu pozostałości karmy do miski. 
Rozpaczliwie potrzebowałam zakupów i świeżego powietrza!
Rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam do nich, a moja kostka już prawie nie bolała... Może by się udało jutro wyjść?
Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Loczka i choć nie była to żadna niespodzianka, serce mocniej mi zabiło.
- Cześć - odezwał się.
- Cześć, wejdź - powiedziałam, po czym utkwiłam swój wzrok w podłodze.
Jaybird wszedł do środka, i zamknęłam za nim drzwi.
- Jest coś specjalnego, co chciałabyś dzisiaj robić? Nie miałem pomysłu, bo teoretycznie rzecz biorąc nie powinnaś wychodzić - zaczął.
- Nawet nie wiesz, jak chciałabym się stąd wyrwać - westchnęłam.
Gerek skoczył na Jay'a parę razy, a ten podniósł go na ręce i pieszczotliwie podrapał psa za uchem.
- Jadłaś już śniadanie? - zapytał, patrząc na mnie.
- Jeszcze nie.
- To ja wyjdę z nim na spacer - wskazał podbródkiem na psa - a ty zjedz coś treściwego, to może sprawię ci niespodziankę - uśmiechnął się.
Rozmawia ze mną, uśmiecha się - jest lepiej niż myślałam, że będzie.
- No dobrze - mruknęłam.

Gdy już pozmywałam po śniadaniu, usłyszałam że Jay wszedł do domu. 
- Jesteśmy!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Może to głupie, ale wyobraziłam sobie nas jako parę mieszkającą razem.
Brr. Wyrzuć to z umysłu.
James wkroczył do kuchni, poprawiając swoją szarą czapkę.
- Więc co miałaś do załatwienia na mieście? - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Nie mam nic w lodówce, muszę iść do fryzjera i... i jest jeszcze jedna rzecz, ale ona może poczekać - powiedziałam.
- No dobra... To zbieraj się - usłyszałam.
Podniosłam na niego wzrok i wyszczerzyłam się.
- Naprawdę? Jesteś k... - zatrzymałam się. - Dzięki.
Wcisnęłam na nogi buty za kostkę, które dodatkowo ją usztywniły. Związałam włosy, a Jay poszedł oddać Gerarda Jo.
Pogoda była naprawdę ładna. Zresztą, w końcu w niedzielę miał być 1 lipca!
James skrzywił się, gdy zamknęłam drzwi mieszkania i spoglądaliśmy na schody. 
- Wskakuj mi na plecy, poświęcę się - rzekł, lekko uginając kolana.
- Jesteś pewien? Nie należę do najlżejszych.
- Już nieraz cię podnosiłem, a kręgosłup nadal mam cały - zażartował.
Otoczyłam rękami jego szyję, a on złapał moje nogi pod kolanami. Szybko przeskoczył przez schodki. Sięgnęłam ręką klamki i otworzyłam drzwi od kamienicy. Na ulicy, Jay ostrożnie mnie postawił. Wtedy udał, że strasznie bolą go plecy.
- Bardzo śmieszne, McGuiness - syknęłam.
- Zaczynasz mówić do mnie po nazwisku, więc spodziewam się, że już wszystko w porządku - zauważył, uśmiechając się szelmowsko.
- Będziemy tu stać i marnować czas, czy przestaniesz gadać? - uniosłam brew, uśmiechając się lekko.
Jay zrozumiał i podeszliśmy do jego auta. Otworzył mi drzwi, kłaniając się nieznacznie. Pomógł mi wsiąść.
Odetchnęłam z ulgą. Tamten pocałunek nie zadziałał na niekorzyść, chyba nawet przeciwnie. Nasze przycinki stały się bardziej przyjacielskie, niż wcześniej.

Samochód zatrzymał się przed sporym, białym domem. Zerknęłam na Jay'a.
- Gdzie jesteśmy?
- Oto jest dom The Wanted - powiedział dumnie.
- Tutaj mieszkacie? Więc, po co mnie tu przywiozłeś?
- Och, zawsze zadajesz tyle pytań? - zaśmiał się.
Tym razem znów pomógł mi wysiąść. Kostka lekko pobolewała, ale znacznie mniej niż wcześniej.
Bird otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka. Wnętrze było przytulne, skąpane w bieli i żółci. Brakowało dodatków, ale tak bywa w domach zabieganych ludzi. 
- Niestety, chłopaków nie ma - powiedział Jay, zanim zdążyłam spytać. - Są w studio.
- Jesteśmy sami?
- Nie, na pewno nie - zaśmiał się. - Tutaj zawsze ktoś jest.
I jak na zawołanie, na korytarzu pojawiła się Jayne. Uśmiechnęła się do nas.
- Miło cię widzieć, Fran - odezwała się. - Chętnie bym posiedziała z wami, ale dziś mam castingi - westchnęła.
- Nie życzę ci powodzenia, wiadomo że masz gust - powiedział McGuiness.
- Tak?
- A kto wybrał The Wanted?
Jayne się zaśmiała i poklepała Loczka po ramieniu.
- Nie zagaduj mnie, bo spóźnienie będzie bardzo nieprofesjonalne! - powiedziała. - Jeśli szukasz Brada, jest na górze.
- Dzięki.
Gdy Jayne wyszła, uprzednio uśmiechając się do mnie, James westchnął:
- Te schody mnie prześladują.
- Dobra, nie płacz. Spróbuję sama - machnęłam ręką.
- Spróbuj. Pójdę za tobą, w razie czego cię złapię - uśmiechnął się zadziornie.
Wywróciłam oczami. Poradziłam sobie ze schodami w krótkim tempie, a Jay nie musiał mnie łapać.
Celem naszej podróży był pokój (inaczej nazywany domowym studiem fryzjerskim) Brada, który okazał się fryzjerem chłopaków. Ucieszył się, gdy Bird powiedział, że potrzebuję pomocy z moimi włosami.
McGuiness bardzo się nudził. Wreszcie poszedł do swojego pokoju, a zostawił mnie samą z Bradem. Najgorsze było to, że zabrał lustro i nie wiedziałam, co robi.
Skończył nareszcie. Spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że będziesz zadowolona. Pozbawiłem cię tej farby, masz śliczny naturalny kolor - mówił, sięgając po lustro. 
Spojrzałam na siebie i trudno było mi przyzwyczaić wzrok. Włosy sięgały mi teraz ramion, były proste i świecące. W kolorze ciemnego brązu, z wyjątkiem miodowych końcówek. Od tej pory miałam przedziałek po środku.
- Łał... Nie wiem, co powiedzieć - wydukałam.
- Może Jay się wyprodukuje. Jaaay! - zawołał Brad.
Loczek stanął na progu pokoju. Uniosłam na niego wzrok z niepewną miną. Zwilżył dolną wargę językiem.
- Świetnie wyglądasz, Orchard - odparł.
- Skoro wszyscy są zadowoleni, to wybaczcie, ale chciałbym odpocząć zanim tamta banda wróci - westchnął Brad.
James bez ostrzeżenia złapał mnie za rękę i wyprowadził na korytarz. 
- To straszna maruda, jakbyś została tam sekundę dłużej to chyba byś nie wytrzymała - wyjaśnił, puszczając moją rękę.
- Chyba muszę mu zapłacić...
- Zapłacić? Przyjaciele naszych przyjaciół są jego przyjaciółmi. Jesteśmy kwita - uśmiechnął się. - Zanim pojedziemy dalej, chciałbym ci kogoś przedstawić.
Otworzył drzwi naprzeciwko. Weszłam do pokoju, jak się okazało - Jay'a. Zadowolony, przyklęknął obok terrarium i wyjął z niego dużą jaszczurkę. Neytiri.
- Nie musisz mówić, jak się nazywa - uśmiechnęłam się i przyklękłam obok. - Cześć, Tia - szepnęłam do jaszczurki i pogłaskałam ją po grzbiecie.
- Lubisz jaszczurki? - spytał.
- Nie każdą. Jednak Neytiri jest naprawdę słodka - odpowiedziałam.
- Chcesz wziąć ją na ręce?

- Co było tą rzeczą, która może poczekać? - zapytał Jay, prowadząc samochód.
- Odkąd przyjechałam do Londynu miałam w planach nowy tatuaż, jednak jeszcze nie znalazłam czasu - wzruszyłam ramionami.
- A znajdziesz teraz?
Po kwadransie siedziałam już na fotelu u tatuażysty - autora sławnej jaszczurki z przedramienia Jay'a. Trzymałam w ręku katalog, jednak zupełnie nie wiedziałam, jaki tatuaż wybrać.
Powinien kojarzyć się z Londynem. Z The Wanted.
Szybko podjęłam decyzję i poprosiłam o słońce z teledysku do CTS w miejscu, gdzie Jay ma swój kompas. 
Nie chciałam, żeby Loczek się ze mnie śmiał i starałam się nie robić głupich min podczas tworzenia tatuażu. Siedział na krześle obrotowym obok i kręcił się w kółko, jak dziecko w gabinecie lekarskim.
- Gotowe! - powiedział tatuażysta i obdarował mnie uśmiechem.
Zerknęłam na rękę. Słońce było idealne.
- Wyszło wyśmienicie - skomentowałam.
- Niezła robota! - dodał Jay.
- Czyli ile jestem winna? - spytałam, sięgając po torebkę.
- O nie, wybij to sobie z głowy. Ja zapłacę - Loczek już wyjmował pieniądze.
- Jay! Nie chcę cię na nic naciągać - powiedziałam.
- Nie naciągasz mnie! To prezent urodzinowy, zadowolona? - zapytał z przekorą.

Koło 14 podjechaliśmy pod TESCO. James pobiegł po wózek, a ja czekałam na niego moment. Poczułam wibracje w kieszeni.
- Słucham? - odezwałam się, odbierając telefon.
- Dzień dobry, panno Orchard - usłyszałam głos Marka. - Umawialiśmy się, że przyjdzie pani do pracy w przyszłym tygodniu, jednak termin musi zostać przesunięty.
- To znaczy?
- Zacznie pani pracę 9 lipca. Kobieta, która zwolni pani miejsce musi pracować aż do tego terminu.
- Rozumiem, to nawet dobrze się składa. Skręciłam kostkę i miałabym problemy - odpowiedziałam, i zobaczyłam w tym czasie Jay'a na horyzoncie.
- Czyli wszystko w porządku?
- Tak.
- Miło mi to słyszeć. Życzę miłego dnia!
Rozłączyłam się, a wtedy doszedł James.
- Coś się stało? - spytał, gdy weszliśmy do sklepu.
- Nie, to tylko mój przyszły szef - wzruszyłam ramionami.
- Nie boli cię kostka? Bo boję się, że trochę za wcześnie pozwoliłem ci wyjść.
- Jest okej - uśmiechnęłam się.
Wrzucałam do wózka to, co było mi potrzebne. Kiedy miałam problem z podniesieniem czegoś, Jay zawsze mnie wyręczał. Był bardzo przydatny.
W między czasie kilka osób robiło nam zdjęcia. Parę dziewczyn zechciało też zrobić sobie zdjęcie z Jamesem, więc wtedy oglądałam towary i czekałam, aż będziemy mogli podjechać do kasy.
Jay wyglądał dziś całkiem nieźle. Co prawda, loczki schował pod szarą czapką. Założył czerwoną koszulę w kratkę i czarne spodnie luźne w kroku. 
Kiedy ustawiliśmy się w kolejce do kasy, powiedział:
- Teraz wszyscy uważają, że jesteś moją dziewczyną.
Mogłam odpowiedzieć, że gdyby nie był głupkiem, rzeczywiście bym nią była.
- Chyba muszę sobie poradzić z taką obrazą - westchnęłam.
Wyjęłam portfel z torebki i zastrzegłam, że tym razem płacę ja. Jay przewrócił oczami i powiedział, że nie rozumie dzisiejszych kobiet, bo przecież każda chciałaby mieć fryzurę, tatuaż i zakupy za darmo!

Gdy wróciliśmy do mojego mieszkania, rozłożyliśmy zakupy w lodówce. Jay znów pobiegł z Gerardem na spacer i w gdy go nie było, mój telefon stacjonarny zaczął dzwonić. 
Podniosłam słuchawkę i naturalnie zaczęłam słowem:
- Słucham?
- Fran? To ty? - usłyszałam głos pani Amelii.
- Tak, coś się stało?
- Naprawdę mi przykro, ale twój dziadek...
- Co się stało? - spytałam szybko.
- Jest w szpitalu, miał atak.
Serce biło mi jak oszalałe.
- Do Manchesteru dostanę się jeszcze dziś - powiedziałam.
- Nie, nie trzeba. Ze Stephenem już wszystko dobrze, po prostu musiałaś wiedzieć.
- Chcę go zobaczyć - szepnęłam rozpaczliwym tonem.
Wrócił Jay.
- Powiedział, żebyś nie przyjeżdżała. Nie chce, żebyś wszystko dla niego rzucała.
- Mówił coś jeszcze?
- Że bardzo cię kocha i że dotrzyma słowa.
Pamiętam. Obiecał mi kiedyś, że będzie silny i że będzie bardzo długo żył.
- Niech pani się nim opiekuje, proszę. I proszę mu powiedzieć, że też go kocham i że tęsknię - powiedziałam.
- Oczywiście. Nie denerwuj się, wszystko jest pod kontrolą. Trzymaj się, Kochana.
Odłożyłam słuchawkę i dopiero teraz zauważyłam, że Jay stał obok. Schowałam twarz w ręce i zwyczajnie w świecie się rozpłakałam.
Otoczył mnie ramionami. Przytuliłam się do niego, nadal cicho łkając. 

Mam nadzieję, że nie przestraszyła Was ta uwaga na górze. 
Więc, to jest ostatni rozdział przed zmianami.
Można powiedzieć, że to koniec 'pierwszej części' tego bloga.
Nie wiem, kiedy pojawi się pierwsza notka drugiej, ale to już nie jest zależne ode mnie.

Powiem tak -> do akcji przyłączy się jeszcze parę bohaterów, a w życiu Fran nastąpi sporo zmian.

No ale, nie musicie wcale dużo wiedzieć. Poczekacie cierpliwie, prawda? : )

Cieszę się, że było dziesięć komentarzy pod ostatnią notką i będę niewdzięczna, ale - czy tylko mi się wydaje, że większość pisała ta sama osoba? > . <
Nie zbieram komentarzy na ilość. Chciałabym tylko, żeby ci którzy czytali, czyli różne osoby komentowały. Tak, bym poznała zdanie kilku osób, a nie jednej w 5 komentarzach.

Dobra, to by było na tyle. I nie martwcie się o Stephen'a! Będę się nim opiekować.


11 komentarzy:

  1. Czekaj, czyżbym pierwszy raz w życiu, pisała komentarz jako pierwsza?
    Łoł.
    Anyway, cieszę się, że nie dostałam ataku. Oczekuję też, kochanie ty moje, żeby te zmiany również nie doprowadziły mnie do swego rozdzaju depresji, choroby, padaczki, ślepoty lub epilepsji. Po prostu - nie przestrasz mnie!
    No ale - liczę na siebie, a wiem, że zawsze świetnie dajesz sobie radę, i zawsze się wywiążesz.
    A wiesz czemu?
    Bo jestem z tobą! :D
    No i po za tym masz talent i świetnie piszesz, takie tam.
    Czekam, z bijącym jeszcze pulsem po Fray'u, na zmiany i na nowy, doskonały rozdział :D
    Może wciśniesz gdzieś jakąś Martę, plis? ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jak zawsze,ciesze się,że masz tego bloga,masz ogromny talent,obiecaj mi,że wykorzystasz go najmocniej jak tylko potrafisz,nie moge doczkać się następnego rozdziału.Weronika;*

    OdpowiedzUsuń
  3. grr, nie lubie tej Twojej 'tajemniczości' :c
    znowu będę czekać, ale mam nadzieje że przed świętami się zbierze te 10 pięknych komentarzy. C:
    do następnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojoj pod koniec rozdziału aż mi się łezka w oku zakręciła:c
    Biedny dziadziuś:(
    Choć końcówka rozdziału była smutna to początek był zabawny tym bardziej,że słodko sobie dożerają Fran i Jay:)
    Hmm skoro koniec z Fray to co będzie dalej?
    O to jest pytanie,na które możesz tylko Ty odpowiedzieć:)
    Czekam oczywiście na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zarąbiste <3
    Kocham tego bloga :*
    Pisz szybko kolejny :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że ostatni raz będzie Fray... :(
    Smutam i choć wolę team Frathan, to i tak będzie mi brakować tamtego!
    Jesteś genialna i masz niepowtarzalny talent ;)
    Weny i zapraszam :

    http://story-with-the-wanted.blogspot.com/
    http://say-it-on-the-radio.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten świetny, a na następny czekam z utęsknieniem :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie.
    Koniec Fray'a?
    To co teraz będzie? Tom odpada, Siva też, więc Max lub Nathan.
    Namieszałaś!
    Ale to opowiadanie i tak jest świetne.

    I wiesz co? Chyba nawet się domyślam, czym jest ta niespodzianka... Ale nie powiem, nie będę niszczyć innym zabawy. ;D

    ~ Tośka!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział.!
    Czekam z utęsknieniem na następny :DD

    OdpowiedzUsuń
  10. cześć. z góry przepraszam za spam ale jestem nową blogerką i też zaczęłam pisać opowiadanie o the wanted. spodobało mi się Twoje opowiadanie i mam zamiar promować je u siebie, jeśli tylko pozwolisz. ;) pozdrowienia z anothertwstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, świetne opowiadanie. Przepraszam że dopiero teraz komentuję ale wcześniej nie miałam czasu ;(
    Osobiście wolę żeby Fran była z Nathanem ;)
    Pozdrawiam i zapraszam na moje opowiadanie: http://przygoda-z-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń