poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział drugi


 Pchnęłam drzwi, które lekko obiły się o stojący przy ścianie karton. Jednym susem weszłam do kwadratowego przedpokoju, w kolorze jaśminu. Był pusty, moje kroki o dębowe panele rozbrzmiewały w reszcie mieszkania. Od tego pomieszczenia rozchodziły się 4 wejścia.
- Chodź, tutaj jest salon – rzuciłam z podekscytowaniem.
Ruszyłam raźno przez szklane przesuwane drzwi. Największy pokój w domu miał aż trzy spore okna, które dawały mnóstwo światła. Podłoga wyłożona była ciemnymi panelami z jaśniejszymi refleksami, jednak to ściany odgrywały tu ważniejszą rolę. Ściana naprzeciwko nas pokryta była czerwoną, surową cegłą, a ta z przejściem do kuchni była otynkowana na szaro. Dwie pozostałe uspakajały wzrok ślicznym beżem.
- Chyba wiem, gdzie będziesz piła herbatki – zaśmiała się Nareesha.
- To pokażę ci, gdzie będę je przygotowywać – wyszczerzyłam się.
Pociągnęłam ją za rękę przez następną futrynę. Postawiłam nogi na grafitowych kafelkach, obserwując minę Ree. Przechadzała się po pomieszczeniu, zaglądając w każdy róg.
- Nigdy nie połączyłabym grafitu z pomarańczem – pokręciła głową z uznaniem.
- To ja jestem dekoratorką wnętrz, nie ty – poruszyłam brwiami.
Taa, można było uznać, że ślęczenie na studiach architektury wnętrz na coś mi się przydało. Płytki na ścianach, pomieszany pomarańcz z grafitem, prezentował się naprawdę elegancko.
Poprowadziłam ją przez framugę prosto do przedpokoju. Zaprezentowałam jej jeszcze łazienkę, czerwonoczarną, i pokazałam też swoją sypialnię. Ona prezentowała mocno fioletowy kolor. Dla przełamania jedna ściana, gdzie miało stać łóżko, miała pionowe jasne pasy. Źródłem światła były przeszklone drzwi na taras. No i, co ważne – szafa wnękowa!
- Koniec wycieczki. Wcale nie jest aż takie duże, ale dla mnie wystarczy – mówiłam, kierując się w stronę drzwi wejściowych.
- Aż mam ochotę wybrać ci szafki do kuchni – odparła ze śmiechem.
- Spóźniłaś się, zamawiałam przez internet od zaufanej firmy, tak jak rzeczy do łazienki i AGD – odpowiedziałam, zamykając drzwi na klucz. - Muszę tylko wybrać sofę, łóżko, parę stolików, regał... I takie duperele do ozdoby.
- Zaciekawiłaś mnie tym mieszkaniem. Pojechałabym do sklepu meblowego – zacierała ręce.
- Właśnie miałam cię o to prosić, ale skoro sama zaczynasz... - wyszczerzyłam się. - Nie chcę siedzieć ci długo na głowie.
- To nie problem, naprawdę – uśmiechnęła się, zbiegając ze schodów.

Nareesha wywołała wilka z lasu. Zaczęłam szaleć w tych wszystkich sklepach meblowych. Co prawda, nie kupiłam wiele – tylko doniczki, które musiałam teraz tachać. Jednak wydawały mi się idealne do salonu – szare, wysokie, prostokątne. Nieważne, że nie wiedziałam co posadzę. Prawdopodobnie kaktusy, bo tylko wtedy pamiętam o podlewaniu.
- Powiedz mi, że widzisz to co ja – mruknęłam, przyglądając się meblowi w witrynie sklepowej.
- Nie, błagam! Naprawdę masz zamiar kupować ten stolik to kawy, nie mając kanapy?
Westchnęłam głośno. Miała rację. Najpierw sofa.
„Najpierw sofa” - powtarzałam w myślach, widząc coraz fajniejsze stoliki. Jak na złość, nigdzie nie widziałam żadnej porządnej leżanki. Ja wiem, że Bóg mnie nie lubi, no ale żeby chować wszystkie kanapy?
Poddałam się i najpierw weszłam do sklepu, gdzie już od początku przyciągały mnie łóżka. Nie tylko dlatego, że jestem leniem. Wskoczyłam na pierwsze lepsze, przecinając się wzrokiem z jakąś starszą kobietą, która nie pochwalała mojego zachowania.
- Za miękkie. Za twarde. Za niskie. Zbyt wymyślne – komentowała McCaffrey, idąc obok mnie.
- A jakiego szukamy? - zapytałam, nie odrywając oczu od kolejnych alejek.
- Sporego i koniecznie długiego, z prostymi nóżkami i bezpiecznym zagłówkiem – wyrecytowała. - Zapomniałam, że to twoje łóżko...
-Możesz je wybrać, będę taka kochana – poklepałam ją po plecach.
Nigdy nie widziałam jej w takiej furii. Po prostu pobiegła na koniec sklepu, co przypomniało bieg z przeszkodami, i już po dwóch minutach mnie zawołała. A ja nadal stałam w tym samym miejscu i niechętnie ruszyłam się naprzód.
- Serio? Materiałowy zagłówek? - oburzyłam się.
- Powiedziałaś, że mogę wybrać – westchnęła. - Niech ci będzie, drewniany.
Tutaj już z mniejszym entuzjazmem , zaczęła się przechadzać po kolejnych rzędach. Było z nią jak z dzieckiem, na pół etatu. Czasem była śmiertelnie poważna, a kiedy indziej zamieniała się w wielkiego, rozwydrzonego bachora. Dziwna jest jej logika... Bardzo dziwna.
Jednak udało nam się – znalazłyśmy łóżko. W kolorze cedru, na prostych nóżkach, z wgłębieniem na materac i półokrągłym zagłówkiem. Dzięki Bogu, w zestawie były też wysokie i smukłe etażerki.
- A pościel? Musisz mieć pościel!
Spojrzałam na nią jak na wariatkę, przemierzając dystans do sklepu z wszystkim, co do siedzenia.
- Wyobrażasz sobie teraz mnie, łażącą z pościelą i tymi piekielnymi doniczkami? Serio?

Pod koniec dnia (tak, spędziłam tutaj cały dzień) kupiłam już wszystko, czego potrzebowałam, i wszystko co można było kupić. Jednym słowem – zakupy z Nareeshą były genialnym pomysłem. Meble miały zostać dostarczone za dwa dni, pod moją kamienicę.
- Słuchaj, zapomniałam o czymś – zaczęła Nareesha, pochylając się nad kubkiem mrożonej kawy.
Właśnie zaprowadziła mnie do świetnej, przytulnej kawiarenki o nazwie „Golden Sky”. Brzmi kusząco, jednak ważniejsze, że mają tutaj boską mrożoną kawę.
- Moja kuzynka, Natalie, bierze ślub za tydzień... Jestem jej druhną. Już jutro muszę wyjechać – skwasiła minę.
- Yhym... I o co chodzi? - spytałam, biorąc sporego łyka napoju.
- Nie będzie mnie w Londynie przez tydzień? - zmarszczyła czoło. - Poza tym, Seev też do nas dołączy, tylko że dwa dni później.
- Aaa... Miałabym zostać tutaj sama, jak tysiące innych ludzi – zamyśliłam się na pokaz. - Challenge accepted.
Pokręciła głową z uśmiechem, i wyjęła z kieszeni spodni komórkę.
- Mamy jeszcze cały wieczór! Nadrobię ci ten tydzień dzisiaj, okej?
- Mam się bać? - westchnęłam po skończeniu kawy.
- Zaczynasz nowe życie w nowym mieszkaniu i z nową pracą – której jeszcze nie mam. - Powinnaś też zmienić wygląd i odświeżyć garderobę – mówiła, kładąc na stoliku należytą wartość dwóch kaw z podwójnym jabłecznikiem.
- Moja garderoba nie jest przecież zła – naburmuszyłam się.
- Kochanie, nosisz męskiego full cap'a na głowie – zaśmiała się perliście.
I wtedy przypomniało mi się, że nie pozbyłam się jeszcze prezentu Matta z włosów.

Boże... Dlaczego jej posłuchałam? Miało być niewinnie, a wyszło jak zawsze. Muszę przyznać, że zakupy były bardzo udane (pomijając sporo kasy, którą musiałam wydać). Jednak fryzjer od samego początku wydawał mi się podejrzany. Te niebieskie, lokowane włosy mówiły o nim wszystko, odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy.
- A ty nadal przed lustrem? Zrobiłam sałatkę na kolację – usłyszałam, za plecami.
- Nie mogę się przyzwyczaić – mruknęłam, przeczesując ręką włosy. - Nigdy nie zrobiłabym sobie czegoś takiego na trzeźwo.
- Hej, byłaś trzeźwa!
- Byłam? Więc to musi być twoja wina – odwróciłam się do niej.
- Naprawdę dobrze wyglądasz. Jutro, spacerując ulicą, wszyscy będą się za tobą oglądali – zawołała, dodając mi otuchy.
- Moje włosy są teraz bordowe – syknęłam. - Jeśli sądzisz, że to seksowne, to sama mogłaś sobie tak zrobić.
- Nie przesadzaj i spójrz na swoją lewą rękę – powiedziała, wskazując na mój 'uśmiechnięty tatuaż'.
- Lepiej daj mi coś do jedzenia – burknęłam, wychodząc za nią do kuchni.
- Jutro Seev się tobą zaopiekuje. Wyjeżdżam rano, więc pewnie nie wstaniesz, by się pożegnać – wskazała na miskę z sałatą i pomidorami i czymś jeszcze.
- Rozumiem, że mam ci podlewać roślinki, tak? - ruszyłam brwiami, podjadając ogórka.
- Boję się zostawić ci mieszkanie na te dwa dni, aż się przeniesiesz, ale – tutaj została przeze mnie dźgnięta w brzuch – nie mam wyboru!
- Możesz mnie wyrzucić na bruk, proszę bardzo – rzuciłam.
- Dziewczynę, która urządziła mi to mieszkanie tak, że boję się nawet przemalować salon, by nie zniszczyć efektu? Nigdy – podsunęła mi talerz z sałatką przed nos. - A teraz jeść i do spania! Nie będę cię potem rano budzić.
- Dobrze, mamo! - krzyknęłam, zanim wyszła z pomieszczenia.
Potem szybko wchłonęłam swoją porcję i ruszyłam w stronę łazienki, by potem legnąć w pościeli na małym łóżku w dodatkowym pokoju.

Dwa dni minęły strasznie szybko. Pierwszego, Kaneswaran'owi nie chciało się nawet ruszyć, więc prawie cały dzień oglądaliśmy telewizję. Prawie, bo odejmujemy te wszystkie drzemki na 'umrzesz-ze-śmiechu-komediach'.
Sivę poznałam cztery lata temu, gdy wyjechałam na wakacje do Irlandii z Mattem i Megan. Robiliśmy sobie żarty i wstąpiłam do agencji dla modeli, gdzie był Kaneswaran. Pech chciał, że wylałam na niego swój sok i wtedy musiałam uciekać, żeby żadna z rozwścieczonych stylistek mnie nie zabiła. Dwa lata później Ree była w Manchesterze, jako znajoma Megan. Poznała nas, i teraz przyjaźnimy się bardziej, niż one. Szybko okazało się, że to dziewczyna Seev'a. Dzięki Bogu, do dzisiaj nie pamięta mnie, jako tej dziewczyny od soku.
- No, Orchard – usłyszałam nad uchem. - Wstawaj, albo obudzę cię siłą.
Wydałam z siebie cichy pomruk i przekręciłam się na drugi bok. Poczułam chłód poduszki na policzku i marzyłam, by zostać tu jak najdłużej.
- Orchard, masz obowiązki. Musisz odebrać swoje meble, pamiętasz?
Dalej nie dawałam znaku życia. Wystarczyło, że Siva przerwał moją wyśnioną przejażdżkę na jednorożcu.
- Nie dajesz mi wyboru – bardziej zaśpiewał, niż powiedział.
I takim oto sposobem, moja twarz została oblana lodowatą wodą. Moja reakcja była natychmiastowa – Seev został przygnieciony do podłogi moim ciałem.
- Musiałeś? No doprawdy jesteś taki wredny? Nie wiedziałam, że te parę rudych włosów czyni cię naprawdę wrednym – warknęłam, podnosząc się do pozycji stojącej.
- Sama widzisz, że podziałało momentalnie – tłumaczył. - Poza tym, i tak mi nic nie zrobisz. Jestem silniejszy – wyprężył się dumnie.
- I głupszy – powiedziałam do siebie, idąc do łazienki. - Będę gotowa za 10 minut.
Wyszłam z łazienki po odrobinę dłuższym czasie, niż 10 minut. Że też nigdy mi się nie udaje... W każdym bądź razie, gdy dotarłam do kuchni, Siva wyjmował właśnie grzanki z tostera.
- Nie stać mnie na nic więcej, musi ci wystarczyć – wyszczerzył się, podając mi talerz i dżem truskawkowy. - Ree powinna mieć też gdzieś...
- Praktycznie nie jem śniadań, więc możesz wziąć jedną – odparłam zaspanym głosem.
- To niezdrowo. Gdybyś była takim facetem, jak ja, to musiałabyś jeść co najmniej dziesięć grzanek rano – odpowiedział, sięgając po tosta.
- Twoje porównania są takie...
- Szczere i genialne, wiem – pokiwał głową.
- Myślę, że oglądałbyś częściej telewizję, gdyby twoja podobizna odbijała się w ekranie – mówiłam, smarując chleb dżemem.
- Wcale nie jestem próżny – żachnął się. - To jest tylko taki sposób na przetrwanie, wiesz... Udawanie egoisty, mimo że się nie jest.
- Grzywka ci się rozpadła – wtrąciłam spokojnie.
- Gdzie?! - krzyknął, biegnąc do lustra w korytarzu
- To jest właśnie to, o czym mówiłam – skwitowałam, wbijając zęby w grzankę.

Siva podrzucił mnie pod kamienicę i zniknął, pod pretekstem spotkania z chłopakami z The Wanted. Szczerze, to bardzo liczyłam na spotkanie z nimi. Wiedziałam, że prędzej czy później Seev wymięknie, i mnie przedstawi. A wtedy ja będę świetnie wyglądać i wszystkim się spodobam.
Miałam czekać na dostawę jeszcze przez kilkanaście minut, które postanowiłam spędzić u siebie w mieszkaniu. Zapatrzyłam się na schodach i zobaczyłam potężnego, czarnoskórego mężczyznę z uśmiechem równych bielutkich zębów.
- Och, to ty jesteś naszą nową sąsiadką? - zaczął, przytrzymując mnie przed upadkiem. - Jestem Anthony Adams z dwójki, miło poznać.
- Francessa Orchard, choć wolę Fran – uśmiechnęłam się.
- To kiedy się wprowadzasz? Jo cieszy się, że nie będzie jedyną dziewczyną w tej kamienicy – nadawał z uśmiechem.
- Jo? - uniosłam brew. - Dzisiaj odbieram ostatnie meble, więc prawdopodobnie jutro – dokończyłam.
- Jo to moja dziewczyna, mieszkamy razem naprzeciwko ciebie – odpowiedział spokojnie. - Chętnie bym jeszcze pogadał, ale właśnie wysłała mnie po zakupy i rozumiesz...
- Nie ma sprawy – rzuciłam. - Powodzenia w podbojach supermarketu!
- Przyda się! Miło było poznać – wyszczerzył się i zbiegł po schodach w dół.
Myślałam, że z pierwszym sąsiadem pójdzie gorzej, a jednak – miłe zaskoczenie. Jeżeli wszyscy tutaj są tacy uprzejmi, to jesteśmy w domu – dosłownie.
Kiedy po parunastu minutach przed kamienicą zaparkował spory, biały samochód z moimi zamówieniami, przeżyłam lekki szok.
- Ale jak to nie możecie tego rozpakować? Mam sama tachać wszystko na górę? - wzburzyłam się.
- Wiemy, że umowa była inna. Jednak zaraz musimy stawić się w biurze – zaczął starszy mężczyzna a białym uniformie.
- Nieważne – burknęłam, wybierając numer Sivy.
Jak bywało zawsze – odebrał dopiero po trzecim sygnale. Był całkiem prymitywną osobą, więc te trzy sygnały zbiegały mu na przypomnieniu sobie, gdzie ostatnio położył telefon.
- Już skończyłaś? - zapytał, lekko zdyszany.
- Jeszcze nie zaczęłam. Nie mam nikogo do wniesienia na górę – warknęłam do słuchawki, potem przeklinając dosadnie.
- Jak to? Wystawili cię? - słyszałam, jak się podrywał.
- No raczej. Chyba sama ich nie wyrzuciłam – syknęłam.
- Zorganizuję kogoś i za 5 minut jestem, tylko poczekaj – zawołał i się rozłączył.
Przejrzałam się w lustrze naściennym, które właśnie wynosili z samochodu i oparli o kanapę. Lekko rozwiany kucyk, zero makijażu, odrobinę podkrążone oczy... No i moje ukochane, podwinięte szare dresy i biała bokserka. Żyć, nie umierać.
Faktycznie, pojawił się po równych pięciu minutach, co u niego pokrywało się z czynem bohaterskim. Zawsze wszędzie się spóźniał, taki już był. Z jego samochodu wyszło czterech innych chłopaków, którymi byli...
- Jesteśmy, jak obiecałem! - zawołał z rozbawieniem, wskazując na tamtą grupkę.
- Oszalałeś?!

Ciekawe, dlaczego Seev mógł oszaleć? : )
W każdym bądź razie, oto dwójka. Wiem, że jest nudna, ale mam nadzieję, że chociaż trzeci rozdział Wam się bardziej spodoba. ^
Ekhem... Bardzo prosiłabym o minimum 5/6 komentarzy, bo dopiero wtedy ukaże się kolejny rozdział. I ZERO HEJTÓW POD MOIM ADRESEM, komentujcie bloga, a nie mnie. ;>
To pewnie na tyle... Jeżeli macie pytania, to piszcie. Postaram się odpowiedzieć. ;) No i prośba, by Wasze czytelnictwo nie ograniczało się tylko do wejść, ale też do komentarzu.
Finito. : )


6 komentarzy:

  1. hej, hej! przecież dobrze jest wręcz swietnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cherry is here!
    soł.. wiem, że nic nie obiecywałam, ale umowa jest wiążąca - ja komentuję - ty komentujesz.
    Wyszło mi wrednie już na samym początku, a chciałam być przecież miła!
    wiesz dobrze, że jestem twoją fanką (sama tak powiedziałaś!) więc, oczywiście, już po pierwszym rozdziale uwielbiam tego bloga. choć jest o TW, no ale... jestem fanką twojego pisania, nie jest konkretnie ważne, kto jest bohaterem. kocham twoje pomysły i fabułę, jaką sama potrafisz wymyślić! i już tyle razy i tyle rzeczy ci mówiłam, że teraz, kiedy jest to potrzebne, brak mi słów... aj...
    kocham cię? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, biedna Fran - pierwsze spotkanie nie wyszło tak, jak to sobie zaplanowała, o ile się nie mylę. ^^

    Hmm. Chyba wyrabiam sobie nowy zwyczaj - pisania, która część rozdziału najbardziej mi się podoba... ;D
    Tak więc tym razem najbardziej urzekła mnie... końcówka. ^^
    Och, i ten fragment z grzywką. ;3
    W ogóle jakoś na razie...
    Na razie w twoim opowiadaniu największą sympatią darzę Sivę, no ale nie wiem dlaczego... (occh, nie liczę oczywiście wspaniałej autorki tego jakże cudownego opowiadania - Ciebie ^^)
    Dlatego, że no... Po prostu, uwielbiam to, w jaki sposób opisujesz wszystkie fragmenty z nim, no i po prostu jego.. ;D



    OdpowiedzUsuń
  4. Musisz zmienić ustawienia, bo nie chciało dodać komentarza wcześniej, męczyłam się chyba 15 minut dzisiaj ;/

    A więc Twoje opowiadanie jest rewelacyjne !
    Oszalał, bo zabrał ze sobą resztę TW ? Zgadłam ?

    Wiesz, ja nie czytam byle jakich opowiadań. Dla mnie musi to jakoś wyglądać stylistycznie . U Ciebie to wszystko jest + fabułe masz całkiem niezłą :)
    Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy :) Buziaki xx
    + dziękuję za miły komentarz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :>
    Mam koncepcję co to tej pozostałej czwórki :D
    Ale zachowam to dla siebie ;p
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
    Wenyyy <3 :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że oszalał, gdyż przyprowadził pozostałą 4 słodziaków z zespołu.
    Martha is genius :D
    Kocham twoje opowiadanie, mam nadzieję, że dodasz kolejne rozdziały ^^

    Oby Fran była z Jayem ♥

    Życzę weny i czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział ^^

    Martha ♥

    OdpowiedzUsuń