sobota, 16 marca 2013

Epilog

Zapach smażonego bekonu wtargnął do moich nozdrzy, powodując uśmiech na mojej twarzy. Ciepło z patelni owiało moją szyję, przyprawiając mnie o lekkie dreszcze na gołych plecach, okrytych jedynie zwiewną i cienką koszulą.
Moich uszu dobiegł szczek Gerarda, a następnie odgłos jego ciężkich łap sunących po panelach. Pies wpadł do kuchni i zanurzył pysk w głębokiej misce, wypełnionej już mokrą karmą z mięsem.
Niedługo po tym, dwie ciepłe ręce oplotły mnie w pasie. Drugie ciało przyległo do mojego, ogrzewając mnie. Długie palce odgarnęły włosy z mojego ramienia, czyniąc tam miejsce dla kościstego podbródka.
- Dzień dobry.
Jego niski głos wywołał u mnie natychmiastowy uśmiech, a równomierny oddech na mojej szyi - kolejne dreszcze.
Odkleił się ode mnie.
- Jak się czujesz? - spytał, sięgając po gorący plaster bekonu.
- Fenomenalnie - bąknęłam, zmęczona tym pytaniem.
Spojrzał na mnie spod byka i upewnił się, że to zauważyłam. Przewróciłam oczami, dzieląc śniadanie na dwie porcje i nakładając je na talerze.
- Wszystko w porządku. To wcale nie jest choroba - powiedziałam zdecydowanie.
- Już dobrze, nie denerwuj się - mruknął, sprzedając mi małego buziaka w obojczyk.
Spojrzałam na niego. Nathan był kompletnie ubrany i w pośpiechu gryzł bekon, który mi zabrał z patelni.
- Nie zjesz ze mną? - zapytałam ze zdziwieniem, bo zazwyczaj śniadania jadaliśmy razem.
- Przepraszam, nie dzisiaj - odpowiedział, zakładając na głowę full cap'a. - Spędziłem u ciebie całą noc, nie wystarcza ci to?
- Dokładnie wiesz, że mogę z tobą wytrzymać zdecydowanie dłużej - odparłam, uśmiechając się szeroko.
- Niebawem zamieszkamy razem i twoje marzenia się spełnią - szepnął mi wprost do ucha, następnie całując delikatnie w żuchwę.
- Dzięki, że mi przypomniałeś. Wpadnę do naszego mieszkania przed spotkaniem z Nareeshą - zakomunikowałam.
Nathan krytycznie przyjrzał się mojemu image'owi. Stałam boso w kuchni, mając na sobie jedynie jego luźną koszulę, którą niegdyś zostawił u mnie. Nie wspomnę nawet o włosach w artystycznym nieładzie.
- Jesteś piękna, wiesz? - odezwał się wreszcie.
W odpowiedzi jedynie przycisnęłam swoje usta do jego. Pocałunek trwał kilka sekund, wtedy Nathan się ode mnie oderwał.
- Ale masz na siebie uważać, dobra? - spytał, zerkając mi w oczy dla pewności. - Na was.
Niekontrolowanie się wyszczerzyłam, a i on temu uległ.
- Tak jest, generale!
Po chwili dobiegło mnie trzaśnięcie drzwiami.

Minęły dwa lata od tamtej sceny na dworcu. Trudno jest mi tak właściwie powiedzieć, co się wydarzyło. Jeśli chodzi o moją karierę, wydałam album i pojechałam w trasę, również po USA. Ostatnio, to znaczy - odkąd wróciłam od lekarza, nie robię nic specjalnego. Nasz związek z Nathan'em każdego dnia coraz bardziej się rozwija.
Uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka. Zewsząd dotarła do mnie rażąca biel i jasność. Rozejrzałam się po ogromnym salonie, który niebawem miał wypełnić się meblami wybranymi razem z Nathan'em. Przeszłam przez drzwi, gdzie zobaczyłam moje królestwo - kuchnię. Weszłam też schodami na górę, gdzie na użytek czekały trzy sypialnie z łazienkami. Robotnicy skończyli już z instalacjami, czyli nic nie stało na przeszkodzie, byśmy się tu wprowadzili.
Wsiadłam do swojego samochodu i skierowałam się do domu Sivy i Nareeshy.
Ta para wreszcie się pobrała. Zaszczytem było, że zostałam druhną na ich ślubie. Udowodnili sobie miłość na cudownych wakacjach na Krecie, w cieniu ogromnych, zielonych drzew. Co więcej, Ree już wtedy była w ciąży i ze względu na okrągły brzuszek, miała trudności z wbiciem się w suknię ślubną.
I jeszcze jedna rzecz - Nareesha jest w ciąży po raz drugi. Wiedziałam, że Seev nie będzie próżnował.
Weszłam tam, jak do siebie. Otworzyłam duże, szklane drzwi i natychmiast usłyszałam krzyki i śmiechy rozbawionej Lauren. Ree siedziała na kanapie i ciężko oddychała, wpatrzona w drzwi tarasowe.
- Nareesha? Wszystko okej? - spytałam natychmiast, przyglądając się jej.
- Nie jest okej - wychrypiała. - Wody mi odeszły.
Moje oczy musiały zrobić się przeogromne. Zaczęłam panikować. Biegałam po domu, zbierając potrzebne rzeczy do torby. Szykowałam wyprawkę do szpitala dla Ree. Wolną ręką dzwoniłam do Kaneswaran'a, który nie odbierał.
- Nathan rano się spieszył, pewnie mają coś ważnego do załatwienia - powiedziałam do siebie, zasuwając torbę.
Kiedy wpadłam znów do salonu, przypomniałam sobie o Lauren, która nadal bawiła się na podłodze.
- Co ile masz skurcze? - zapytałam Ree.
- Często!!
- Poczekaj tu.
- Wątpię, żebym uciekła w tym stanie.
Pobiegłam do domu sąsiadów, gdzie mieszkała kobieta, około czterdziestoletnia. Widziałam ją kilka razy i wiedziałam, że zawsze chętnie opiekowała się Lauren.
- Przepraszam, że niepokoję, ale matka Lauren właśnie zaczęła rodzić i muszę jechać z nią do lekarza, a dziewczynka nie ma opieki, i...
- Pani Nareesha rodzi? - przerwała mi, po czym poleciała do domu Ree.
Po tym małym zamieszaniu, nareszcie udało mi się ulokować ciężarną  samochodzie. Sama zasiadłam za kierownicą i ruszyłam ulicami Londynu, które były dziś zupełnie zatłoczone.
- Ree, oddychaj głęboko - instruowałam ją. - Wciągaj powietrze nosem, a wydychaj ustami. Masz to robić głośno, chcę słyszeć, jak oddychasz!
- Rodzę drugi raz! Wiem, jak oddychać - warknęła, zaciskając palce na siedzeniu. - Denerwujesz się bardziej, niż Siva!
Akurat stanęłyśmy w korku, więc znów wybrałam numer Irlandczyka. Tym razem też się nie odezwał. Postanowiłam zadzwonić do reszty, jednak odebrał tylko Parker.
- Co się stało? - spytał z zamułą.
- Co się stało?! - powtórzyłam. - Mam w samochodzie Nareeshę, jedziemy do szpitala, bo zaczęła rodzić! Masz zgarnąć Sivę i jakoś go powiadomić, rozumiesz?
- Że co robi? Brodzi?
- Rodzi! Dziecko rodzi - krzyknęłam ze zdenerwowania, bo znów zatrzymało mnie czerwone światło.
- O jezu - szepnął w słuchawkę i niemal zobaczyłam, jak pada na fotel. 
- Nie jezusuj mi tu teraz, tylko powiadom Sivę!
Rzuciłam telefon na siedzenie obok. Tylko na sekundę się odwróciłam, by zobaczyć, co z Ree, kiedy ona krzyknęła:
- Stój!
Zahamowałam natychmiast. Akurat wtedy, gdy jakiś Blondyn zatrzymał się na mojej masce.
- Ryan?!
Wysiadłam na moment i utwierdziłam się w tym, że to był Ryan. Kazałam mu wsiadać do samochodu i pełną parą ruszyliśmy do mieszkania.
- Chyba skręciłem przez ciebie kostkę - poskarżył się, masując nogę.
- Błagam cię, oskarżaj mnie potem! - jęknęłam, nie odrywając wzroku od drogi. - Nie widzisz, że rodzę z Nareeshą?
Dopiero wtedy Ryan się obejrzał. Uśmiechnął się i pomachał do spoconej i zmęczonej Ree.
- Jak leci? - spytał dziarsko.
W odpowiedzi, Nareesha wydała z siebie nieokreślony ryk, który przeraził mnie do tego stopnia, że aż zahamowałam przed szpitalem. Wyleciałam z samochodu, jak na skrzydłach.
- Pomocy! Pomocy! Mam ciężarną i skręconą kostkę - krzyczałam bez sensu.

Ciszę rozdarł przerażający krzyk Nareeshy. Skrzywiłam się, a Siva zacisnął mocno powieki.
Znów nastało milczenie. Noga Kaneswaran'a co chwila uderzała o szpitalne kafelki, a on sam zagryzał wargę. Jay szukał czegoś w swoich lokach, Tom był wielce zamyślony, a Max poszedł kupić kawę. Obok mnie siedział oczywiście Nathan.
Kiedy wrócił Max, przez moment wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Zmarszczył czoło i pytaniem "no co?" odegnał resztę gapiów.
- Też chcę mieć dzieci - powiedział nagle Tom.
- Takie małe, biegające miniaturki dorosłych ludzi? - zapytał inteligentnie Loczek, nadal grzebiąc we włosach.
- No, takie jak Lauren - odparł Parker, wzruszając ramionami.
- Przecież dzieci to naprawdę cudowne stworzenia - głos zabrał Nathan. - Możesz przekazać im całą swoją wiedzę!
- U Tom'a byłoby to nieco kłopotliwe - zamyślił się James.
- I dzieci są podobne do swoich rodziców. Wyobrażasz sobie, mieć swoją kopię w domu? - spytałam Parker'a, a ten uśmiechnął się tajemniczo.
Max przyglądał mi się badawczo od kilku sekund. Wreszcie wyciągnął rękę z kawą w moją stronę.
- Chcesz? 
Zerknęłam na Nath'a, przez ułamek sekundy dostrzegłam na jego twarzy przerażenie.
- Nie mogę - odpowiedziałam. - Znaczy, nie chcę kawy. Nie smakuje mi. Nie lubię kawy - dodałam szybko.
Siva uniósł głowę i posłał mi zdumione spojrzenie. Wtedy sobie uświadomiłam, że wpadłam.
- Ty chyba nie jesteś w ciąży, no nie? - zapytał Tom, patrząc raz na mnie, a raz na Nathan'a.
- Przecież nie jest wiatropylna! - zaśmiał się Jay, podnosząc z miejsca.
- Ej! Czemu przed chwilą poczułem się tak, jakby mój najlepszy przyjaciel wymierzył mi policzek? - odezwał się z ironią Nath, patrząc na Jay'a z pogardą.
- Ja tylko stwierdzam fakty!
- Tak! To prawda - oznajmiłam donośnie, pozbywając się balastu. - Jestem w ciąży - dodałam, wyjaśniając wszystko.
Wtedy Jay zemdlał.


Siva wypadł z sali. Był zupełnie blady, spocony i zmęczony. Grzywka opadała mu na czoło, choć teraz i tak zupełnie się tym nie przejmował.
Wszyscy natychmiast się podnieśliśmy i czekaliśmy na to, co powie. On jedynie padł na krzesło, zaraz obok trzeźwiejącego po omdleniu Jay'a.
- No i co?! - spytał na pograniczu krzyku Tom.
- Bliźniaczki - mruknął Siva ledwo słyszalnie. - Mam trzy córki!
Podczas gdy Max mu gratulował, James ponownie złapał się za głowę.
- Boże! Teraz to napewno zostanę całodobową opiekunką. A to tylko dlatego, że jako jedyny nikogo nie mam! - jęknął, chowając twarz w dłonie.
- I będziesz musiał budować zamki dla księżniczek - dodał Tom, zaśmiewając się cicho.
- Fran, a ty znasz płeć? - zapytał natychmiast James, patrząc na mnie.
- Płeć? - powtórzył Seev.
Moje policzki przybrały czerwony kolor i miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Jestem w ciąży, Seev - powiedziałam cicho, patrząc w podłogę.
Nie spodziewałam się tego, lecz Kaneswaran natychmiast mnie objął i przytulił. Odetchnęłam głęboko w jego ramionach.
- Cudownie! Zostanę wujkiem! - ucieszył się.
- Siva!
Irlandczyk szybko mnie puścił, przeprosił i zniknął w sali, gdzie leżała Nareesha. 
Nathan splótł nasze palce, pogłębiając tym mój uśmiech.
- No to znasz tą płeć, czy nie? - ponowił pytanie Jay.
- Znam - odpowiedziałam dziarsko - ale nie powiem.
Już od dawna wiedziałam, że dziecko, które noszę pod sercem, jest chłopcem. Za sześć miesięcy miałam urodzić syna. Już teraz wiedziałam, że nazwę go James. Nawet jeśli miałoby to skutkować nadmierną miłością mojego synka do jaszczurek.
- No nie bądź taka! Mów - zachęcił mnie Max, któremu oczy się zaświeciły.
- Ja też chciałbym wiedzieć - oznajmił stanowczo Nathan.
Wzruszyłam jedynie ramionami i wtedy dostaliśmy zaproszenie na pierwsze spotkanie z bliźniaczkami Kaneswaran.

Zerkałam przez szybę, wypatrując dwóch mulatek. Rzeczywiście, odnalazłam dwa kojce, stojące obok siebie, z moimi "siostrzenicami". Spały pośród całego mnóstwa innych dzieci.
- Szalony dzień - westchnęłam, opierając głowę na ramieniu Nathan'a.
- Ale przynajmniej wszyscy się dowiedzieli, że zostaniemy rodzicami - powiedział, obejmując mnie.
- I dobrze zareagowali! No, może prócz James'a - zaśmiałam się.
- Gdyby tylko kogoś miał... Zmieniłby podejście do rodziny i tego wszystkiego - stwierdził Sykes.
- My jeszcze nie jesteśmy rodziną - zauważyłam, unosząc głowę, by spojrzeć w jego oczy.
- Tak właściwie, to - zaczął, przeszukując ręką prawą kieszeń spodni - od dawna planowałem porozmawiać z tobą na ten temat.
Czułam się dziwnie, obserwując jak szpera sobie w spodniach. Ludzie przechodzili obok, a reszta naszej paczki siedziała z Nareeshą. Tylko my wyrwaliśmy się na chwilę, by sprawdzić, czy wszystko dobrze z bliźniaczkami.
- Chciałem zaplanować kolację, coś romantycznego, ale nie chcę już czekać - odezwał się wreszcie Sykes.
W jego dłoni zabłyszczało coś małego i srebrnego. Po chwili otworzył dłoń i w całości ujrzałam pierścionek z brylantem, który jak dla mnie, był zupełnie idealny.
- Już niebawem, bo za pół roku, na świat przyjdzie nasze dziecko - oświadczył spokojnie, odważnie patrząc mi w oczy. - Zanim to się stanie chciałbym, żebyś została moją żoną - dodał.
Otworzyłam szerzej oczy i wydawało mi się, że się przesłyszałam. Zagryzłam mocno policzek, czekając na dalej.
- Odkąd cię poznałem, moje życie diametralnie się zmieniło - mówił z lekkim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi oczami. - Zakochałem się w tobie bez pamięci. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdybyś teraz miała zniknąć. Bez ciebie już nic nie byłoby takie samo - tutaj zaczerpnął powietrza i spytał: - Czy zechciałabyś zostać panią Sykes?
- Szczerze? - zapytałam.
- Tylko szczerze.
- Francessa Sykes brzmi całkiem nieźle - uśmiechnęłam się.
Nathan również wyszczerzył się od ucha do ucha, po czym założył pierścionek na palec mojej lewej ręki. Któraś z pielęgniarek zwróciła na nas uwagę i zaczęła klaskać. Podczas gdy my trwaliśmy w ciepłym uścisku, ludzie wokół nas zaczęli nam gratulować i cieszyć się naszym szczęściem.
Parker wychylił się z sali Nareeshy, która była tak zmęczona, że wygoniła wszystkich. Dostrzegł całą scenę i krzyknął na cały głos:
- Chłopaki! Znów trzeba organizować wieczór kawalerski!

Nareszcie!
Udało mi się skończyć ten epilog! Co prawda, mógłby być o niebo lepszy, ale... straciłam wenę na tego bloga.
Grunt, że w ogóle jest, prawda?
Ogromnie Wam dziękuję za komentarze, 42 obserwatorów i ponad 11 tysięcy wejść. To było cudowne, prowadzić tego bloga dla Was.
Wątpię, że komukolwiek będzie się chciało skomentować ten epilog, jednak pamiętajcie, że dla mnie znaczy to wiele.

I cóż mi zostało... No DZIĘKUJĘ! I przepraszam, końcówka tego bloga wyszła naprawdę nędznie.

Zapraszam Was teraz na mojego nowego bloga, jeśli ten Wam się podobał! KLIKNIJ TUTAJ.

Kocham Was!




14 komentarzy:

  1. Ale wzruszający:') Szkoda,że to już epilog,ale jest jeszcze twój drugi blog,równie świetny.A więc:życze weny i żebyś na swoim drugim blogu odnosiła takie sukcesy jak na OS :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie <3
    Taki wzruszający :D
    Szkoda że już koniec :C
    Ale jest drugi ZAJEBISTY :)
    Abys na tamtym odnosiła takie sukcesy jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak ten epilog mnie wzruszyl...
    Nie obylo sie bez dawki humoru, co wedlug mnie w twoich opowiadaniach to niewatpliwy skarb:)
    Kocham, kocham, kocham<3
    Biedny Jay... ja bym w sumie chciala taka nianke;D
    Jestem twoja fanka, wiec zycze ci zebys na drugim bloga(wiem, ze juz go czytam xd) odnosila takie sukcesy jak na tym... a moze nawet i wieksze:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci, dzieci, wszędzie dzieci. ;D

    Awwww. Słodki jest ten epilog. ♥


    Hahha, ten Ryan jest tutaj niezły. ;3


    Jej, i Jay. *.*

    Kocham to! ;]


    Hah, Siva serio się postarał. ;)


    "- Co się stało? - spytał z zamułą.
    - Co się stało?! - powtórzyłam. - Mam w samochodzie Nareeshę, jedziemy do szpitala, bo zaczęła rodzić! Masz zgarnąć Sivę i jakoś go powiadomić, rozumiesz?
    - Że co robi? Brodzi?
    - Rodzi! Dziecko rodzi - krzyknęłam ze zdenerwowania, bo znów zatrzymało mnie czerwone światło.
    - O jezu - szepnął w słuchawkę i niemal zobaczyłam, jak pada na fotel.
    - Nie jezusuj mi tu teraz, tylko powiadom Sivę!",

    "Kiedy wrócił Max, przez moment wszystkie spojrzenia skupiły się na nim. Zmarszczył czoło i pytaniem "no co?" odegnał resztę gapiów.
    - Też chcę mieć dzieci - powiedział nagle Tom.
    - Takie małe, biegające miniaturki dorosłych ludzi? - zapytał inteligentnie Loczek, nadal grzebiąc we włosach.
    - No, takie jak Lauren - odparł Parker, wzruszając ramionami.
    - Przecież dzieci to naprawdę cudowne stworzenia - głos zabrał Nathan. - Możesz przekazać im całą swoją wiedzę!
    - U Tom'a byłoby to nieco kłopotliwe - zamyślił się James.
    - I dzieci są podobne do swoich rodziców. Wyobrażasz sobie, mieć swoją kopię w domu? - spytałam Parker'a, a ten uśmiechnął się tajemniczo.
    Max przyglądał mi się badawczo od kilku sekund. Wreszcie wyciągnął rękę z kawą w moją stronę.
    - Chcesz?
    Zerknęłam na Nath'a, przez ułamek sekundy dostrzegłam na jego twarzy przerażenie.
    - Nie mogę - odpowiedziałam. - Znaczy, nie chcę kawy. Nie smakuje mi. Nie lubię kawy - dodałam szybko." +

    "Wysiadłam na moment i utwierdziłam się w tym, że to był Ryan. Kazałam mu wsiadać do samochodu i pełną parą ruszyliśmy do mieszkania.
    - Chyba skręciłem przez ciebie kostkę - poskarżył się, masując nogę.
    - Błagam cię, oskarżaj mnie potem! - jęknęłam, nie odrywając wzroku od drogi. - Nie widzisz, że rodzę z Nareeshą?
    Dopiero wtedy Ryan się obejrzał. Uśmiechnął się i pomachał do spoconej i zmęczonej Ree.
    - Jak leci? - spytał dziarsko.
    W odpowiedzi, Nareesha wydała z siebie nieokreślony ryk, który przeraził mnie do tego stopnia, że aż zahamowałam przed szpitalem. Wyleciałam z samochodu, jak na skrzydłach.
    - Pomocy! Pomocy! Mam ciężarną i skręconą kostkę - krzyczałam bez sensu."

    = fragmenty, które kocham najbardziej. :)


    Będę tęskniła za Fran. ;]

    Dziękuję i... Powodzenia z tym nowym blogiem przede wszystkim. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa..
    Taaaak tak tak tak tak tak cudowne !!! ale z jednej strony
    nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ;( ;_;
    Koniec tak zajebistego bloga którego czytam od początku, twoj 2 blog nie będzie taki jak ten , mimoi iż też będzie idealny !!!
    Kocham !!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. No i nadszedł ten smutny dzień, w którym przyszło mi pożegnać się z jednym z moich ulubionych opowiadań. Ale taka jest kolej rzeczy, niestety.

    Niesamowicie zżyłam się z bohaterami. Pamiętam jak zaczęłam czytać opowiadanie, zaintrygowana faktem, że wśród bohaterów jest też zespół Lawson. To pierwszy fanfic z ich udziałem, który czytałam i póki co jedyny, dlatego mam do OS niebywały sentyment.

    Dziękuję Ci za wspaniałe wykreowanie postaci Sivy i Ree. Zakońćzenie, które im podarowałaś było świetne. Trzy córeczki, ślub (szkoda, że nie był opisany, no ale... wyobraziłam go sobie i na pewno było urokliwie). Scena porodu Nareeshy była bardzo zabawnie opisana i morda sama cieszyła mi się do monitora. I Fran "majacząca" o porodzie i kostce. Świetnie to opisałaś!

    Oczywiście był też humor, który u Ciebie tak uwielbiam. Sporo musiałabym zacytować, ale wybiorę może ten fragment, który mnie położył na łopatki.
    "- Możesz przekazać im całą swoją wiedzę!
    - U Tom'a byłoby to nieco kłopotliwe - zamyślił się James."

    Przygody Fran na długo zostaną w mej pamięci. Miłość jej i Natha musiała przejść sporo przeszkód, a ja długo nie spodziewałam się, że to z nim połączy ją los. Zakończenie, które im zgotowałaś było piękne. Ciąża i zaręczyny (teraz to już Jay w ogóle by padł :P) no i ostatnie wykrzyczane zdanie, które idealnie odzwierciedla charakter całego opowiadania. Cudo!

    Nie można zapomnieć o bohaterach drugiego planu: Gerku, panie Bartoli, dziadku... Wszystkie te postacie składały się na wspaniały klimat, dzięki któremu to opowiadanie na długo zostanie w mojej pamięci.

    Bardzo Ci dziękuję, że mogłam czytać Twoje dzieło, które dostarczało mi uśmiechów i wzruszeń. W odmętach Internetu kryją się perełki, takie jak Twoja. Bardzo się cieszę, że miałam okazję ją odkryć.

    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne dzieła, które na pewno będę czytać :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ty to robisz, że skończyłaś trzy blogi a ja nie mogę uporać się z jednym?
    Miałam uczyć się na niemiecki, ale jak obiecałam - to obiecałam. Nadrobiłam i komentuję.
    I coż by tu powiedzieć? Szkoda że nie wmąciłaś coś o tych wakacjach :D no ale nic! wyszło jak wyszło, a wyszło super! (za dużo tego powychodziło, w tym trójka dzieci xd)
    nie wiem czemu, ale trudno mi jest wyobrazić Nathana w roli opiekuńczego ojca :D a tym bardziej spokojnego i lojalnego Toma. A co u Maxa?! Bo Siva, że zasiał dużo, to wiadomo, ah ta irlandzka krew!
    Wiesz, tak na prawdę to... brak mi słów. Ale... coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć, żyje się raz i to ty nadajesz swojemu życiu kolorów i światła, nie pozwól, byś na starość usiadła w fotelu i żałowała, że czegoś nie zrobiłaś.
    Eh, ta aluzja. No nic... do ,,zobaczenia" na Made! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest świetny epilog!!! Szkoda, że już skończyłaś ten blog ;c

    OdpowiedzUsuń
  9. Ejjjjjj...
    Jak to koniec???
    Może dodaj epilog epilogu??? :)
    Bardzo szkoda, że już koniec (płacz, a właściwie ryk pojawił sie na mine face)
    Ale to był naprawdę zarąbisty blog.
    I bardzo cieszę się, że go odkryłam.
    Kurde takie dobre, że nawet nie da się opisać, bo trzeba przyznać, że mój kom. przy innych komach jest na prawdę denny.
    Ale pisz, pisz i pisz.
    KOCHAM
    - lora ♥***☼

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. O MÓJ BOŻE !
    Ten epilog jest cudowny ! Genialny, świetny, perfekcyjny, no po prostu NAJ ! Nie umiem opisać tego słowami jak bardzo mi się podoba *_* A zawsze jak mi się coś bardzo podoba zaczynam nieskładnie gadać, tak jak w tym momencie :D
    Mdlejący Jay, i ostatnie wykrzyczane przez Toma zdanie o wieczorze kawalerskim - uśmiałam się bardzo ! ahahaha :D
    Czyli jednak wyszło, że Fran z Nathem...tak bardzo się cieszę, że to się wszystko tak dobrze skończyło <3
    Ale też z bólem serca przeżywam zakończenie jednego z moich ulubionych opowiadań. Będę tęsknić :( Chciałabym Ci napisać, że "czekam z niecierpliwością na następny rozdział." ale niestety to już koniec... :(
    Teraz będę czytać Twojego drugiego bloga, który jest tak samo wspaniały jak ten <3
    Love xx

    OdpowiedzUsuń
  12. podobało się x 100 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000

    OdpowiedzUsuń
  13. Bo nie ma to jak zacząć czytać blog, gdy epilog pojawił się już prawie rok temu. ♥
    Ale muszę Ci powiedzieć, że nie umiem sobie wybaczyć, że wcześniej nie sprawdziłam Twoich innych blogów. :X

    Masz talent dziewczyno. Wspaniale piszesz, masz poczucie humoru, Twoje historie są interesujące...

    Teraz się trochę rozpiszę, bo muszę nadrobić całe opowiadanie. :)
    Na początku miałam nadzieje, że Fran będzie z Nathanem. No bo przecież mają wspólnego psa, co nie? Ale większość blogów o TW jest o Nathanie, więc byłam niezmiernie szczęśliwa, kiedy pojawił sie Jay z jego uczuciem. To było takie sweeet... Ale nie miałam bladego pojęcia, czemu zrezygnował. Teraz kiedy wiem jaka jest prawda, uważam, ze zachował się wspaniale. ♥ Jest taki kochany!!! Kelsey od początku mi sie nie podobała, ale to co zrobiła Tomowi... To normalnie Twoja wersja tej dziewczyny jest jak dotąd najgorsza jaką widziałam. Muszę przyznać, ze zaczęłam czytać tego bloga także dzięki Lawson w obsadzie. I jak się pojawili, to normalnie prawie skakałam z radości. ♥ Joel na początku był wspaniały, Ryan także, no w końcu jego lubię najbardziej z całego Lawson, wiec dla mnie zawsze będzie cudny. ♥ xD Ale wracając do Joela... Uważam, ze on jednak coś czuł do Fran, ale nie było to na tyle mocne uczucie, aby jego zachowanie było prawdziwe. No zresztą się z nią przespał, prawda? Można byłoby uznać, ze zdradził swoją dziewczynę, prawda? No wgl to było dziwne, ale nie wnikam. Siva i Nareesha są tacy słodcy. ♥ Normalnie tak bardzo fajnie czytało się o nich, ze masakra! I mają trzy córeczki. :D So sweet. ♥♥♥ Kiedy Nathan zmienił swoje zachowanie od razu wiedziałam, ze chodzi o Fran i Joela, ale jak się okazało, ze tak nieudolnie próbował zatrzymać ją przy sobie, to normalnie załamałam się. X_X A jednak mężczyźni w większości mają w głowie tyle, co nic. Najpewniejszym rozwiązaniem byłoby powiedzenie Fran, co czuje, ale niee... Lepiej kręcić, oszukiwać... Ale dobrze, ze prawda wyszła na jaw. I Fran, i Nathan zasłużyli na szczęście. Wspaniale, ze kariera Fran tak bardzo sie rozwinęła, ale chyba musiała zrezygnować z architektury... Szczerze, to bardzo się zbliżyłam do Fran właśnie dzięki jej zawodowi. Sama chcę zostać architektem wnętrz, wiec każda wzmianka o tym zawodzie w jakimkolwiek opowiadaniu powoduje uśmiech na mej twarzy. Ciesze się, że wszystko skończyło się dobrze, ale zastanawia mnie jedno... Skoro Tom i Kelsey się rozstali, to z kim jest Tom? No bo przecież napisałaś, że tylko Jay jest sam. xD Ale spoko..
    To chyba wszystko.
    Pozdrawiam, i czekam na kolejny rozdział na Twoim drugim blogu.

    Lubię Knedle.

    OdpowiedzUsuń
  14. Co z tego, że zakończony, przeczytałam całą historię i po prostu ryczałam, wściekałam się... CUDOWNE.♥

    OdpowiedzUsuń