Ree stukała paznokciami o stolik do kawy i nerwowo zerkała w stronę zegara. Dziesięć minut.
- To nie w jej stylu, żeby się spóźniać - powiedziałem, siadając obok Nareeshy.
- Żałuję, że pojechałam wczoraj do was, a nie do niej - odpowiedziała mi, wzdychając ciężko. - Może coś się stało?
To całkiem prawdopodobne. Wczoraj usłyszała całą prawdę, podsłuchując pod drzwiami. Początkowo byłem zły na Tom'a, ale kiedy powiedział, że Fran też tam była...
- Zadzwonię jeszcze raz - oznajmiłem, rzucając zaniepokojone spojrzenie w stronę Jay'a.
Wyszedłem na taras, wyciągając telefon z kieszeni. Wybrałem numer Fran i czekałem, aż odbierze. Nie stało się tak.
- Dzwonię do ciebie już setny raz - odezwałem się, nagrywając się na pocztę. - Może zapomniałaś, ale mieliśmy dzisiaj nagrywać do naszego filmu... Jeśli nie odezwiesz się w ciągu pół godziny, jadę cię szukać.
Wróciłem do pomieszczenia. Tom podniósł wzrok znad gazety.
- No i?
- Nic. Nadal nic - westchnąłem, przysiadając na oparciu fotela.
- Wiecie, że was lubię, ale nie mamy całego dnia - podjął Dougie, oglądając fikusa.
- Wątpię, że dzisiaj coś nagramy - stwierdził Siva. - Umówimy się na inny termin?
- Chłopaki! Bądźcie profesjonalni, no - jęknął reżyser. - Straciłem przez was dużo czasu.
W ciągu paru minut, Dougie z całą swoją ekipą wynieśli się z naszego domu. Zostaliśmy już tylko my z Ree.
Panowała jakaś dziwna cisza. Nareesha siedziała, wtulona w Sivę i ciągle sprawdzająca telefon. Tom czytał jakieś pisemko dla pań. Max robił coś na swoim laptopie. Ja i Jay zerkaliśmy na siebie.
Miałem przeczucie, że coś się stało. Francessa dopiero co dowiedziała się, że chłopak, z którym była w związku, ją zdradzał i oszukiwał. Dowiedziała się też, że wiedzieliśmy o wszystkim z Jay'em i milczeliśmy.
- Koniec tego - zawołałem nagle i podniosłem się. - Jadę po nią.
- Ja z tobą - zaoferował się Loczek.
- My też - Irlandczyk wstał szybko z kanapy z narzeczoną.
- Nie róbcie afery - oświadczył Max, unosząc okulary na włosy, których nie miał. - Jay i Nath załatwią to szybko i bez problemu.
- Zadzwonimy, jak tylko dojedziemy.
Jay uniósł dłoń i zapukał głośno w drzwi prowadzące do mieszkania Fran. Im bardziej nasłuchiwaliśmy, tym coraz gorsza cisza nam odpowiadała. Drygnęliśmy, słysząc z dołu głos pana Bartoli.
- Szukacie Fran?
- Tak, dokładnie - powiedziałem, schodząc po schodach na dół.
- Wyjechała dzisiaj z samego rana - odpowiedział mężczyzna. - Nie powiedziała, gdzie.
Spojrzałem na Jay'a, w głowie rozpatrując wszystkie miejsca, gdzie Franka mogła wyjechać.
- Dziękujemy za informację. Zaoszczędziliśmy jakiś kwadrans sterczenia pod jej drzwiami - zażartował James, uśmiechając się do mężczyzny.
Wyszliśmy na świeże powietrze i w ciszy wsiedliśmy do samochodu. Włączyłem radio, gdzie puścili akurat naszą piosenkę, nagrywaną z Fran.
- I co teraz?
- Wracamy do reszty i zobaczymy.
Po wejściu do salonu, Nareesha natychmiast do nas doskoczyła. Zauważyła nasze miny i wiedziała już wszystko.
- Nie było jej - wyjaśnił Jay Tom'owi i Max'owi.
- Jak to jej nie było? - uniósł się Parker. - Chyba nie wyparowała!
- Jej dozorca powiedział nam, że Fran wyjechała - dodałem cicho.
Max zamknął laptopa, wstał i podszedł do okna. Siva i Nareesha wydawali się być pochłonięci we wspólnej rozmowie telepatycznej, a Tom kontynuował swoje wywody.
- Gdzie mogła wyjechać? Ma tutaj kogoś znajomego, oprócz nas? Może Martin coś wie? Albo to ta cała Alisha!
- Chwila! Co powiedziałeś? - zatrzymałem go.
- O Alishy? - spytał, marszcząc czoło.
- Wcześniej.
- Pytałem, czy ma tutaj kogoś znajomego - odpowiedział skonfundowany Tom.
- Pomiędzy! - zawołał ze zniecierpliwieniem James, podłapując temat.
- No, że może Martin coś wie.
- Jadę do Martina - oświadczył Max stanowczo i zanim zdążyliśmy go zatrzymać, wybiegł z domu.
~ perspektywa Fran ~
- Nadal trudno mi się przyzwyczaić, że cię tu widzę - zaśmiał się, siadając obok niej z cichym jęknięciem.
- Przecież to też mój dom, mogę tu przyjeżdżać - powiedziałam z wyrzutem.
- Ależ oczywiście, zawsze jesteś tu mile widziana - uśmiechnął się. - Więc co się stało, że przyjechałaś?
- A musiało się coś stać? - obruszyłam się, choć dziadek i tak miał nieprzejednaną minę. - No... Sprawy się trochę skomplikowały.
- Nie chcesz o tym opowiadać? - zapytał dziadek, pocierając dłonią swój siwy zarost.
- Mogę.
- Słucham więc.
Nie wiedziałam, od czego tak właściwie zacząć. Streściłam historię z The Wanted - jak się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Wahałam się nad zdradzeniem moich zawirowań miłosnych z Jay'em, ale postanowiłam wyjawić i to. Nie zapomniałam też o ważnej roli, jaką odegrał Nathan. Potem szybko wspomniałam o Joel'u, czyli palancie i oszuście numer jeden. Dodałam do tego uczucia Sykes'a do mnie i tak oto - wyszła opowieść z całego mojego pobytu w Londynie.
Dziadek Stephen myślał i nie mówił nic długo, co mi odpowiadało. Zdążyłam rozejrzeć się po obszernym salonie i powdychać trochę powietrza z Manchester'u. Tęskniłam za domem. Pomyśleć, że musiałam zostać oszukana, żeby tutaj zajrzeć...
- No to kicha - westchnął w końcu dziadek, a ja spojrzałam na niego ze zdezorientowaniem.
- Używasz młodzieżowych słówek?
- Dwudziesty pierwszy wiek, sama rozumiesz - wzruszył ramionami. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że mało intelektu po mnie odziedziczyłaś?
- Nie rozumiem - zmarszczyłam czoło.
- Tak długo ci zajęło domyślenie się, że z Nathan'em to grubsza sprawa? Nawet ja, taki stary i można powiedzieć, oschły człowiek, zauważam, jak o nim mówisz.
- Niby jak?
- Z miłością - uśmiechnął się, a zaraz potem położył swoją pomarszczoną i ciepłą dłoń na mojej. - Według mnie, bardziej niż oszustwo Joel'a zabolało cię to, że kochasz Nathan'a.
- Czemu miałoby mnie to boleć? - spytałam niepewnie, ściskając rękę dziadka.
- Bo nie dostrzegłaś wcześniej, co się dzieje. Nie dostrzegłaś, że jego miłość jest odwzajemniona i długo zwlekałaś, by cokolwiek z tym zrobić - odpowiedział cierpliwie.
Czułam, że moje oczy wypełniają się łzami. Dziadek miał rację. On zawsze miał rację.
- I co ja mam teraz zrobić? - mój głos nabrał chrypy i brzmiał ciężko.
- Wracaj do Londynu i powiedz mu, co czujesz - poradził dziadek.
Przysunęłam się do niego bliżej, by móc go objąć. Po chwili już się w niego wtuliłam i poczułam swoistego rodzaju ulgę, choć najcięższe zadanie dopiero na mnie czekało.
- Zanim jednak wyjedziesz, może spotkasz się z przyjaciółmi?
~ perspektywa Nathan'a ~
- Z czego się śmiejesz, idioto? - spytał Max, uderzając mnie w tył głowy.
- Ta sytuacja jest taka głupia, że aż śmieszna - oznajmiłem, wyciągając się na siedzeniu.
- Nie denerwuj mnie, bo zaraz zawrócę! - zagroził Siva, choć wyczułem w jego głosie chęć do roześmiania się.
Irlandczyk zacisnął palce na kierownicy i ze skupieniem wpatrywał się w drogę. Siedząca obok niego Nareesha kręciła się na miejscu pasażera, by ostatecznie wlepić oczy w przewijający się za szybą krajobraz. Ja i Max siedzieliśmy z tyłu. Łysy ciągle esemesował ze swoją Gwen.
- Nie wierzę, że Franka nie powiedziała nic Martin'owi - oświadczył nagle Max, robiąc zamyśloną minę. - Jej obowiązkiem jest powiadomienie go o każdej zmianie miejsca pobytu.
- Ona nigdy nie wypełnia obowiązków - skwitował Siva, wzruszając ramionami.
- Jak dobrze, że miałam zapisany numer jej dziadka - westchnęła Ree.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że ukradłaś ten numer z mieszkania Fran - wtrąciłem, za co zaraz dostałem w kolano od Mulatki.
- Ważne, że ktoś się domyślił, że wróciła do Manchester'u - podsumował Max, wyprężając dumnie pierś.
- Ej, przecież Jay podsunął ten pomysł - zamyśliła się Nareesha.
- Tak, ale ja powiedziałem go głośno - odpowiedział Max, naburmuszając się lekko.
- Dobra! Przynajmniej wiemy, gdzie jest ta sierota - odezwał się Siva.
Reszta podróży minęła nam w ciszy. Jedynie Nareesha włączyła radio, co nieco nas rozluźniło. W ciągu kilku godzin dotarliśmy pod jej dom. Rozglądałem się w milczeniu, pochłaniając każdy zakamarek miejsca, gdzie dorastała Fran.
- Spóźniliście się - usłyszałem.
Natychmiast skierowałem swój wzrok na starszego mężczyznę, czyli jej dziadka. Stał w progu i mówił chyba do mnie. Tak, jakby mnie rozpoznał i wiedział, że to wszystko to moja wina.
- Jak to, panie Orchard? - zapytał Siva z lekkim przerażeniem.
- Chciałem ją tu zatrzymać i wymyśliłem, że musi spotkać się z przyjaciółmi. Rzeczywiście, zrobiła tak, jednak teraz pewnie jest już na dworcu - odpowiedział spokojnie.
- Na dworcu? - powtórzyłem.
- Chciała wrócić do Londynu. Do ciebie - uśmiechnął się ciepło, co również odwzajemniłem.
- Może uda nam się ją jeszcze złapać - stwierdził Max.
- Dziękuję i przepraszam za wszystko, panie Orchard - powiedziałem, nim wsiadłem do samochodu.
- Nie ma za co, synu - odpowiedział, po czym zamknąłem drzwi auta. - Fran nie będzie żałowała...
W maksymalnie szybkim tempie trafiliśmy na dworzec, a wszystko dzięki Max'owi. Bez niego, w roli przewodnika po Manchester'ze, zgubilibyśmy się chyba ze 100 razy.
Biegłem ile sił w nogach. Tablica pokazała, że pociąg do Londynu wyjeżdża za minutę, więc postanowiłem odnaleźć ten pociąg. Byłem już naprawdę blisko, kiedy jakaś walizka dostała się pod moje nogi, przez co runąłem na ziemię.
~ perspektywa Fran ~
Walizka w tak szybkiej prędkości zaczynała skrzypieć, a kółka latały w powietrzu. W pewnym momencie jedno z nich się urwało i bagaż wypadł mi z rąk. Usłyszałam już jedynie głośny łomot.
Odwróciłam się i serce mi zamarło.
- Nathan? - zapytałam z niedowierzaniem.
Odpowiedział mi jedynie długi i bolesny jęk chłopaka, który teraz przewrócił się na plecy. Bez problemu mogłam stwierdzić, że to naprawdę był Nathan.
Ukucnęłam przy nim.
- Nic ci nie jest? - spytałam z troską, spoglądając w jego oczy.
- Teraz już nic - odpowiedział cicho, po czym zgarnął moją dłoń w swoje. - Bo cię znalazłem.
Złapałam z nim długi i intensywny kontakt wzrokowy. Poczułam się tak, jakby nikogo wokół nas nie było. Nie słyszałam krzyków, szelestów, kroków. Nie czułam stresu, dyskomfortu i bólu. Wszystko było idealne.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci prawdy - odezwał się pierwszy. - Ta sprawa z Joel'em była tak idiotyczna, że sam czułem się jak idiota, uczestnicząc w tym. Przepraszam.
- Przepraszam, że wyjechałam - zawtórowałam mu. - Myślałam, że to najlepsze wyjście.
- Muszę ci coś powiedzieć, ale wolałbym wstać - odparł.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że on nadal leży na zimnej posadzce i prawdopodobnie jest obolały. Pomogłam mu wstać i zauważyłam, że Siva z Nareeshą przyglądają się całej scenie z ukrycia, czyli za wózkiem bagażowym.
Kiedy stanęliśmy twarzą w twarz i jego wzrost wyraźnie się uwydatnił, Nathan nabrał powietrza w usta. Zerknęłam na niego, ale nie wydawało mi się, by miał zamiar cokolwiek teraz powiedzieć.
- Chciałeś chyba coś mi powiedzieć - zauważyłam w końcu.
- Tak, tak. Wiem - pokiwał głową. - Ale muszę się zebrać w sobie. Tak właściwie, to już to wiesz i po prostu się powtórzę, ale teraz sytuacja wydaje się poważniejsza i...
- Po prostu mi to powiedz - oznajmiłam łagodnie.
Wypuścił powietrze z głośnym świstem, po czym spojrzał mi w oczy. Jego dłoń odnalazła moją. Skoncentrowałam się na jego ustach, które wypowiedziały tylko dwa słowa.
- Kocham cię.
- O matko - jęknęłam, przybierając nieprzyjemną minę.
Puściłam dłoń Nath'a, który wyglądał teraz na mocno smutnego i zmartwionego.
- Przepraszam - powiedziałam. - Przepraszam, ale to dosyć trudne, żeby wyjaśnić ci to, co się dzieje w moim sercu.
- Spróbuj jak najprościej. Może jeszcze zdążysz na pociąg - odparł ochrypłym głosem.
- Jak najprościej? - powtórzyłam.
- Dokładnie tak.
Nabrałam powietrza w płuca i dodało mi to odwagi. Złapałam Nathan'a za kołnierzyk jego koszuli, za który go pociągnęłam w swoją stronę. Nasze usta złączyły się w pocałunku tak bardzo wyczekiwanym, że aż perfekcyjnym.
- Oh yeah, baby! - zawołał Siva, po czym wykonał dziwny gest z radości i wywalił na siebie czyjąś walizkę.
Oderwałam się od Nathan'a i zapanowała cisza. Przygarnął mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna i szczęśliwa. Jeśli jeszcze dzisiaj rano chciałam zmieniać całe swoje życie, teraz nie ruszyłabym dosłownie niczego. Rano chciałam cofnąć czas, a teraz nigdy nie skorzystałabym z takiej sposobności.
- Ja też cię kocham, Nath - szepnęłam w jego szyję.
- Boże! Naprawdę się cieszę! - krzyknęła rozentuzjazmowana Ree, a my spojrzeliśmy na nią jak na idiotkę. - Siva dostał w głowę bagażem. Możemy jechać do szpitala?
Na samym wstępie wypadałoby Was przeprosić za to opóźnienie. Rozdział napisałam spontanicznie dopiero dzisiaj. Opuściła mnie wena po prostu. A że chciałam szybko skończyć, no to... no to skończyłam.Ta część jest okropna i zupełnie nie podoba mi się to wyżej, więc ponownie - przepraszam.
Ale no, jest powód do radości! Skończyło się Frathan'em, brawa!
Dobra, ale to i tak nie poprawia tego rozdziału.
Więc naturalnie napiszę teraz coś o moim nowym blogu, albowiem dodałam już czwarty rozdział! Może ktoś wpadnie i skomentuje, proszę? Jak coś, to klikajcie tutaj.
To już będzie koniec. Oczekujcie niedługo epilogu, znaczy... no, jak go wymyślę, to będzie!
Jejejejeeeej! Wymarzone zakończenie :D
OdpowiedzUsuńPiątka dla dziadka, za uzmysłowienie jej, o co w tym wszystkim chodzi.
Nie gadaj już, że rozdział taki badziewny, bo trzymał w napięciu do samego końca.
No i zając ciebie... Epilog będzie jeszcze dosadniejszy, że tak powiem :D
No nic... Skoro brakuje ci weny, to chyba oznacza, że to jakaś epidemia.. Ale.. Wysyłam ci specjalną kopertę, wypchaną po brzegi weną. Nie wiem, czy to coś pomoże, ale spróbować warto.. chyba.
Więc... trzymaj się i jeszcze raz życzę weny :D
FUCK YEAH !
OdpowiedzUsuńFran jest z Nathanem ! <3
To na co czekałam ^^
Zajebiste opowiadanie i szkoda, że zbliża się epilog : (
no ale nic, w końcu masz jeszcze jednego świetnego bloga : )
Weny życzę : )
<3
Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak !!!!! Szczerzę się jak głupia do monitora i mam ochotę krzyknąć ale nie moge.!!! Kit że z opóźnieniem ważne z jakim efektem !
OdpowiedzUsuńNormalnie cię wielbię dziewczyno ! <33333
Ja pierdziele!! Normalnie się popłakałam:') Nareszcie się pocałowali,jak ja tego chciałam,Boże.Dobra,więc rozdział wcale nie jest skopany,jest booski;*
OdpowiedzUsuń"Oh yeah, baby!" - że tak zacytuję Sivę, co idealnie odda moje emocje po przeczytaniu rozdziału. Szkoda, że historia się kończy, bo mnie urzekła, ale naprawdę świetnie Ci wyszło rozwiązanie akcji. Powrót dziadka Stephena, który idzie z duchem czasu, minięcie się Natha i Fran i wreszcie to wyznanie miłosne. Piękne! Pod epilogiem zostawię nieco dłuższy komentarz, bo teraz nie chcę się za bardzo rozpisywać :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Swietny blog!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się już kończy i że dopiero teraz przeczytałam :/
Uwielbiam twój styl pisania!
Od początku liczyłam na to,że będzie z Nathanem!
Czekam z niecierpliwością na epilog!
Zapraszam:
http://z-pamietnika-nathana.blogspot.com/?m=1
Jest dopiero prolog!
mogę powiedzieć tylko że
OdpowiedzUsuńI <3 IT :*