-
Oszalałeś?!
Wyprostowałam
się i obserwowałam, jak czwórka mężczyzn żywo o czymś
dyskutuje, opierając się o samochód. Siva podszedł, by nie
słyszeli naszej rozmowy.
-
O mój Boże... Nie wierzę, że to zrobiłeś – mówiłam
dalej. - Widzisz, jak ja wyglądam? Miało być inaczej, miałam
ładnie wyglądać... Jestem odrażająca – trajkotałam.
-
Wyglądasz ślicznie, jak zawsze. Masz to po prawie bracie, Sivie –
wyprężył się, co było w jego nawyku. - Kiedy usłyszeli, że
muszę kogoś skołować do noszenia, to sami się zgłosili. Do
niczego ich nie zmuszałem – dokończył.
-
Nie mogłeś chociaż dać mi znać? Przygotowałabym się jakoś...
To straszne – opadłam na zafoliowaną kanapę i ukryłam twarz w
dłoniach.
-
Przestań się użalać, naprawdę jest dobrze, Wiewiórko –
wyszczerzył się, a ja kopnęłam go w kostkę.
-
Seev?
Usłyszałam
niski, męski głos. Głos Maxa. Świetnie ich rozróżniałam,
te wszystkie filmiki na coś się przydały.
-
Właśnie, pora was sobie przedstawić – zaczął z uśmiechem. -
Fran, pamiętaj o uśmiechu – nakazał, podnosząc mnie za ręce.
Stanęłam
obok niego, widząc jak ta czwórka idzie w naszą stronę.
Gdybym nie musiała stać i się miło uśmiechać, to już dawno bym
leżała nieprzytomna. Każdy z nich wyglądał inaczej niż na
scenie, bo bardziej na luzie, jednak nadal przystojnie. Byli pewni
siebie i bardzo radośni, co wywnioskować można z ich sposobu
chodzenia i wyrazów twarzy.
-
Chłopaki, to jest właśnie ta dziewczyna, o której mówiłem
– odezwał się Seev, wskazując na mnie.
Po
chwili ciszy i uporczywym wzroku Sivy, skapnęłam się, że to moja
kolej. Zebrałam siły i o wiele pewniej stanęłam na ziemi.
-
Francessa Orchard, chociaż wolałabym Fran – powiedziałam
głośno. - Zawsze to lepsze od Wiewióry, co Kaneswaran? -
szturchnęłam go.
-
Ja jestem Max – zaczął chłopak – to Nathan, Jay i Tom.
Chociaż z tego, co wiem, to nas znasz – uśmiechnął się
dziarsko.
-
Pewnie tak, bo Siva nie mógł ukryć faktu, że jestem waszą
fanką – mruknęłam, zażenowana.
-
Dużo nam o tobie opowiadał. I nie mylił się, naprawdę jesteś
śliczna i ciepła – wtrącił Tom, którego cudem udało mi
się zrozumieć.
Co
jak co, ale żaden z moich przyjaciół nie miał takiego
akcentu. Irlandzki jestem w stanie zrozumieć, w końcu od paru już
lat muszę się kontaktować z Irlandczykiem.
-
Tom, masz dziewczynę – napomknął Jay, uderzając Bruneta lekko
w tył głowy.
-
Co mam? - spytał, oderwany od rzeczywistości. - Ach... Kelsey. W
każdym razie, miło cię poznać, Fran – kiwnął głową.
-
Koniec gadania – klasnął w dłonie nasz Irlandczyk. - Te meble
same się nie wniosą.
-
Masz rację – rzuciłam, po raz pierwszy mu ją przyznając. -
Moje mieszkanie jest na pierwszym piętrze. Najpierw możecie
ustawić wszystko w salonie, potem zajmiemy się przestawianiem –
dodałam szybko.
Byłam
pod wrażeniem, że tak łatwo poszło mi opanowanie 'fangirling
mode'. To proste, że w innych okolicznościach skakałabym i prosiła
o autografy na każdej części ciała, a potem nie mogłabym się od
nich oderwać w trakcie przytulania.
Kiedy
oni łapali się za kolejne meble, ja pobiegłam szybko na górę
i otworzyam dwuczęściowe, niebieskie drzwi na oścież. Cóż,
widocznie w tej kamienicy wszystko musiało być w kolorze nieba.
Potem poleciałam do jedynki, do pana Giuseppe. Powiadomiłam go, że
muszę zająć schody na piętro co najmniej na pół godziny.
Skrzywił się, ale musiał się zgodzić.
-
Tylko bez żadnych hałasów i brudów! Nie będę po
tym sprzątał – pogroził mi palcem, przed zamknięciem drzwi.
Przewróciłam
oczami, co już nie dane było mu zobaczyć. Przez następne 5 minut
patrzyłam, jak z chodnika znikają najpierw większe rzeczy, a potem
te wymagające większej ostrożności. Wszyscy robili przy tym
śmieszne miny, a ja starałam się maskować swój śmiech. W
końcu Nathan, miażdżący sobie stopę lampą stojącą wcale nie
był zabawny!
W
pewnym momencie, zauważając krople potu na ich czołach (mimo że
wcale nie radzili sobie tak najgorzej, byłam pod małym wrażeniem),
postanowiłam złapać za niewielki stolik do kawy, którego
przeznaczeniem było stanie w przed pokoju pod lustrem. Sięgnęłam
po szary mebel, gdy usłyszałam za sobą lekko zachrypnięty głos,
który również bez zastanowienia odgadłam. Głos
Nathana.
-
Zostaw, ja to zrobię – powiedział mi prawie nad uchem.
-
Poradzę sobie, nie jestem księżniczką – odparłam, unosząc
stolik nad ziemią i opierając go o brzuch.
-
Nalegam – uniósł brwi, przyglądając mi się. - Mimo że
nie jesteś księżniczką, masz takie imię – dodał.
-
To nic nie zmienia – prychnęłam, kierując się do drzwi.
Opanowałam
dziwną falę gorąca. To zdecydowanie było zbyt dużo emocji jak na
jeden dzień, a przecież miałam z nimi spędzić jeszcze kawałek
popołudnia.
Niestety,
pech chciał, że nie obróciłam stolika w odpowiednim
momencie i przywaliłam nogami stolika o drzwi. Nie dość, że
narobiłam hałasu, to dodatkowo Jay i Nath wybuchnęli piekielnym
śmiechem. Oczami duszy już widziałam, jak pan Bartoli wychodzi z
jedynki i daje mi niezłą naganę.
-
„Poradzę sobię” - przedrzeźniał mnie McGuiness, z przerwami
na śmiech.
-
„Nie jestem księżniczką” - zawtórował mu Sykes.
Odetchnęłam
głęboko i z zacięciem na twarzy weszłam na schody. Zaczęłam
żałować, że ich poznałam. Chociaż teraz cieszyłam się, że
jestem na górze i co ważne – jestem bezpieczna. No, i nie
muszę właśnie płacić za przetransportowanie mebli na górę.
-
Bardzo ładnie, Tom. Bardzo ładnie – usłyszałam z przedpokoju,
przesłodzony głos George'a.
Gdy
weszłam do salonu, gdzie ustawiła się już niezła kupa mebli,
zobaczyłam Toma, ciągniętego za ucho przez Maxa. Parsknęłam
cichym śmiechem, odstawiając stolik obok łóżka.
-
Czemu nosisz? Miałaś siedzieć dzisiaj jak królowa –
oburzył się Siva, obejmując mnie ramieniem.
-
Sama chciałam – zaczęłam.
I
właśnie wtedy przerwały mi śmiechy odbijające się echem po
całej kamienicy. Śmiechy tych dwóch szowinistycznych i
zupełnie bezuczuciowych robotów.
-
Hahaha, no Boże! Ale to było śmieszne – burknęłam, wtrącając
się do ich rozmowy.
Jay
chyba zamierzał coś powiedzieć, ale zamiast tego odstawił wazon
na mój stolik i nadal się śmiał, trzymając się za brzuch.
-
Co mu się stało? - wtrącił Tom, przyglądając się Loczkowatemu
z uśmiechem.
Dzięki
Bogu, Nath odpowiedział że nic. Mimo że na jego twarzy też
błądził cień, wskazujący na szczerą ochotę roześmiania mi się
w twarz.
-
Nieważne – przerwał Wysoki. - To już wszystko?
-
Ta – odezwał się Jay, hamując śmiech. - Co teraz, szefowo?
Uśmiechnęłam
się do niego sztucznie rozważałam możliwości. Mogę im już
podziękować i pomęczyć się sama, wstawiając wszystko do pokoi.
Albo przeżyć parę uszczypliwych komentarzy ze strony Jaythana i
mieć to z głowy szybciej, niż planowałam.
-
Już teraz sobie poradzę, możecie jechać – powiedziałam, mając
nadzieję na szybkie rozwiązanie.
-
Żartujesz? - ożywił się Max. - Skoro już zaczęliśmy,
powinniśmy skończyć.
-
Dokładnie! Mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale
jak kończy – usłyszałam Natha.
-
Miałem wrażenie, że to powiedzenie dotyczy czegoś innego –
zamyślił się Parker.
Puściłam
to mimo uszu, bo wtedy albo wybuchnęłabym śmiechem, albo
zaczęłabym mu tłumaczyć. Żadnej z tej opcji nie potrzebowałam.
-
Więc – zaczęłam zrezygnowana – trzeba to rozpakować.
Rzucili
się na tą stertę jak grupa wygłodniałych pum na nieżywą
antylopę. Obserwowałam, jak uparcie czegoś szukali, jednak nie
miałam pojęcia o co chodzi. Zagadka została rozwiązana, gdy
zdejmowałam folię z granatowego fotela – poduszki.
-
Folia bąbelkowa! Mam ją, mam!
Tom
tryumfalnie unosił w górze spory kawałek folii. Z ust reszty
chłopaków wydały się żałosne pojękiwania.
-
Ten to zawsze ma szczęście – mruknął Jay, biorąc się za
lampę.
Rozpakowywanie
zajęło nam o wiele więcej czasu, niż wnoszenie. Pomińmy ten
fakt, że ja przyniosłam tylko ten przeklęty stolik... W każdym
bądź razie, mimo że kuchnia i łazienka były prawie gotowe (dzień
wcześniej specjalistyczna ekipa wszystko montowała), to i tak było
mnóstwo mniejszych dodatków do ostrożnego i powolnego
odpakowania. Przez ten czas, nieustannie rozmawialiśmy, i już nawet
NIEKTÓRZY ograniczyli się tylko do paru uszczypliwości w
moim kierunku. Mimo wszystko, miło było poznać ich od kuchni.
Wiele fanek oddałoby wszystko, żeby móc na spokojnie z nimi
porozmawiać, a co dopiero żeby Jay i Nathan się z nich śmiali!
-
No wreszcie – westchnął Siva, przeciągając się.
-
Działa ci lodówka? - zapytał Tom z ożywieniem.
-
Od wczoraj, ale jest pusta – ziewnęłam.
-
Bo wiesz... Nie chcę nic mówić, ale zgłodnieliśmy –
skrzywił się.
-
Domyślam się – wstałam z podłogi. - Jestem wam bardzo
wdzięczna.
-
Mam pomysł – wtrącił Max, unosząc palec do góry, niczym
prawdziwy detektyw. - Ty pójdziesz do sklepu, możesz kogoś
zabrać. A reszta ustawi meble i zobaczysz, czy dobrze.
To
teraz jest ten moment, gdy powinnam ich albo wyrzucić, albo im
zaufać? Odpowiedź przyszła razem z burczeniem w brzuchu.
-
To kto chce się przejść? Spożywczak jest paręnaście metrów
stąd – mówiłam, otrzepując kolana.
Mimo,
że wszyscy się zgłosili, oczywiste było że wezmę kogoś
opanowanego. Więc Jay i Nath i Tom odpadli w przedbiegach. Wypadło
na Sivę, bo w końcu Max powinien jakoś zapanować nad resztą.
-
Nie są tacy najgorsi, co? Nareesha trochę cię nastraszyła –
zaczął, zakładając kaptur na głowę.
-
Da się wytrzymać, skoro trzeba – odparłam od niechcenia.
-
Nie chcę nic mówić, ale wydaje się, że masz większe
powodzenie u nich, niż oni u ciebie – dodał z dumą.
-
Jeszcze powiedz, że wiedziałeś że tak będzie – zaśmiałam
się.
-
Żebyś wiedziała! Naprawdę, zrobiłaś furorę - poklepał mnie
po głowie jak małe dziecko.
-
Daruj sobie, Seev. Znają mnie nie całe trzy godziny –
odpowiedziałam, zerkając na swój zegarek wodoodporny.
-
Skoro Siva cię lubi, to każdy cię lubi – wyszczerzył się.
-
Hej, dlaczego mówisz na siebie w trzeciej osobie? -
zmarszczyłam czoło. - Naoglądałeś się tego serialu o
lekarzach, gdzie nie mówią inaczej?
-
To bardzo ciekawy serial! Do tej pory nie wiem, czy Cheryl będzie z
Gregiem – zamyślił się.
-
Daj spokój! Mój dziadek to ogląda i jestem w stanie
powiedzieć ci każdą parę – machnęłam ręką.
-
Serio? Opowiadaj!
I
wtedy, dzięki Bogu, weszliśmy do sklepu.
Kiedy
wróciliśmy, obładowani pierwszymi rzeczami spożywczymi w
moim domu (i spotkaliśmy Anthony'ego na schodach, który też
wracał), przeżyliśmy mały szok. W moim mieszkaniu było jak po
tornadzie. Zdążyłam nawet przewrócić się o dywan, dzięki
Bogu upadłam na kanapę. Pominę też to, że Jaythan mieli kolejny
powód do śmiania się ze mnie.
-
Co wy tutaj zrobiliście? - zawołał Siva. - Nie będzie żadnego
jedzenia, dopóki nie ustawicie tego poprawnie.
Tom
uderzył głową w ścianę, a Max jęknął. Tylko Jay i Nath byli
ciągle roześmiani. Pewnie według nich miałam niezłe zadatki na
klowna.
-
Zostawiłam wam plan mieszkania, miałam nadzieję, że skorzystacie
– mruknęłam, podnosząc się.
-
Mówisz o tym? - Max wyciągnął w dwóch palcach parę
podartych fragmentów kartki.
-
Tomowi i Jayowi zachciało bawić się w projektantów –
skwitował Nath.
Uderzyłam
się otwartą dłonią w czoło, a plasknięcie zatuszowało
westchnięcie Sivy. Spojrzał na mnie błagalnie, a ja odstawiłam
siatki na ziemię.
-
Bez paniki, dzieci – odezwałam się, zapominając że mam do
czynienia z piątką mężczyzn. - Sama robiłam ten plan, więc
pamiętam co i jak.
Nie
wiem, czy byli zadowoleni, czy nie – musieli naprawić to, co
sknocili. A ja byłam na tyle kochana (i zmęczona), że im
pozwoliłam.
I
wtedy zaczęło się moje dowodzenie. Co chwila ktoś podchodził i
pytał „A gdzie to?”. Czasem odpowiadałam, a czasem po prostu
wskazywałam palcem. Kiedy już sami ustawiali różne pierdoły
na półkach, ja wstawiałam zdjęcia do ramek. Zawiesiłam się
na tym, gdzie byliśmy razem z Arthurem...
-
Kto to?
Wzdrygnęłam
się. Tom zaglądał mi przez ramię, jakbyśmy byli co najmniej
przyjaciółmi.
-
To... Nikt ważny. Już nikt – odparłam, przerzucając kolejną
stronę albumu.
Sięgnęłam
po pudło z książkami i zaczęłam je układać w czarnym regale.
Tymczasem Max i Siva podłączali telewizor, a pozostała trójka
wycierała z kurzu każdy stół i stolik. Dziwne, że im się
chciało. Nie znam dużo mężczyzn, którzy sprzątali by z
własnej woli.
W
ręku trzymałam ostatnią książkę, czyli encyklopedię (nie
wiadomo, co będzie mi potrzebne), i byłam usatysfakcjonowana, że
to już prawie koniec. Jeszcze tylko zrobię im coś do jedzenia w
podzięce, no i...
-
Postaw ją na górze – usłyszałam głos Jaya prosto w
swoim uchu.
Zadygotałam
i gruba książka z łomotem spadła na podłogę. Wszyscy się
przestraszyli, a cichą atmosferę przerwał głośny brecht sprawcy
– McGuinessa.
-
Uspokój się, Jay. To nawet nie było śmieszne – rzucił
Max poważnie.
-
Dokładnie. Ciekawe, co by było gdyby wszyscy zobaczyli wczoraj
ciebie i Natha śpiących w jednym łóżku – zawtórował
mu Tom.
Tym
razem wszyscy inni zaczęli się śmiać, oprócz tej dwójki.
Postawiłam encyklopedię na wcześniejszym miejscu i uśmiechnęłam
się do moich wybawców.
Naleśniki
znikały ze sterty w zastraszającym tempie. Zawsze wiedziałam, że
nie gotuję najgorzej, ale niestety – teraz zjedli by wszystko, co
bym im podała. Ja nie jadłam prawie wcale, tylko siedziałam i
nawet nie uczestniczyłam w rozmowie. Myślałam. I to na pewno nie o
środowej przesyłce specjalnej z Manchesteru, do której też
będę potrzebowała kogoś silnego, płci męskiej. Skoro Jay i
Nathan znają mnie dopiero parę godzin, to skąd te wszystkie żarty
na mój temat? Nie rozumiem, co takiego im zrobiłam. Pewnie
mnie nie polubili, a Seev kłamał, żeby mnie pocieszyć.
-
Francessa, co jest? - zagadnął mnie Max, lekko szturchając w
ramię.
-
Nic ważnego – odparłam, zakręcając i odkręcając słoik z
marmoladą porzeczkową.
-
Nie martw się chłopakami – wtrącił się Siva.
-
Oni robią tak zawsze osobom, które są nowe w naszym
towarzystwie. I wiesz co? To oznacza, że cię lubią – poruszył
brwiami George.
-
Dokładnie tak! - zawołał głośno Tom, zwracając uwagę na nas.
Heej! Nie wiem, czy zauważyliście, ale zostało włączone moderowanie komentarzy. A dlatego, że pewna osoba postanowiła mnie obrażać, a ja chcę jej to utrudnić na tyle, by jej się odechciało. :) Chyba nie problem, co?
Prosiłabym o 6/7 komentarzy.. To dla mnie ważne, zresztą chyba już wiecie.
Następny rozdział dodam w piątek, chyba że zobaczę rzeczoną ilość komentarzy 6-7. Wtedy dodam w środę lub czwartek. :)
To chyba na razie tyle, dziękuję i dobranoc! :))
Superr<3<3
OdpowiedzUsuńKocham ten blog:P
Ja na jej miejscu bym sie odpyskowała i nie obchodziło by mnie czy by sie "obrazili" czy nie :D
Czekam na kolejny :p
Dla mnie jest świetne a z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńFajny blog ::) Zapraszam też na tę stronę .. Pomożesz ?? Wejdz w link i zrónb sb konto to doda mi 10 pkt ... :) THX czekam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńRonia
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :D
Rozdział cudny ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej ♥
Oby Fran była z Jayem.... <3
Martha ♥
Cudny rozdział, zakochałam się <3
OdpowiedzUsuńPisz dalej <3
Nie mogę się już doczekać ^^
Ciekawe, z kim będzie Francessa ...
Weny <3
Natknęłam się na Twój blog i się zakochałam:)) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału:D:D Paulina
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego :*
Omnomnomnom! BOSKI ! :D
OdpowiedzUsuńEj serio, cały czas śmiałam się do ekranu ! hah.
Dobrze, że sama jestem bo by to dziwnie wyglądało ;)
Mam nadzieje, że szybko dodasz nowy <3
Czekam z niecierpliwością, buziaki. xxx