Następnego
dnia, z samego rana... Dobra, nie oszukujmy się. Było już grubo po
dziesiątej. W każdym bądź razie, przed południem, Seev zawiózł
mnie do mojego mieszkania razem z ciuchami, które jeszcze
wczoraj prasowałam i pakowałam. Gdy tylko wysiadłam, pożegnał
się grzecznie i sam pojechał spakować parę rzeczy, bo dzisiaj
miał dojechać do Nareeshy.
Od
tej pory miało zacząć się poznawanie Londynu na własną rękę.
Zanim
go jednak zwiedziłam, poukładałam swoje ubrania w ogromnej szafie
wnękowej, gdzie zmieściłabym się w całości razem z Sivą i Ree.
Wszystkie rzeczy spodnio-podobne poskładałam na półkach, a
reszta z łatwością zmieściła się na wieszakach. Poszewki i
ręczniki, kupione za namową Ree, zajęły miejsca na pozostałych
półkach. Na razie panował tu porządek, ale pewnie już
jutro będzie bałagan.
Przyszedł
czas na pierwszego papierosa w nowym mieszkaniu. Wyjęłam paczuszkę
z kieszeni szerokich, krótkich spodenek koloru fuksji. Wyszłam
na balkon i sprawnie zapaliłam papierosa. Rozkoszowałam się dymem,
podrażniającym moje nozdrza. Byłoby tak dalej, gdybym nie
zobaczyła czarnego auta parkującego zaraz obok krawężnika.
Zaczęłam obawiać się, że to do mnie, ale wtedy zadzwonił
telefon. Wróciłam do pokoju i odebrałam.
-
To tylko ja. Nie zdążę podjechać i się pożegnać, bo chyba
spóźnię się na pociąg – usłyszałam Sivę.
-
Spokojnie, nikt nie każe ci się ze mną żegnać – uśmiechnęłam
się. - Uważaj na siebie i powiedz Ree, że wszystko w porządku.
-
Poradzisz sobie?
-
Oczywiście, tato – westchnęłam.
-
No okej, okej – zamyślił się. - Zadzwonię, jak dojadę. A jak
coś się stanie, to...
-
Tak, powiadomię cię. Cześć!
-
Trzymaj się!
Rzuciłam
telefon na łóżko i pobiegłam na balkon, dokończyć fajkę.
Wyrzuciłam peta na pustą ulicę.
Ciekawe,
co mogę dzisiaj robić... Zwiedzanie? Zaraz się zgubię. A może
wyskoczę w te miejsca, gdzie byłam z Nareeshą? Hmm...
Sięgnęłam
po laptopa, którego wzięłam aż do salonu. I wtedy stała
się rzecz, której nigdy bym się nie spodziewała –
zaczęłam przeglądać ogłoszenia pracy. Akurat projektanta wnętrz
nie potrzebowali nigdzie, ale pojawiła się całkiem okazyjna
propozycja pracy kelnerki. Skoro nie wrócę do ukochanego
fachu, to będzie musiało mi wystarczyć... Albo może jeszcze
poczekam?
I
wtedy mnie olśniło. Jako nowa sąsiadka powinnam chyba odwiedzić
innych domowników, albo ich zaprosić. Może parapetówka?
Zależy, czy nasz ukochany pan Giuseppe na to powie. Albo też go
zaproszę i będzie z głowy.
Rzuciłam
się do kuchni i wyjęłam produkty potrzebne do moich ulubionych
ciastek. Zmieszanie wszystkiego zajęło mi kilka minut, potem
wstawienie do piecyka w nowej foremce i dwadzieścia jeden i pół
minuty czekania na upieczenie. Łatwizna dla kogoś, kto tak bardzo
lubi gotować, jak ja.
Wyjęłam
okrągłe słodycze na półmisek i okryłam go białą
ścierką, by zostały ciepłe. Musiałam przecież się przebrać,
bo nie pójdę w koszulce z hipopotamem.
Po
paru minutach już stałam przed drzwiami na parterze, z wielką
złotą jedynką na drzwiach i tabliczką głoszącą, że Giuseppe
Bartoli to nasz dozorca. Usłyszałam głośne westchnięcie i
zbliżające się kroki. Przede mną stanął niższy mężczyzna z
bujnymi, kręconymi włosami, krótką kozią bródką i
dużym nosem. Jego wzrok zatrzymał się na trzymanej przeze mnie
tacce.
-
O co chodzi? Bo chyba nic nie przecieka na pierwszym piętrze?
Sprawdzałem dwa dni temu – powiedział, opierając się o drzwi
ręką.
-
Nie, ja tylko chciałam poczęstować – zaczęłam, ale niedane mi
było skończyć.
-
Niech zgadnę... Parapetówka, spotkanie dla sąsiadów,
czy co tam jeszcze? - zmierzył mnie wzrokiem.
-
Skąd pan wiedział? - zmarszczyłam czoło.
-
To typowe. Kiedy ostatnio się zgodziłem, nie mogłem spać do
szóstej. A potem jeszcze musiałem naprawiać korki –
pokręcił głową z niesmakiem. - Kiedy?
-
Jutro? Nic specjalnego, tylko domownicy – machnęłam ręką. -
Oczywiście, pan też.
-
Jutro przyjeżdża mój siostrzeniec, nie jestem pewny...
-
Też może wpaść, chętnie go poznam – uśmiechnęłam się. - Na
tym etapie potrzebuję sporo znajomości.
-
No niech będzie, nie podlizuj się i dawaj te ciastka – odezwał
się surowym głosem, jednak lekko się uśmiechnął.
Postanowiłam
pójść teraz na najwyższe piętro. Zapukałam raźno, i
drzwi się uchyliły. Zobaczyłam chłopaka z mocno nażelowanymi
włosami, które mogły świecić w ciemności. Ubrany był w
koszulę w niebieskie, pionowe pasy i dżinsowe spodenki. Ogólnie,
był przystojny i opalony, jednak do całości nie pasował mi ten
ubiór.
-
Słucham, Cukiereczku? Rozdajesz ulotki, szukasz pracy, czy
podglądałaś mnie i strasznie ci się podobam? - wyparował, nawet
na mnie nie patrząc.
Wzrokiem
omiatał moje buty, aktualnie czarne baleriny z kokardkami. Zupełnie
mnie zatkało i nie miałam pojęcia, co mu teraz odpowiedzieć.
Odchrząknęłam głośno.
-
Ja mieszkam na dole i...
-
Ach, nowa sąsiadka! - klasnął w dłonie, co normalnie odebrałabym
jako gejowski chwyt. - O co chodzi, Papużko?
-
Chodzi o to, że jutro chciałabym zaprosić pana...
-
Mam tylko 27 lat, nie jestem panem – wtrącił. - Nazywam się
David McClair.
-
Francessa Orchard. Jutro organizuję coś typu parapetówki,
ale nie będzie to nic hucznego – podrapałam się po karku.
-
W porządku, przyjdę. W środy, wieczorem raczej nie robię nic
ciekawszego od siedzenia przed telewizorem. Puszczają mój
ulubiony serial, ale nagram sobie – mówił na jednym wdechu.
-
Miło mi było pana... ciebie poznać – uśmiechnęłam się.
-
Mnie również – zaśmiał się lekko, ukazując w pełnej
krasie rząd białych zębów.
Z
ostatnią porcją ciastek dostałam się pod drzwi naprzeciwko moich.
Anthony to jedyny sąsiad, którego znałam już wcześniej,
ale musiałam jeszcze zmierzyć się z jego dziewczyną, o której
niewiele mi mówił. Zresztą, ogólnie niewiele mi
powiedział. To miało się zmienić jutro, podczas drętwego
spotkania u mnie.
-
Słucham?
Zobaczyłam
w drzwiach niedużą, tęgą dziewczynę z kręconymi, bursztynowymi
włosami do pasa. Miała dziarską minę i sprawiała wrażenie zbyt
pewnej siebie. I nie chodziło tutaj tylko o te leginsy w cętki.
-
Ja jestem nową sąsiadką spod dwójki, i... - zaczęłam, ale
zwyczajem osób tutaj mieszkających, musiano mi przerwać.
-
Ach, to ty – poczułam na sobie spojrzenie bystrych, zielonych
oczu. - Ładna.
-
Eee... Dziękuję? - zmarszczyłam czoło.
Nastała
dziwna cisza, i atmosfera się zagęściła. Z ratunkiem przyszedł
Anthony, który jak zawsze, szeroko się uśmiechał. Objął
ramieniem dziewczynę i powiedział:
-
Miło, że wpadasz. To jest właśnie Jo, moja dziewczyna.
-
Ja jestem Fran. Anthony dużo mi o tobie opowiadał – wtrąciłam
niepewnie.
I
tutaj trafiłam w punkt. Jo jakby od razu się rozweseliła, mimo że
to tylko nikły uśmieszek wpełznął na jej lekko pucołowatą i
zarumienioną twarz.
-
To dobrze, że nie będę tutaj jedyną dziewczyną. Faceci nieraz
potrafią powiedzieć mi coś niemiłego – westchnęła.
-
Jo też potrafi powiedzieć coś niemiłego, więc nie przejmuj się,
jak pośle ci jakąś niefajną uwagę – rzucił Anthony, za co
zaraz oberwał w brzuch.
-
Pan Bartoli zgodził się, żebym jutro zaprosiła wszystkich
mieszkańców do siebie. To nie będzie nic szalonego, po
prostu chciałabym was poznać – odezwałam się, bo to chyba był
odpowiedni moment.
-
Oczywiście, że wpadniemy – rzucił Czarnoskóry,
uprzedzając Jo.
Miała
niewyraźną minę i chyba mnie nie polubiła...
Odetchnęłam
ciężko, będąc już u siebie w mieszkaniu. Włączyłam przelotnie
radio, gdzie leciała piosenka Example. Pobiegłam czym prędzej do
kuchni, gdzie na talerzu zostawiłam dla siebie porcję ciastek.
Postawiłam je na stole i usiadłam, przybliżając twarz do talerza.
Jedzenie tych cynamonowych pyszności był rytuałem, coś jak
jedzenie ptasiego mleczka. Najpierw napawano się aromatem cynamonu,
a potem odgryzało delikatnie brzegi, by na końcu zjeść je w
całości. Uniosłam już ciastko na wysokość ust, gdy przerwał mi
dzwonek do drzwi.
-
Fuck – wycedziłam, rozstając się z ciastkiem.
Pobiegłam
przez korytarz, lecz w wizjerze nikogo nie zobaczyłam. Odwróciłam
się z powrotem do kuchni, gdy znowu ktoś zaczął walić w drzwi.
Złapałam za klamkę i z rozmachem pociągnęłam drzwi do siebie.
Widok zbił mnie z tropu.
-
Co wy tu robicie? - wypaliłam, a potem dostrzegłam ich rozbawione
miny. - Znaczy... Wchodźcie, pewnie – uchyliłam drzwi mocniej.
Pierwszy
wkroczył Max, po nim Tom, Nathan i na końcu Jay, niosący coś w
dłoniach. Widok 4/5 The Wanted w moim mieszkaniu był bardzo
intrygujący.
-
Zanim spytasz ponownie, to mamy dwa powody, by cię męczyć –
zaczął Parker, idąc za mną do kuchni.
-
Nie męczycie mnie, tylko się nie spodziewałam – burknęłam
tonem, który nie do końca potwierdzał moje słowa.
-
Seev powiedział, że mu głupio zostawiać cię samą, bo nikogo tu
nie masz – ciągnął. - Przysłał nas, mamy robić za niańki
przez ten niecały tydzień.
„Uch,
świetnie” - zagrzmiałam w myślach, opierając się o blat
kuchenny, podczas gdy oni zajęli miejsca przy stole. Po chwili
przemyślenia przyznałam, że to nie był aż taki głupi pomysł ze
strony Sivy... Przecież lubię The Wanted. Tym bardziej, przyjaciele
Sivy są moimi przyjaciółmi.
Zauważyłam,
że nie wszyscy usiedli przy stole. Jay stał niedaleko mnie, z tym
samym pakunkiem, co wcześniej. Postanowiłam się nie odzywać i
pozwolić im mówić dalej.
-
A drugim powodem jest to, że chcieliśmy zobaczyć, jak się
urządziłaś. Zawsze możemy jeszcze coś przestawić, jeśli chcesz
– wtrącił się Max, puszczając oczko.
-
Mówiłaś coś wczoraj o kaktusach, więc... Pomyślałem, że
to będzie najlepszy prezent dla ciebie, do nowego mieszkania –
odparł Jay uśmiechając się szeroko, jakby prezent dla mnie miał
zaraz wybuchnąć.
-
To miłe, nie musieliście – powiedziałam szybko.
Podczas
gdy Max mówił coś o ich wielkiej chęci pomocy, ja
przysunęłam się bliżej Jaya i krótko zerknęłam na jego
twarz. Nie zmienił miny, tylko jeszcze bardziej ochoczo wyciągnął
w moją stronę pakunek. „Raz kozie śmierć” - pocieszyłam się
w myślach i sięgnęłam po prezent. Oprócz otarcia się
palcami z McGuinessem nie stało się kompletnie nic, co mogłoby
rozproszyć moją uwagę. Właśnie, oprócz tego otarcia...
Odstawiłam
to coś na blat, ledwo zerkając do środka. Cztery kaktusy, każdy
innego koloru, wydawały się mieć oczy i teraz na mnie patrzeć.
Odwróciłam się do reszty, tym razem kompletnie siedzącej
przy moim srebrnym stole.
-
To co chcesz dzisiaj robić? - zapytał Nathan, szczerząc się
zupełnie Jay.
Pachnie
mi tu podstępem... Pocieszał mnie fakt, że Tom i Max zdawali się
nie widzieć ironicznych uśmieszków tych dwóch typów.
-
Chciałam iść pozwiedzać, z jakimś przewodnikiem czy coś... Ale
zaraz się zgubię, więc to raczej nie ma sensu – westchnęłam. -
Napijecie się czegoś? Albo chociaż spróbujcie ciasteczek,
piekłam godzinę temu – wskazałam na talerz, postawiony na
środku.
-
Z przewodnikiem? - wybuchnął rozbawiony Nath.
Udałam,
że nie jest idiotą, który śmieje się ze mnie na każdym
kroku. Obserwowałam, jak chłopcy rzucili się na moje ciasteczka.
-
Nie znajdziesz tu lepszych przewodników od nas – oburzył
się Tom, przeżuwając. - O ile oczywiście chcesz...
Rozważałam
tą propozycję, czując na sobie uważny wzrok Parkera. Już miałam
się zgodzić, gdy usłyszałam coś w radiu.
Piosenkę
„Back in Love”, śpiewaną przez Alishę Toison – największą
gwiazdeczkę wszech czasów. Piosenkarka z niej była słaba,
trzeba to było przyznać. I dodatkowo, oszustka, złodziejka i
kłamczucha...
-
Fran?
-
Lubię ten kawałek tylko za tekst. Ta cała 'Aaalll' wcale nie umie
śpiewać, a puszy się, jak nie wiem. Sama na pewno nie wymyśliła
tej piosenki – mówił Jay, lekko przesłodzonym głosem.
Zupełnie,
jakby czytał w moich myślach. Zupełnie tak, jakby znał prawdę.
Po chwili zauważyłam spojrzenie Maxa spod zmarszczonego czoła.
-
Skoro nie mam innej opcji, to niech będą tacy mierni – tutaj
odkaszlnęłam niewidzialną zawartość płuc – przewodnicy.
-
No to wychodzimy! - zerwał się Tom, o mało nie przewracając o
krzesło.
-
Mam się przebrać? - spytałam, z zawodem patrząc na ostatnie,
połamane ciastko na talerzu.
-
Dobrze wyglądasz! Ale poczekajcie chwilę, zadzwonię po Jayne. Może
nagramy kawałek Wanted Wednesday? Nie ma to, jak wariaci w Londynie
– trajkotał Tom, podniecony bardziej niż w każdy filmiku z ich
udziałem.
Widziałam,
że Max chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Chyba tło,
aktualnie zrodzone z Jaythana szperającego w kaktusach, nie wydało
mu się odpowiednie. Schrupałam ostatnie ciastko.
Koło
17 zahaczyliśmy o „Golden Sky” - kawiarenkę, którą
pokazała mi Ree. Było tutaj przytulnie tak, jak za pierwszym razem.
No, oprócz tego incydentu, gdzie Nathan rozbił filiżankę, a
potem musiał sprzątać...
Podsumowując,
w ciągu tego dnia przejechaliśmy całą stolicę wzdłuż i wszerz.
Chłopcy wydawali się być w swoim żywiole, pokazując Big Bena,
Tower Bridge i wiele innych. Rozkręcili się w zupełności, kiedy
zafundowali nam przejazd na London Eye. Dzięki Bogu, w kapsule
wylądowałam z Jayne. Okazała się bardzo miłą kobietą, a jej
śmiech w rzeczywistości jest jeszcze bardziej rozbrajający, niż
na filmikach. Cieszyłam się z tego wypadu, bo nie byłam sama, a
dodatkowo Jaythan oszczędzili sobie żartów na mój
temat. No, pomijając moją małą wpadkę w muzeum Madame
Tussauds...
Nie
zapominając też o tym, że obiecali pomóc mi z moją
jutrzejszą niespodzianką, jeśli będzie to coś większego.
Dziadek Stephen zapowiedział, że w środę przyśle mi coś
specjalnego. No i mam też jutrzejsze gwiazdy wieczoru, chętnie
zgodzili się wpaść na moją niby-domówkę.
-
Ale nie będzie mnie w waszym cotygodniowym filmiku, prawda? -
spytałam, kończąc cafe latte.
-
Nie możemy ci tego obiecać – odezwała się Jayne, przeczesując
puszyste włosy.
-
Nie będzie cię, obiecujemy – odparł Jay ze spokojem, jednak
kątem oka zobaczyłam, jak puszcza oczko do reszty.
-
Mój tata jest prawnikiem, w razie czego – zaczęłam z
satysfakcją.
-
Myślę, że powinniśmy już wszyscy wracać do domów. Fran,
odwiozę cię – przerwał nam Max, przybierając najnormalniejszy
wyraz twarzy, na jaki było go stać.
Rozległy
się gwizdy i buczenia, jak przy zakończeniu jakiegoś dobrego filmu
w kinie. Tym razem najbardziej niezadowolony był Nathan, który
postanowił zachowywać się jak małe dziecko i tupał nogą,
jednocześnie uważając, by nie strącić żadnej filiżanki.
-
Max ma rację, chodźmy – poparła go Jayne, klepiąc mnie i jego
po ramieniu.
Czeeść. :]
Ostatnio dobiliśmy do 9 komentarzy! Dało by się do powtórzyć, albo ewentualnie przebić? ;)
Jak obiecałam, dodaję już rozdział czwarty. Myślę, że nie jest aż taki najgorszy... A Wy, co uważacie?
Dodawajcie się do obserwujących, albo piszcie w komentarzach, jeżeli chcecie być powiadamiani (+ e-mail lub gg).
Chyba tyle na dziś. Ale, zwyczajowo, mam do Was pytanie. Tym razem w postaci sondy, mam nadzieję, że pomożecie. :>
Ja chcę już kolejny :)
OdpowiedzUsuńPiszesz Świetnie :***
Czekam na więcej :D
Przecudne ♥
OdpowiedzUsuńHaha . Niegrzeczny Nath - rozbijać filiżankę i szczelać fochy ? Kurde, mój człowiek. Żółwik :D
Świetny rozdział, czekam na więcej ♥
Jaycessa :D ♥
Martha ♥
Ooo czyżby Max się zakochał .?!
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacyjny :*
Czekam na więcej.. :3
Ja bym chciała być powiadamiana: 7081485 gg
e-mail: chasingthesun@wp.pl
Ochhh. Umarłam. Dlaczego? Wiadomo - z dwóch powodów.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze:
Nie mogę się doczekać parapetówy. ^^
Po drugie:
Rozdział jest jak zwykle wspaniały. ;D
(i jak zwykle czytałam go z szerokim uśmiechem. ^ ^)
No i jest jeszcze ten siostrzeniec, którego też oczekuję z niecierpliwością. ;D
Ostatnio pisałam, że najbardziej urzekł mnie Siva... W tym rozdziale, najbardziej spodobał/a mi się... No sama już nie wiem... Wszyscy są wspaniali. ♥
~Pam!
Uuuu parapetówa ^^ i niegrzeczny Sykes ^^
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, naprawdę! :3
Czekam na kolejny :)
wpadnij i do mnie ;) http://zacnethewanted.blogspot.com/
Rozdziały są tak wciągające, że z niecierpliwością czekam na następne. Oczywiście ten rozdział tez jest świetny, a ponieważ ciekawość mnie zżera co będzie w następnym to podaje e- mail: Meryjanks95@gmail.com
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńA co jeden to lepszy : D
Informuj jak dodasz następny: Meryjanks95@gmail.com
Uwielbiam to! Miłość od pierwsego wejrzenia. ;D
OdpowiedzUsuńOsobiście chciałabym, żeby Fran była z Jay'em, no ale... ^^
Podoba mi się, jak go opisujesz, zresztą.. Każdy z nich nabiera charakteru w Twoich rękach!
Pisz dalej i dodaj szybko. = ))
To jest cudowne ! ♥
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Fran będzie z Jayem ... ♥
Czekam na kolejne.
Dodawaj szybciutko ;)
Twój blog jest boski.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie ta historia.
Jednak co do twojej ankiety...
Większość głosów jest na Natha. I super. Bardzo go lubię.
Ale nie wiem czy zauważyłaś : wszystkie opowiadania o TW mają to do siebie, że główna bohaterka jest z Nathanem -,-
Fajnie i wgl, ale mnie to już powoli nudzi, że zawsze ten sam schemat.
Dlatego mam nadzieję, że jednak będzie z kimś innym... ^^
N.
Całkowicie popieram. Chciałabym, żeby tym razem ktoś inny z główną laską się spotykał.
UsuńFajnie by było, gdyby była z Jayem ^^