sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział trzeci


    - Oszalałeś?!
Wyprostowałam się i obserwowałam, jak czwórka mężczyzn żywo o czymś dyskutuje, opierając się o samochód. Siva podszedł, by nie słyszeli naszej rozmowy.
    - O mój Boże... Nie wierzę, że to zrobiłeś – mówiłam dalej. - Widzisz, jak ja wyglądam? Miało być inaczej, miałam ładnie wyglądać... Jestem odrażająca – trajkotałam.
    - Wyglądasz ślicznie, jak zawsze. Masz to po prawie bracie, Sivie – wyprężył się, co było w jego nawyku. - Kiedy usłyszeli, że muszę kogoś skołować do noszenia, to sami się zgłosili. Do niczego ich nie zmuszałem – dokończył.
    - Nie mogłeś chociaż dać mi znać? Przygotowałabym się jakoś... To straszne – opadłam na zafoliowaną kanapę i ukryłam twarz w dłoniach.
    - Przestań się użalać, naprawdę jest dobrze, Wiewiórko – wyszczerzył się, a ja kopnęłam go w kostkę.
    - Seev?
Usłyszałam niski, męski głos. Głos Maxa. Świetnie ich rozróżniałam, te wszystkie filmiki na coś się przydały.
    - Właśnie, pora was sobie przedstawić – zaczął z uśmiechem. - Fran, pamiętaj o uśmiechu – nakazał, podnosząc mnie za ręce.
Stanęłam obok niego, widząc jak ta czwórka idzie w naszą stronę. Gdybym nie musiała stać i się miło uśmiechać, to już dawno bym leżała nieprzytomna. Każdy z nich wyglądał inaczej niż na scenie, bo bardziej na luzie, jednak nadal przystojnie. Byli pewni siebie i bardzo radośni, co wywnioskować można z ich sposobu chodzenia i wyrazów twarzy.
    - Chłopaki, to jest właśnie ta dziewczyna, o której mówiłem – odezwał się Seev, wskazując na mnie.
Po chwili ciszy i uporczywym wzroku Sivy, skapnęłam się, że to moja kolej. Zebrałam siły i o wiele pewniej stanęłam na ziemi.
    - Francessa Orchard, chociaż wolałabym Fran – powiedziałam głośno. - Zawsze to lepsze od Wiewióry, co Kaneswaran? - szturchnęłam go.
    - Ja jestem Max – zaczął chłopak – to Nathan, Jay i Tom. Chociaż z tego, co wiem, to nas znasz – uśmiechnął się dziarsko.
    - Pewnie tak, bo Siva nie mógł ukryć faktu, że jestem waszą fanką – mruknęłam, zażenowana.
    - Dużo nam o tobie opowiadał. I nie mylił się, naprawdę jesteś śliczna i ciepła – wtrącił Tom, którego cudem udało mi się zrozumieć.
Co jak co, ale żaden z moich przyjaciół nie miał takiego akcentu. Irlandzki jestem w stanie zrozumieć, w końcu od paru już lat muszę się kontaktować z Irlandczykiem.
    - Tom, masz dziewczynę – napomknął Jay, uderzając Bruneta lekko w tył głowy.
    - Co mam? - spytał, oderwany od rzeczywistości. - Ach... Kelsey. W każdym razie, miło cię poznać, Fran – kiwnął głową.
    - Koniec gadania – klasnął w dłonie nasz Irlandczyk. - Te meble same się nie wniosą.
    - Masz rację – rzuciłam, po raz pierwszy mu ją przyznając. - Moje mieszkanie jest na pierwszym piętrze. Najpierw możecie ustawić wszystko w salonie, potem zajmiemy się przestawianiem – dodałam szybko.
Byłam pod wrażeniem, że tak łatwo poszło mi opanowanie 'fangirling mode'. To proste, że w innych okolicznościach skakałabym i prosiła o autografy na każdej części ciała, a potem nie mogłabym się od nich oderwać w trakcie przytulania.
Kiedy oni łapali się za kolejne meble, ja pobiegłam szybko na górę i otworzyam dwuczęściowe, niebieskie drzwi na oścież. Cóż, widocznie w tej kamienicy wszystko musiało być w kolorze nieba. Potem poleciałam do jedynki, do pana Giuseppe. Powiadomiłam go, że muszę zająć schody na piętro co najmniej na pół godziny. Skrzywił się, ale musiał się zgodzić.
    - Tylko bez żadnych hałasów i brudów! Nie będę po tym sprzątał – pogroził mi palcem, przed zamknięciem drzwi.
Przewróciłam oczami, co już nie dane było mu zobaczyć. Przez następne 5 minut patrzyłam, jak z chodnika znikają najpierw większe rzeczy, a potem te wymagające większej ostrożności. Wszyscy robili przy tym śmieszne miny, a ja starałam się maskować swój śmiech. W końcu Nathan, miażdżący sobie stopę lampą stojącą wcale nie był zabawny!
W pewnym momencie, zauważając krople potu na ich czołach (mimo że wcale nie radzili sobie tak najgorzej, byłam pod małym wrażeniem), postanowiłam złapać za niewielki stolik do kawy, którego przeznaczeniem było stanie w przed pokoju pod lustrem. Sięgnęłam po szary mebel, gdy usłyszałam za sobą lekko zachrypnięty głos, który również bez zastanowienia odgadłam. Głos Nathana.
    - Zostaw, ja to zrobię – powiedział mi prawie nad uchem.
    - Poradzę sobie, nie jestem księżniczką – odparłam, unosząc stolik nad ziemią i opierając go o brzuch.
    - Nalegam – uniósł brwi, przyglądając mi się. - Mimo że nie jesteś księżniczką, masz takie imię – dodał.
    - To nic nie zmienia – prychnęłam, kierując się do drzwi.
Opanowałam dziwną falę gorąca. To zdecydowanie było zbyt dużo emocji jak na jeden dzień, a przecież miałam z nimi spędzić jeszcze kawałek popołudnia.
Niestety, pech chciał, że nie obróciłam stolika w odpowiednim momencie i przywaliłam nogami stolika o drzwi. Nie dość, że narobiłam hałasu, to dodatkowo Jay i Nath wybuchnęli piekielnym śmiechem. Oczami duszy już widziałam, jak pan Bartoli wychodzi z jedynki i daje mi niezłą naganę.
    - „Poradzę sobię” - przedrzeźniał mnie McGuiness, z przerwami na śmiech.
    - „Nie jestem księżniczką” - zawtórował mu Sykes.
Odetchnęłam głęboko i z zacięciem na twarzy weszłam na schody. Zaczęłam żałować, że ich poznałam. Chociaż teraz cieszyłam się, że jestem na górze i co ważne – jestem bezpieczna. No, i nie muszę właśnie płacić za przetransportowanie mebli na górę.
    - Bardzo ładnie, Tom. Bardzo ładnie – usłyszałam z przedpokoju, przesłodzony głos George'a.
Gdy weszłam do salonu, gdzie ustawiła się już niezła kupa mebli, zobaczyłam Toma, ciągniętego za ucho przez Maxa. Parsknęłam cichym śmiechem, odstawiając stolik obok łóżka.
    - Czemu nosisz? Miałaś siedzieć dzisiaj jak królowa – oburzył się Siva, obejmując mnie ramieniem.
    - Sama chciałam – zaczęłam.
I właśnie wtedy przerwały mi śmiechy odbijające się echem po całej kamienicy. Śmiechy tych dwóch szowinistycznych i zupełnie bezuczuciowych robotów.
    - Hahaha, no Boże! Ale to było śmieszne – burknęłam, wtrącając się do ich rozmowy.
Jay chyba zamierzał coś powiedzieć, ale zamiast tego odstawił wazon na mój stolik i nadal się śmiał, trzymając się za brzuch.
    - Co mu się stało? - wtrącił Tom, przyglądając się Loczkowatemu z uśmiechem.
Dzięki Bogu, Nath odpowiedział że nic. Mimo że na jego twarzy też błądził cień, wskazujący na szczerą ochotę roześmiania mi się w twarz.
    - Nieważne – przerwał Wysoki. - To już wszystko?
    - Ta – odezwał się Jay, hamując śmiech. - Co teraz, szefowo?
Uśmiechnęłam się do niego sztucznie rozważałam możliwości. Mogę im już podziękować i pomęczyć się sama, wstawiając wszystko do pokoi. Albo przeżyć parę uszczypliwych komentarzy ze strony Jaythana i mieć to z głowy szybciej, niż planowałam.
    - Już teraz sobie poradzę, możecie jechać – powiedziałam, mając nadzieję na szybkie rozwiązanie.
    - Żartujesz? - ożywił się Max. - Skoro już zaczęliśmy, powinniśmy skończyć.
    - Dokładnie! Mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy – usłyszałam Natha.
    - Miałem wrażenie, że to powiedzenie dotyczy czegoś innego – zamyślił się Parker.
Puściłam to mimo uszu, bo wtedy albo wybuchnęłabym śmiechem, albo zaczęłabym mu tłumaczyć. Żadnej z tej opcji nie potrzebowałam.
    - Więc – zaczęłam zrezygnowana – trzeba to rozpakować.
Rzucili się na tą stertę jak grupa wygłodniałych pum na nieżywą antylopę. Obserwowałam, jak uparcie czegoś szukali, jednak nie miałam pojęcia o co chodzi. Zagadka została rozwiązana, gdy zdejmowałam folię z granatowego fotela – poduszki.
    - Folia bąbelkowa! Mam ją, mam!
Tom tryumfalnie unosił w górze spory kawałek folii. Z ust reszty chłopaków wydały się żałosne pojękiwania.
    - Ten to zawsze ma szczęście – mruknął Jay, biorąc się za lampę.

Rozpakowywanie zajęło nam o wiele więcej czasu, niż wnoszenie. Pomińmy ten fakt, że ja przyniosłam tylko ten przeklęty stolik... W każdym bądź razie, mimo że kuchnia i łazienka były prawie gotowe (dzień wcześniej specjalistyczna ekipa wszystko montowała), to i tak było mnóstwo mniejszych dodatków do ostrożnego i powolnego odpakowania. Przez ten czas, nieustannie rozmawialiśmy, i już nawet NIEKTÓRZY ograniczyli się tylko do paru uszczypliwości w moim kierunku. Mimo wszystko, miło było poznać ich od kuchni. Wiele fanek oddałoby wszystko, żeby móc na spokojnie z nimi porozmawiać, a co dopiero żeby Jay i Nathan się z nich śmiali!
    - No wreszcie – westchnął Siva, przeciągając się.
    - Działa ci lodówka? - zapytał Tom z ożywieniem.
    - Od wczoraj, ale jest pusta – ziewnęłam.
    - Bo wiesz... Nie chcę nic mówić, ale zgłodnieliśmy – skrzywił się.
    - Domyślam się – wstałam z podłogi. - Jestem wam bardzo wdzięczna.
    - Mam pomysł – wtrącił Max, unosząc palec do góry, niczym prawdziwy detektyw. - Ty pójdziesz do sklepu, możesz kogoś zabrać. A reszta ustawi meble i zobaczysz, czy dobrze.
To teraz jest ten moment, gdy powinnam ich albo wyrzucić, albo im zaufać? Odpowiedź przyszła razem z burczeniem w brzuchu.
    - To kto chce się przejść? Spożywczak jest paręnaście metrów stąd – mówiłam, otrzepując kolana.
Mimo, że wszyscy się zgłosili, oczywiste było że wezmę kogoś opanowanego. Więc Jay i Nath i Tom odpadli w przedbiegach. Wypadło na Sivę, bo w końcu Max powinien jakoś zapanować nad resztą.
    - Nie są tacy najgorsi, co? Nareesha trochę cię nastraszyła – zaczął, zakładając kaptur na głowę.
    - Da się wytrzymać, skoro trzeba – odparłam od niechcenia.
    - Nie chcę nic mówić, ale wydaje się, że masz większe powodzenie u nich, niż oni u ciebie – dodał z dumą.
    - Jeszcze powiedz, że wiedziałeś że tak będzie – zaśmiałam się.
    - Żebyś wiedziała! Naprawdę, zrobiłaś furorę - poklepał mnie po głowie jak małe dziecko.
    - Daruj sobie, Seev. Znają mnie nie całe trzy godziny – odpowiedziałam, zerkając na swój zegarek wodoodporny.
    - Skoro Siva cię lubi, to każdy cię lubi – wyszczerzył się.
    - Hej, dlaczego mówisz na siebie w trzeciej osobie? - zmarszczyłam czoło. - Naoglądałeś się tego serialu o lekarzach, gdzie nie mówią inaczej?
    - To bardzo ciekawy serial! Do tej pory nie wiem, czy Cheryl będzie z Gregiem – zamyślił się.
    - Daj spokój! Mój dziadek to ogląda i jestem w stanie powiedzieć ci każdą parę – machnęłam ręką.
    - Serio? Opowiadaj!
I wtedy, dzięki Bogu, weszliśmy do sklepu.


Kiedy wróciliśmy, obładowani pierwszymi rzeczami spożywczymi w moim domu (i spotkaliśmy Anthony'ego na schodach, który też wracał), przeżyliśmy mały szok. W moim mieszkaniu było jak po tornadzie. Zdążyłam nawet przewrócić się o dywan, dzięki Bogu upadłam na kanapę. Pominę też to, że Jaythan mieli kolejny powód do śmiania się ze mnie.
    - Co wy tutaj zrobiliście? - zawołał Siva. - Nie będzie żadnego jedzenia, dopóki nie ustawicie tego poprawnie.
Tom uderzył głową w ścianę, a Max jęknął. Tylko Jay i Nath byli ciągle roześmiani. Pewnie według nich miałam niezłe zadatki na klowna.
    - Zostawiłam wam plan mieszkania, miałam nadzieję, że skorzystacie – mruknęłam, podnosząc się.
    - Mówisz o tym? - Max wyciągnął w dwóch palcach parę podartych fragmentów kartki.
    - Tomowi i Jayowi zachciało bawić się w projektantów – skwitował Nath.
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, a plasknięcie zatuszowało westchnięcie Sivy. Spojrzał na mnie błagalnie, a ja odstawiłam siatki na ziemię.
    - Bez paniki, dzieci – odezwałam się, zapominając że mam do czynienia z piątką mężczyzn. - Sama robiłam ten plan, więc pamiętam co i jak.
Nie wiem, czy byli zadowoleni, czy nie – musieli naprawić to, co sknocili. A ja byłam na tyle kochana (i zmęczona), że im pozwoliłam.
I wtedy zaczęło się moje dowodzenie. Co chwila ktoś podchodził i pytał „A gdzie to?”. Czasem odpowiadałam, a czasem po prostu wskazywałam palcem. Kiedy już sami ustawiali różne pierdoły na półkach, ja wstawiałam zdjęcia do ramek. Zawiesiłam się na tym, gdzie byliśmy razem z Arthurem...
    - Kto to?
Wzdrygnęłam się. Tom zaglądał mi przez ramię, jakbyśmy byli co najmniej przyjaciółmi.
    - To... Nikt ważny. Już nikt – odparłam, przerzucając kolejną stronę albumu.
Sięgnęłam po pudło z książkami i zaczęłam je układać w czarnym regale. Tymczasem Max i Siva podłączali telewizor, a pozostała trójka wycierała z kurzu każdy stół i stolik. Dziwne, że im się chciało. Nie znam dużo mężczyzn, którzy sprzątali by z własnej woli.
W ręku trzymałam ostatnią książkę, czyli encyklopedię (nie wiadomo, co będzie mi potrzebne), i byłam usatysfakcjonowana, że to już prawie koniec. Jeszcze tylko zrobię im coś do jedzenia w podzięce, no i...
    - Postaw ją na górze – usłyszałam głos Jaya prosto w swoim uchu.
Zadygotałam i gruba książka z łomotem spadła na podłogę. Wszyscy się przestraszyli, a cichą atmosferę przerwał głośny brecht sprawcy – McGuinessa.
    - Uspokój się, Jay. To nawet nie było śmieszne – rzucił Max poważnie.
    - Dokładnie. Ciekawe, co by było gdyby wszyscy zobaczyli wczoraj ciebie i Natha śpiących w jednym łóżku – zawtórował mu Tom.
Tym razem wszyscy inni zaczęli się śmiać, oprócz tej dwójki. Postawiłam encyklopedię na wcześniejszym miejscu i uśmiechnęłam się do moich wybawców.

Naleśniki znikały ze sterty w zastraszającym tempie. Zawsze wiedziałam, że nie gotuję najgorzej, ale niestety – teraz zjedli by wszystko, co bym im podała. Ja nie jadłam prawie wcale, tylko siedziałam i nawet nie uczestniczyłam w rozmowie. Myślałam. I to na pewno nie o środowej przesyłce specjalnej z Manchesteru, do której też będę potrzebowała kogoś silnego, płci męskiej. Skoro Jay i Nathan znają mnie dopiero parę godzin, to skąd te wszystkie żarty na mój temat? Nie rozumiem, co takiego im zrobiłam. Pewnie mnie nie polubili, a Seev kłamał, żeby mnie pocieszyć.
    - Francessa, co jest? - zagadnął mnie Max, lekko szturchając w ramię.
    - Nic ważnego – odparłam, zakręcając i odkręcając słoik z marmoladą porzeczkową.
    - Nie martw się chłopakami – wtrącił się Siva.
    - Oni robią tak zawsze osobom, które są nowe w naszym towarzystwie. I wiesz co? To oznacza, że cię lubią – poruszył brwiami George.
    - Dokładnie tak! - zawołał głośno Tom, zwracając uwagę na nas.


Heej! Nie wiem, czy zauważyliście, ale zostało włączone moderowanie komentarzy. A dlatego, że pewna osoba postanowiła mnie obrażać, a ja chcę jej to utrudnić na tyle, by jej się odechciało. :) Chyba nie problem, co?
Prosiłabym o 6/7 komentarzy.. To dla mnie ważne, zresztą chyba już wiecie. 
Następny rozdział dodam w piątek, chyba że zobaczę rzeczoną ilość komentarzy 6-7. Wtedy dodam w środę lub czwartek. :)
To chyba na razie tyle, dziękuję i dobranoc! :))


9 komentarzy:

  1. Superr<3<3
    Kocham ten blog:P
    Ja na jej miejscu bym sie odpyskowała i nie obchodziło by mnie czy by sie "obrazili" czy nie :D
    Czekam na kolejny :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie jest świetne a z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny blog ::) Zapraszam też na tę stronę .. Pomożesz ?? Wejdz w link i zrónb sb konto to doda mi 10 pkt ... :) THX czekam na nowy rozdział :)
    Ronia

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :)
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudny ♥
    Czekam na więcej ♥
    Oby Fran była z Jayem.... <3

    Martha ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny rozdział, zakochałam się <3
    Pisz dalej <3
    Nie mogę się już doczekać ^^

    Ciekawe, z kim będzie Francessa ...

    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Natknęłam się na Twój blog i się zakochałam:)) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału:D:D Paulina

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam <3
    Nie mogę się doczekać następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Omnomnomnom! BOSKI ! :D
    Ej serio, cały czas śmiałam się do ekranu ! hah.
    Dobrze, że sama jestem bo by to dziwnie wyglądało ;)
    Mam nadzieje, że szybko dodasz nowy <3
    Czekam z niecierpliwością, buziaki. xxx

    OdpowiedzUsuń