Moje stopy wylądowały na krzywo ułożonej kostce. Pobiegłam za nią wzrokiem, i ujrzałam mały, drewniany domek.
- Chcesz mnie upić i okraść, a potem tu zostawić? - spytałam, zbytnio nie uważając na słowa.
Zaśmiał się.
- Spokojnie, mój przyjaciel, który tu mieszka szybko by cię znalazł - odpowiedział beztrosko.
Po chwili już znajdowałam się w środku, gdzie panowało przyjemne ciepło. Zdjęłam kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki. Od razu zrobiło mi się lżej i o wiele cieplej.
Pomieszczenie oświetlone było jedynie światłem kominka, do którego Joel właśnie dokładał kawałki drzewa. Znajdowało się tu łóżko, parę szafek kuchennych z lodówką i kuchenką, a także łazienka i parę gratów, na które nie patrzyłam.
- Jesteś głodna? zapytał, otrzepując ręce.
W odpowiedzi tylko pokiwałam głową, robiąc minę małego dziecka. Poszperał w szafkach, ale jedyne co znalazł to paczka ciastek i mleko.
- Będziemy musieli się tym zadowolić - westchnął.
Dosiadł się do mnie, a ja z lubością zaczęłam pałaszować ciastka. W pewnym momencie Peat zatrzymał rękę z ciastkiem w połowie drogi do jego ust i przyglądał się sufitowi.
- Tak właściwie - zaczął - to my jesteśmy parą?
Zakrztusiłam się i przez co najmniej parę minut nie mogłam odezwać. Kiedy w końcu mogłam normalnie oddychać, Joel patrzył na mnie z przerażeniem.
- Dobrze, nie powinienem pytać - wymamrotał.
- Nie, nie. To moja wina - oznajmiłam, zapijając wszystko mlekiem.
- Nie było tematu - uniósł ręce w górę, zaświadczając o swojej niewinności.
Poczułam się głupio, bo chciałam o tym porozmawiać. Bardzo chciałam. A zachowałam się jak idiotka.
Po wypiciu mleka, zjedzeniu ciastek i opowiedzeniu sobie najgłupszych anegdotek świata, odstawiliśmy szklanki na blat. Joel zniknął na chwilę i powrócił ze swoją gitarą. Znów usiadł obok mnie.
- Muszę cię nauczyć - oświadczył, widząc mój zaciekawiony wzrok.
Przewróciłam oczami, ale położyłam gitarę na kolanach. Dałam Joel'owi nawet ustawić palce na odpowiednich strunach.
- Tutaj wszystko jest takie samo, tylko że inne - poinformował mnie z rozbawieniem.
- Dzięki za radę - mruknęłam.
Spróbowałam, ale gitara nadal żałośnie jęczała. Zmrużyłam oczy i potarłam o struny jeszcze raz, i jeszcze, ale to nic nie dawało. W tym czasie szatyn pokładał się ze śmiechu.
- Przestaniesz się śmiać i mi pomożesz? - warknęłam, zupełnie zniecierpliwiona.
Zsunął się na podłogę i klęknął przede mną. Znów nakierował moją rękę, i kiedy wtedy wprawiłam struny w ruch, wydały czysty dźwięk.
Spojrzałam na Joel'a, który wyszczerzył się zwycięsko. Potem wszystko zdarzyło się bardzo szybko.
Przyznaję się, to ja pierwsza go pocałowałam. Szatyn ostrożnie odłożył gitarę na bok, opierając ją o łóżko. Wyprostował się. Nie chciałam kończyć pocałunku, było idealnie.
Położyłam się na łóżku, on też się wspiął. Jego usta odrywały się od moich tylko po to, by zaraz znów się w nich zatopić. Moje palce powędrowały do guzików przy jego koszuli. Złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy.
- Ale zostaniesz moją dziewczyną? - spytał zupełnie poważnie.
Przez ułamek sekundy przeraziłam się tą powagą.
- Cieszę się, że pytasz - uśmiechnęłam się. - Oczywiście.
Odetchnęłam, gdy powagę zastąpił ten znany mi szczerz. Delikatnie musnął moje usta, choć pocałunek zaraz się pogłębił. Puścił moje dłonie, bym mogła na spokojnie rozpinać kolejne guziki jego koszuli.
Materiał zsunął się z jego barków. Odrzucił koszulę za siebie, nawet nie zwróciłam uwagi na to, gdzie wylądowała. Badałam rękami jego tors, a później plecy. Wyczuwałam pod palcami twarde mięśnie.
Dziwne, ale miałam obsesję na punkcie pleców.
Zszedł z pocałunkami do mojej szyi. Podwinął moją koszulkę i delikatnie pociągnął ją ku górze, na początku odsłaniając mój brzuch, aż ostatecznie całkowicie ją zdejmując.
Kolejne części naszych ubrań lądowały na podłodze, łóżku lub gdzieś na szafkach. Czułam przypływające fale gorąca za sprawą jego dotyku. Potrzebowałam go. Obezwładnił mnie, w zupełnie bezbolesny i niewyczuwalny sposób.
Jego ruchy były powolne, ale dokładne. Za każdym razem, gdy czułam go w sobie, wydawałam z siebie cichy jęk. Wszystko przyspieszyło. Wiedział, co ze mną robi. Stał się bardziej agresywny, silniejszy i szybszy. Bezwiednie zaczęłam wbijać w jego plecy paznokcie, na co tylko przymykał powieki. Głośno wypuszczał powietrze z każdym posunięciem.
Czułam, że to już. On chyba też.
Padł obok mnie, zziajany. Znalazł moją dłoń i splótł nasze palce. Nasze klatki piersiowe poruszały się w równym, ale szybkim tempie. Czułam się szczęśliwa i bezpieczna.
Noc była jeszcze długa, a to był tylko przedsmak.
Promyki słońca beztrosko wpadały do pomieszczenia. Chciałam się ruszyć, ale czyjaś ręka skutecznie mi to uniemożliwiała. Potem ogarnęłam, że mój nos jest przyciśnięty do szyi Joel'a. Powoli przesunęłam całe ciało na miejsce obok.
Gdy tylko dotknęłam jego grzywki w celu odgarnięcia jej do tyłu, Joel otworzył oczy.
- Dzień dobry.
- Witam - odpowiedział zaspanym głosem.
Przez chwilę leżeliśmy naprzeciwko siebie w zupełnej ciszy. Nie rozumiałam, dlaczego tak szybko poddałam się Joel'owi. Wiedziałam za to, że wcale tego nie żałowałam.
- Zupełnie nie chce mi się stąd ruszać - mruknął, gładząc opuszkami palców wzdłuż mojej żuchwy i szyi.
- O której masz samolot? - spytałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
- Dziesiąta? - uśmiechnęłam się na widok jego zamyślonej miny.
- Która jest teraz? - zapytałam, podnosząc się na łokcie i rozglądając za telefonem.
Problem w tym, że moje spodnie zwisały z lodówki i niekoniecznie chciało mi się po nie iść. Dzięki Bogu, Joel zostawił swoją komórkę obok łóżka.
- Świetnie, ósma - bąknął, a zaraz po tym legł na poduszkę. - Musimy wstać.
- Poprawka. TY musisz, ja mogę poleżeć - wyszczerzyłam się do sufitu.
- Niekoniecznie, właściciel tego domku wraca za jakieś pół godziny - Peat był bardzo zadowolony.
Zabrałam sobie poduszkę spod głowy i rzuciłam nią w szatyna.
- Bardzo cię śmieszy ta sytuacja, prawda?
W ciągu pięciu minut zebraliśmy swoje rzeczy i ubraliśmy się. Pościeliłam łóżko, a Joel zadbał o dobre wrażenie wizualne domku. Potem chwilę gimnastykowałam się z moimi włosami, które już nie były chętne do współpracy i odstawały w różne strony.
Stanęłam przy motorze i sięgnęłam po kask, a Joel dopiero wyszedł na zewnątrz. Podbiegł do mnie i do swojego dziecka - motoru. Już chciałam wsiadać, gdy szatyn przyciągnął mnie do siebie za sprawą mojego szalika, obecnie luźno przewiązanego na szyi. Wpił się w moje usta.
- Pamiętasz, jak powiedziałem, że mogę się w tobie zakochać - zaczął - moja dziewczyno? - dodał, uśmiechając się zadziornie.
- Coś kojarzę - przekomarzałam się.
Otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, ale potem machnął ręką.
- Jedźmy, muszę jeszcze załatwić parę spraw przed wylotem.
Tym razem wcale nie wbijałam paznokci w jego żebra. Czułam się i tak wystarczająco upokorzona przez parę śladów, które stworzyłam na jego plecach w nocy. Już nawet nie zamykałam kurczowo powiek. Po prostu, cieszyłam się jazdą.
Zatrzymał się na mojej ulicy, gdzie wiało zupełną zwyczajnością. Ale wszystko było inaczej. Miałam Joel'a. Ta wiadomość zagnieździła się w mojej głowie, mimo że do końca jeszcze w to nie wierzyłam.
Zeskoczyłam z motoru i posłusznie oddałam kask. Joel zdjął swój, a potem potrząsnął głową, by jego włosy ułożyły się w idealny i seksowny sposób. Ogarnęło mi gorąco, gdy akurat zawiał zimny wiatr.
- Odwozisz mnie motorem pod moją kamienicę, po nocy spędzonej razem. Świetna pożywka dla mediów, nie uważasz? - spytałam.
- Myślisz, że nas śledzą? - rozejrzał się uważnie, po czym westchnął. - I tak świetnie wyglądasz. Nawet w mojej bluzie.
Zupełnie zapomniałam, że dał mi ją przed wyjściem z domku.
- Poczekaj, oddam ci ją.
- Żartujesz? Jest zimno, oddasz mi po powrocie - mówiąc to, poprawiał mi czapkę.
- Wiem, że mieliśmy chować to wszystko w tajemnicy... Nas - zaczęłam niepewnie.
- I tak za późno - wtrącił, uśmiechając się słodko.
- Więc mogę przyjechać na lotnisko? Chciałabym was pożegnać - zaproponowałam.
- Liczyłem, że to powiesz. Masz przyjechać, bez dyskusji. Oczywiście, nie musimy całować się na oczach wszystkich, ale... - ruszył brwiami.
- Chyba się spieszyłeś, prawda? - uniosłam brew, maskując uśmiech.
- Widzimy się za półtorej godziny - zastrzegł.
Cmoknęłam go w usta i gdy tylko odjechał, wcześniej machając, uciekłam na górę. Marzyłam o gorącej kąpieli, pełnym angielskim śniadaniu i czystym ubraniu.
Zaparkowałam cadillac'iem na parkingu przy lotnisku. Spostrzegłam, że kilka samochodów dalej stał czarny van chłopaków z The Wanted. Truchtem przemieściłam się do wejścia.
Ludzie atakowali z wszystkich stron. Nie miałam pojęcia, gdzie iść. Pomógł mi tłum fanek, piszczących, robiących zdjęcia i śpiewających "Learn To Love Again". Ruszyłam w tamtą stronę.
- Fran! - zauważył mnie Jay.
Pomógł mi przeskoczyć przez barierkę, oferując swoje silne ramię. Potem standardowo mnie przytrzymał, żebym nie upadła.
Całe The Wanted się ze mną przywitało, podczas gdy uwagę zwracali na siebie chłopcy z Lawson. Pozowali do zdjęć z fanami oraz podpisywali płyty.
- Fajnie, że jesteś - Tom walnął mnie w plecy mocniej, niż zamierzał. - Tworzymy teraz niezłe trio! Lawson, The Wanted i Fancy.
- Czemu zawsze jestem ostatnia? - spytałam samej siebie.
Widziałam kątem oka, że Joel przystanął i czytał jakąś ulotkę. Zrobił przy tym wielce inteligentną minę, z której chciało mi się śmiać. Podeszłam do niego, wykonując cztery kroki. Podniósł wzrok, ulotkę schował do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął ręce w moim kierunku.
Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on mocno mnie przytulił. Lekko kiwaliśmy się w lewo i prawo. Ukrył twarz w moich włosach.
- Będziesz na siebie uważać, prawda? - spytał.
- Oczywiście. Przecież jestem twoją dziewczyną - odpowiedziałam szeptem, by nikt oprócz niego nie usłyszał.
- Ty też nie możesz uwierzyć, że już po tygodniu jesteśmy w związku? - niemal zobaczyłam, jak się uśmiecha jednym z tych swoim uroczych uśmiechów.
- Też. Jednak brutalna rzeczywistość już nas rozdziela - westchnęłam.
Oderwałam się od niego.
- Będę dzwonić i pisać tak często, że zaczniesz mieć mnie dość - zagroził z rozbawieniem.
- Nie pogardziłbym, gdyby taka ładna dziewczyna również i mnie przytuliła - rzucił Ryan niby obojętnie, przechodząc obok nas.
- Rhino, nie zazdrość - Joel przewrócił oczami.
Ostatecznie wtuliłam się jeszcze w pierś Fletcher'a. Podczas uścisku gładził mnie po plecach, co dawało mi uczucie bezpieczeństwa. A skoro przytuliłam dwóch, to Andy też wyciągnął w moją stronę ręce. Lekko mnie podniósł, i opuścił na podłogę. Czułam się okropnie widząc, że każdy z nich jej wyższy ode mnie co najmniej o głowę. Więc gdy uściskałam Adama odetchnęłam. Chociaż on był podobnego wzrostu, jak ja.
Podeszli do kasy biletowej, a ja wróciłam do The Wanted.
- Zmieniasz chłopaków jak rękawiczki - odezwał się Nathan.
- Hoho, chyba nie jesteś zazdrosny? - Max lekko uderzył go w brzuch.
Nathan przewrócił oczami i bez odpowiedzi podszedł do Jay'a.
- To znaczy, że jest zazdrosny - powiedział Tom teatralnym szeptem.
- Chcesz mi powiedzieć, że te plotki o tobie i Joel'u to prawda? - włączył się Seev.
Nie wiedziałam, czy potwierdzić. To nie był najlepszy moment na takie wyznania, a poza tym... To wszystko było świeże. Równie dobrze mogliśmy z Peat'em nie wytrzymać tej rozłąki.
Już otwierałam usta, by odpowiedzieć. Poczułam wibracje w kieszeni i rozbrzmiał refren piosenki 'I Found You'. Uśmiechnęłam się z zażenowaniem do moich rozmówców, którzy wymieniali rozbawione spojrzenia.
- Słucham, Słońce - zaświergoliłam.
- Witam, Skarbie - Ree lekko mnie przedrzeźniała. - Wiem, gdzie jesteś!
- Ciekawe, skąd?
- Na twiter'ze wrzy. Wszyscy piszą o twojej przyjaźni z Lawson, a szczególnie pod lupę biorą twój domniemany związek z jednym z nich...
- Długo by opowiadać. Wyjaśnię, jak się spotkamy - odparłam spokojnie.
- W tym problem, że spotkamy się zaraz po twoim powrocie z lotniska. Właśnie jadę do twojego mieszkania - powiedziała.
- Stało się coś?
- Wywaliło jakąś rurę w naszym apartamentowcu i nie mam gdzie mieszkać. Jeżeli ty mnie nie przygarniesz, to będę skazana na rolę kury domowej u The Wanted - w jej głosie wyczuwalne było błaganie.
- Już dobrze, znaj moje dobre serce - westchnęłam. - Jeśli nie będzie mnie, gdy dojedziesz, poproś pana Bartoli o klucz. Powinien cię wpuścić.
- Dzięki! Do zobaczenia.
- Bye - mruknęłam, mimo że Nareesha i tak już się rozłączyła.
Odwróciłam się z powrotem. Lawson właśnie ruszali w kierunku wejścia do samolotu. Przybiegłam do The Wanted, którzy ostatni raz się z nimi żegnali. Nie było czasu na przytulanie, musieliśmy się ograniczać.
- Powodzenia, zrobicie tam furorę - wtrąciłam, strącając Andy'emu czapkę z głowy.
- Najpierw mi życz, żebym się nie rzygnął w samolocie - Ryan się skrzywił, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Boże - Joel teatralnie wzniósł wzrok ku niebu - spraw, żeby Adam nie zechciał grać na moim brzuchu jak na perkusji.
Jay zaśmiał się głośno.
Kolejka się ruszyła. Obdarowałam ich ostatnim uśmiechem, a kiedy moje oczy spotkały się z Jego, przypomniało mi się, że mam przy sobie jego bluzę.
Zrobiło mi się ciężko. Niewidzialna siła złapała mnie za gardło, prawie doprowadzając do płaczu. Kontrolowałam się. Nie chciałam, żeby jakakolwiek łza ujrzała światło dzienne. Nie chciałam, żeby to wszystko aż tak sztucznie wyglądało.
Siva objął mnie ramieniem.
- No i tak... Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - powiedział.
- A wiesz, że twoja przyszła żona się do mnie wprowadza? - zmieniłam temat.
- Znam ten odruch! Znam to mrugnięcie powieką! To prawda? - podekscytował się.
- Jeeeju, już tak późno? - zerknęłam na zegarek Max'a. - Ree pewnie już zdążyła posprzątać mi połowę mieszkania, muszę uciekać - lamentowałam.
- Nie puścimy cię tak - Seev złapał mnie za nadgarstek, gdy próbowałam odejść.
- Seans filmowy u nas, dziś wieczór - Tom wypalił to pod wpływem olśnienia.
- Świetny pomysł! Zaprosimy jeszcze nasze dziewczyny, i tak dalej - włączył się Jay.
Moment. Ta wypowiedź brzmiała trochę dziwnie. Spojrzałam na Loczka z ukrywaną ciekawością i dziwnym smutkiem, ale on zdawał się tego nie zauważyć.
- Fran, zaprosisz swojego chłopaka? - Max szturchnął mnie w ramię.
Nathan, w tym samym momencie, ze zbyt dużą natarczywością ruszył na przód i zaczął przepychać się do wejścia z drapieżną miną. Przy okazji zahaczył o mnie swoim ramieniem. Podążyłam za nim wzrokiem.
- Nie przejmuj się, jest taki od rana - powiedział James.
- A co się stało rano?
- Przeglądał jakieś stronki plotkarskie. Nic ciekawego - Tom machnął ręką.
- Widzimy się wieczorem, pa!
Pobiegłam na parking, ale nigdzie nie zauważyłam Sykes'a. Zrezygnowałam z poszukiwań. Skoro był zły, to był zły. Nie chciałam bardziej go denerwować. Musiał mieć powody, by zachowywać się jak palant.
Co za kompromitacja.
Przepraszam wszystkich, którzy za sprawą tego rozdziału nabawili się jakiejś ciężkiej choroby psychicznej.
Starałam się jak najdelikatniej opisać TĄ scenę, i chyba nawet tak wyszło. To, że ogólnie cała sytuacja opisana jest okropnie, to już inna sprawa.
Już się nawet nie będę rozpisywać na temat fabuły...
Wszystko ustalone, choć jeszcze nieskończone. Ten blog doczeka się jedynie 23 rozdziałów, więc koniec jest blisko... <zabrzmiało tandetnie>
But we don't care! Kiedy chcecie, bym ruszyła z nowym blogiem? Na pewno ruszy przed 11. lutego, to mogę Wam obiecać.
Poddaję się, nie napiszę nic więcej. Komentujcie, takie tam.
Trzymajcie się!
Po ostatniej nocy niebo dziwnie się rozpromieniło.
- O czym to ja...? - starszy pan o siwej, koziej bródce po raz kolejny zatrzymał się przy tablicy. - Ach, tak. Obsługa klienta to doprawdy banalny kurs. Cieszę się, że to wasze przedostatnie zajęcia. Panno Stevens, czego się pani nauczyła? - posłał dziewczynie jedno z tych swoich bystrych spojrzeń.
Pan Harrison był naprawdę przemiły, kiedy chciał. Już od paru dni chodziłam na kurs obsługi klienta, gdzie wysłał mnie pan Baines. Sugeruje mi, że nie potrafię być przyjemna dla klientów!
- Więc - blondynka odłożyła notes na stół. - Nauczyłam się, że dobra prezencja jest podstawą.
- Hoho, to niewątpliwie - staruszek uśmiechnął się serdecznie. - Ale co jeszcze? Ktokolwiek pamięta?
- Że trzeba sprawiać wrażenie wszystkowiedzącego? - krzyknął ktoś z tyłu.
- Nie, to raczej działa na niekorzyść - zacmokał wykładowca. - Wystarczy być pewnym siebie i służyć radą, nie wymądrzać się.
- Trzeba poznać preferencje klienta, jego zachowanie, przeanalizować rynek, poinformować klienta o ofercie i zachęcić do współpracy właśnie z naszą firmą - odpowiedziałam.
- Gratuluję, panno Orchard - starszy mężczyzna kiwnął głową z uznaniem.
W tej samej chwili dostałam sms-a, dzięki Bogu miałam wyciszony telefon.
"I jak wykłady? Umierasz z nuuudy, hmm? - Tom-Tom."
"Dokładnie. I na dodatek, spóźnię się na spotkanie z Martinem!"
"Spokoojnie, brygada TW już jedzie na ratunek!"
- Logistyczna obsługa klienta to zdolność lub umiejętność do zaspokojenia wymagań i oczekiwań klientów, głównie co do czasu i miejsca zamawianych dostaw, przy wykorzystywaniu wszelkich form aktywności logistycznej, w tym transportu, magazynowania, zarządzania zapasami, informacją i opakowaniami - mówił tym swoim monotonnym głosem wykładowca.
Nawet nie zapisywałam. Spoglądałam co chwila na zegarek i martwiłam się, co ci idioci znów wymyślą. Myślałam też nad tym, co powinnam założyć na dzisiejszą randkę z Joel'em. Nie chciał powiedzieć, co wymyślił. Skąd mogłam wiedzieć, jak się ubrać?
Typowa kobieta. Jedyne, czym się przejmuję, to ciuchy.
W pewnym momencie rozległo się walenie w drzwi. Pan Harrison nie zdążył poprosić gości do środka, a Max i Tom i tak wbiegli.
- Przepraszamy pana bardzo! Ważna sprawa - Max powiedział to, gdy zauważył zdezorientowaną minę wykładowcy.
Kilka dziewczyn wstrzymało oddechy na ich widok. Potem były już tylko zszokowane.
- Fran? - Tom szukał mnie wzrokiem.
Wstałam z miejsca. Tom podbiegł do mojego rzędu.
- Zbieraj się! Twoja siostra właśnie zaczęła rodzić!
Pierwsza myśl - what?!
- Moja siostra? - wyrwało mi się. - Przecież ma termin za półtora tygodnia! - dodałam w pośpiechu.
- Musimy jechać, zaczęło się!
- Panno Orchard, jest pani wolna - staruszek zdjął okulary. - W takich okolicznościach...
Szybko zarzuciłam torbę na ramię i zabrałam notes z ławki. Doskoczyłam do Toma, a potem razem wyszliśmy z klasy. Chłopcy asekurowali mnie.
Dopiero gdy wyszliśmy z budynku roześmialiśmy się głośno.
- I co na to powiesz? Gra aktorska na poziomie profesjonalistów - Max klasnął w ręce, kierując się na parking.
- Dzięki, myślałam że wyzionę ducha - uśmiechnęłam się do nich.
- Ale teraz musimy cię zostawić - powiedział Tom. - Jesteśmy umówieni z Lawson.
- Nagrywacie razem? - spytałam.
- Nie... Musimy się pożegnać - oświadczył Max.
- Po-pożegnać? - zapytałam, lekko opierając się o swój samochód.
- No tak. Wyjeżdżają na tydzień do Stanów - poinformował mnie Tom, choć jego ton głosu nie wskazywał na zadowolenie.
Dopiero co zyskałam Joel'a, a teraz muszę dać mu wyjechać?
- Chcieliśmy, że byś do nas dołączyła po spotkaniu z Martinem - podjął George.
Chwilę mi zajęło, by pozbyć się suchości w ustach.
- Chętnie - mruknęłam.
- Stało się coś? - Max położył mi dłoń na ramieniu.
- Nie, nic - potrząsnęłam głową.
Wątpię, by Joel cokolwiek powiedział o 'nas', dlatego też sama postanowiłam milczeć.
- Więc widzimy się u nas za jakieś półtorej godziny? - Tom bardziej stwierdził, niż zapytał. - Przygotuj się na dużo śmiechu!
Uśmiechnęłam się, pomachałam i wsiadłam do auta. Z piskiem opon ruszyłam w stronę kawiarni Golden Sky.
- Udało mi się nie spóźnić, już możesz gratulować - zawołałam, przeciskając się do stolika, gdzie już siedział Martin.
- Dobrze, wybaczę ci tą minutę - odpowiedział lekceważącym tonem.
Prychnęłam, a potem wreszcie usadowiłam się na krześle. Przede mną już stało gorące kakao. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Martina, a on odwzajemnił ten drobny gest.
Był jak wujek. Miły, zabawny, kochający. Naprawdę o mnie dbał. Podejrzewam, że gdyby nie on i Jayne, jeszcze przez co najmniej dwa lata nic bym nie zrobiła w kierunku sławy. A tutaj już niedługo wyjdzie moja kolaboracja z The Wanted i singiel.
- Jak samopoczucie? Jakoś pogoda się poprawiła - zaczął, spoglądając w okno.
- Każdy głupi potrafi rozmawiać o pogodzie - zaczepiłam go, unosząc brwi do góry.
- Ech, już dobrze. Chcę ci tylko przedstawić grafik - bąknął, szperając w swojej torbie.
Wylądował przede mną biały skrawek papieru, z zaznaczonymi kolorem żółtym różnymi datami. W tym tygodniu piątek i sobota były oznaczone.
- Spójrz wyżej, tam masz wszystko opisane - Martin wyczytał z mojej miny, że nie rozgryzłam tego grafiku.
I faktycznie, nad piątkiem napisane było: "nagrywanie teledysku do SICNE z The Wanted, 7:00 na Chesire St".
Za to w sobotę - "wywiad do filmu o The Wanted, 12:00 na Winston Rd".
- Nagrywanie teledysku w piątek? O siódmej? - wydukałam.
- Wiem, twoja praca - westchnął Martin. - Podaj mi tylko numer do tego twojego szefa.
Wyjął karteczkę i długopis. Wyszukałam w telefonie kontakt z panem Mark'iem i zapisałam na kartce, podpisując "szef Fran".
- To by było na tyle. Ale chyba nie musisz uciekać? Wypijesz ze mną kawę? - Martin zrobił jedną z min, której nie lubiłam.
Zawsze wtedy ulegałam mu, a to nie było korzystne.
- Nie - zakomunikowałam. - Ale kakao mogę.
- Tak właściwie, musimy porozmawiać o czymś jeszcze - zaczął, patrząc na wieżyczkę, którą ułożył z palców.
- Słucham cię.
Podniosłam kubek na wysokość ust i upiłam parę łyków gorącego napoju. Martin nie umiał wybrać słów.
- Jesteś przyjaciółką The Wanted i sama wiesz, ile razy próbowano zeswatać cię z kimś z nich - wyrzucił wreszcie. - Czy ty faktycznie z którymś jesteś?
- Nie, wiedziałbyś gdybym się z kimś spotykała - odparłam spokojnie.
- To świetnie - odetchnął. - Ostatnio pojawiają się plotki o twoim związku z Joel'em z Lawson.
Odstawiłam kubek na stolik.
- Chodzi o to spotkanie w kawiarni? - chciałam się upewnić.
- Też. Widziano was wychodzących razem z kina.
- Już możesz krzyczeć - mruknęłam, zasłaniając sobie uszy.
Jego brzuch zrobił falę, jak to zawsze bywało, gdy się śmiał.
- Chodzi o to, że rozmawiałem z menadżerem Lawson - odezwał się. - Jeżeli zgodzilibyście się na związek dla mediów, zadziałało by to na waszą korzyść.
Moje ręce z hałasem opadły na stół.
- Żartujesz?
Pokręcił głową, uśmiechając się kącikiem ust.
- Inaczej, dobrze by było uformować parę z ciebie i Nathan'a, ale wiadomo... The Wanted straci mnóstwo fanek - dodał.
- Kto jeszcze o tym wie? - oparłam się plecami o tył krzesła.
- Myślę, że Joel. Jeśli nikomu nie powiedział, to tylko wy, ja i menadżer Lawson.
- Muszę to przemyśleć...
- No dobrze, a ja muszę do łazienki - Martin wstał. - A tak a pro po, ładnie razem wyglądacie!
Dopóki nie zniknął mi z pola widzenia, na mojej twarzy malował się szok.
Otworzyłam drzwi, które wyjątkowo nie były zamknięte. Z salonu-jadalni było słychać śmiechy, więc upewniłam się, że nie pomyliłam domów. Starając się nie narobić dużo hałasu, zdjęłam kurtkę. I pewnie wszystko by mi się udało, gdyby nie szczek Gerarda i skakanie na mnie.
- Co ty tu robisz? - spytałam psa, drapiąc go za uchem.
- Wpadłem po niego, bo od rana nie ma cię w domu - cudownie pojawił się Nath, oparł się o ścianę. - Pan Bartoli z chęcią mi go oddał.
- Zaczynasz odnajdować się w roli ojca? - ruszyłam brwiami, uśmiechając się zadziornie.
Sykes objął mnie ramieniem i weszliśmy do największego pomieszczenia w ich domu. Panował tam zupełny chaos. Max, Andy i Joel grali w fifę, Adam i Jay urządzili sobie perkusję z poduszek na kanapie, Tom i Ryan się boksowali, a Siva z Nareeshą sprzątali ze stołu.
Spróbowałam bezpiecznie i bez hałasu dotrzeć do kuchni, ale w międzyczasie jedna z poduszek trafiła mi pod nogi i wyłożyłam się na podłodze. Podniosłam się do pozycji siedzącej i obrzuciłam wrogim spojrzeniem brechtającego się Jay'a. Kiedy już wszyscy dostrzegli mnie leżącą na podłodze, zaczęli się śmiać jeszcze głośniej niż wcześniej.
Siva mnie podniósł, oplatając ręce wokół mojego brzucha. Uniósł mnie do góry i zanosząc w stronę stołu, powiedział:
- Świetnie się składa, akurat nam pomożesz!
Chcąc nie chcąc, musiałam pozbierać resztę talerzy. Siva pozbywał się resztek, a Ree dzielnie umieszczała wszystko w zmywarce.
- Jak było u Martina? - spytał Seev, strzepując z talerza kości.
- Dostałam grafik i tyle - odpowiedziałam, przynosząc ostatnią porcję talerzy.
- Współczuję ci. W teledysku będziesz musiała udawać, że zakochujesz się w Jay'u - zażartowała Ree.
- Gdyby to był Nath, znienawidziłaby mnie połowa ludzkości - zaśmiałam się.
- Będę obok, spokojnie - zapewnił mnie Seev.
- Życzę ci powodzenia, bo to będzie trudne - Nareesha usiadła na blacie po skończonej robocie.
- Widziałaś, co mi zrobił? Wywaliłam się przez niego - dla podkreślenia, wskazałam palcem na salon.
W miejscu, gdzie pokazywałam palcem, pojawił się Joel.
- O nie, nie robię już nic do jedzenia - Nareesha uniosła ręce do góry.
Szybko opuściłam rękę, a Siva, podobnie jak Ree, podniósł ręce w górę.
- Chciałem tylko porwać Francessę na chwilę - powiedział szatyn, uśmiechając się. - Oczywiście, tylko jeśli pozwolicie.
Ree zerknęła na mnie wzrokiem oznaczającym ciekawość i podejrzliwość. Siva za to bez jakichkolwiek pytań machnął ręką i powiedział, że już zrobiłam swoje.
Z lekkim ociąganiem poszłam za Joel'em. Ruszył schodami na górę, a na korytarzu zatrzymał się i poczekał, aż dojdę.
- Dzięki za poinformowanie mnie, że wyjeżdżacie na tydzień - powiedziałam, zanim zdążył otworzyć usta.
- Wiedziałem, że tak będzie - westchnął, omiatając wzrokiem sufit. - Gdybym ci powiedział, to nie zgodziłabyś się na spotkanie dzisiaj.
- Jest aktualne? - uniosłam brew w górę.
- Jak najbardziej - oznajmił. - Chciałem sam ci powiedzieć, dzisiaj... Nie przewidziałem, że The Wanted urządzą takie spotkanie. To tylko tydzień. Jakoś przetrwamy - uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc kciukiem mój policzek.
Gdy tylko usłyszeliśmy kroki, jego ręka cofnęła się.
Ryan wbiegł na górę z włosami umoczonymi w czymś białym i żółtym. Przeleciał przez korytarz w sekundę i zatrzasnął drzwi łazienki.
- Mąka i jajka, nic mu nie będzie - skwitował Joel.
Parsknęłam śmiechem, słysząc żałosne jęki Fletcher'a z łazienki.
- Rozmawiałaś ze swoim menadżerem? - zapytał.
- A, właśnie - wymamrotałam.
- Wczoraj ktoś nas przyłapał i po internecie krążą zdjęcia - dodał. - Na szczęście, nie są wyraźne.
- Zgodzimy się? - podniosłam na niego wzrok.
- A chcesz?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie możemy podjąć decyzji po twoim powrocie? - zaproponowałam.
- Jestem za - wyszczerzył się. - Na razie zachowajmy to dla siebie. I tak w końcu się dowiedzą.
- Mówisz poważnie?
Mocno zabębniło i usłyszałam przeraźliwy śmiech Tom'a. Zaraz potem ja i Joel byliśmy w mące. Parker pobiegł dalej i wpadł do łazienki, gdzie siedział Ryan. Po chwili wszędzie było słychać huk spadających przedmiotów, śmiechy i krzyki.
Wzruszyłam ramionami, a potem szybko popsułam fryzurę Joel'owi, równocześnie wcierając mu mąkę we włosy.
Szybko uciekłam schodami w dół, niemal natychmiast wpadając w ramiona Nathan'owi.
- Mam zakładnika! - krzyknął, podnosząc mnie.
Przebiegł tak ze mną przez salon, zgrabnie unikając pocisków z jajek lub poduszek. Kiedy postawił mnie wreszcie na podłodze, podziękował i uciekł na taras.
- Nie! - krzyknęłam, widząc Joel'a z jajkiem biegnącego prosto na mnie.
Schowałam się za Jay'em, a po jego twarzy zaczęło spływać białko. Żółtko zostało gdzieś we włosach.
- Orchard!
- Świetnie - zawołałam.
Pobiegłam na górę, wpadłam do pokoju Jay'a i zabarykadowałam się fotelem. Kiedy się uspokoiłam, wyjęłam Tię z terrarium i zaczęłam się z nią bawić. Po jakiś piętnastu minutach krzyki za ścianą ucichły.
O dziewiętnastej rozległo się pukanie do mieszkania. Cieszyłam się, że mąka szybko zeszła mi z włosów, a chyba nawet pomogła im się lepiej ułożyć. Szybko włożyłam szare trzewiczki na nogi i otworzyłam drzwi. Joel wyglądał uroczo z różową różą i grzywką swobodnie spadającą na czoło.
- Dobry wieczór - odezwałam się, wpuszczając go do środka.
- Witam ponownie - skinął głową, wyciągając przed siebie różę. - Postanowiłem ją kupić, ale dla jej dobra, zostaw ją w mieszkaniu.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, ostatecznie zabierając kwiat. Przeszedł ze mną aż do kuchni, gdzie wsadziłam różę do wazonu z wodą.
- Dobrze, że założyłaś spodnie. Zapomniałem cię uprzedzić, żebyś swobodniej się ubrała - powiedział, gdy zakładałam kurtkę.
- Zaczynam się bać.
- I chyba słusznie.
Zeszliśmy na dół, na ulicę. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było samochodu Peat'a. Ani roweru, ani nawet deskorolki. Trzy metry przede mną stał za to czarny jak smoła motor z parą kasków położoną na siedzeniu.
- Ta dam! Co ty na to? - ton jego głosu był bardzo ucieszony.
- Motor? Nie mogłeś mnie jakoś przygotować? - odezwałam się z paniką w głosie.
- Nie bój się, po prostu zamknij oczy i przytul się do moich pleców - zakomunikował z rozbawieniem.
Wziął jeden kask, a potem założył mi go na głowę.
- Zapewniam, że to jedyna taka przykra niespodzianka dziś!
Usiadł na motorze i również przybrał kask. Mimo przerażenia uznałam, że wygląda conajmniej urodziwie. Zajęłam miejsce zaraz za nim. Zacisnęłam powieki i oplotłam go w rękami w pasie.
Jazda motorem nie okazała się taka straszna. Po pięciu minutach otworzyłam już oczy i nie trzymałam się kurczowo Joel'a. Co więcej, nawet zaczęło mi się to podobać!
Kiedy już naprawdę spodobała mi się jazda, zaparkował. Konkretnie nie wiem, gdzie to było, ale trudno.
Gdy zdjął kask, spojrzał na mnie z bananem na twarzy.
- Chyba nadal czuję twoje paznokcie w żebrach - podjął.
- Bardzo śmieszne - prychnęłam, schodząc z motoru. - Gdybym ja kazała ci robić pierogi na randce, ten uśmiech spełzłby z twoich ust.
Zaśmiał się krótko i melodyjnie. Zabezpieczył motor, a ja czekałam cierpliwie.
- Zimno ci?
- Nawet nie - odpowiedziałam.
- To dobrze. Nie wiedziałem, gdzie mogę cię zabrać i ostatecznie wymyśliłem zwykły spacer - zmarszczył nos prawie jak ja.
- O tym marzyłam.
Nigdy nie lubiłam wystawnych kolacji, ani nawet kina na randkach.
Bridge Street wyglądała przepięknie. Była oświetlona tak, jakby już zaczynały się święta. Joel był na tyle romantyczny, że dogonił faceta z jego ulubionego wózka z hot dogami przed zamknięciem i z dumą kupił dwie bułki dla nas. Całe wrażenie spotęgował widok Big Bena rozciągający się wysoko nad nami. Mocno zadarłam głowę, i mimo że byłam tutaj wiele razy, razem z Nim Big Ben wyglądał o wiele piękniej.
Nie wiem, kto wykonał pierwszy ruch, ale nasze prawe dłonie splotły się ze sobą na moim prawym ramieniu. Tak, że ręka Joel'a oplatała moją szyję, a nasze ciała do siebie przylegały.
- Ślicznie tutaj nocą - powiedziałam.
- Prawda? Zawsze panuje tu taka magiczna atmosfera - dodał, uśmiechając się lekko.
- Znamy się dopiero tydzień, a ja już wiem, że będę za tobą tęsknić - westchnęłam.
- Tylko pojawiłaś się w moim życiu, a już zamieszałaś - przedrzeźniał mnie.
- To twoja wina, trzeba mnie było do niego nie wpuszczać - oświadczyłam z wyższością.
- A może mi się podoba to zamieszanie? - spytał ciszej, przyciskając mnie do siebie.
W ciągu sześciu minut weszliśmy na Westminster Bridge. Postaliśmy tam chwilę, patrząc jak woda szybko się przelewa.
- Poczekasz tu na mnie? Skoczę po motor i zawiozę cię gdzieś jeszcze - zapytał, choć kluczyki już znajdowały się w jego dłoniach i niezależnie od mojej odpowiedzi, 'skoczyłby' po ten motor.
- Mam inne wyjście? Nie wiem, jak wrócić do domu - zaśmiałam się.
Uśmiechnął się uroczo, a potem lekkim biegiem puścił się w oświetlaną ulicę. Zostałam sama na tym moście i myślałam.
Może to rzeczywiście zbyt szybko? Nie znam Joel'a, ale wiem, że stał się dla mnie kimś ważnym. A co z Jay'em? Przecież nadal COŚ jest. Chociaż sama nie potrafię tego nazwać... To coś takiego, jak z Nathan'em. Przyjaźnimy się, jesteśmy naprawdę blisko i gdyby którekolwiek z nas chciało czegoś więcej, drugie by się zgodziło. Dlaczego więc wybrałam Joel'a?
Odpowiedź przyjechała wraz z Joel'em, kiedy poczułam dziwne pożądanie na jego widok. W skórze, na motorze, w kasku z tą grzywką i uśmiechem...
Chyba normalnie się zakochałam.
- Jedziemy? - spytał z narastającym uśmiechem na twarzy.
Jeju, jaki ten rozdział jest nudny!
Z każdym odcinkiem zbliżamy się do końca, a tutaj coraz gorsze wychodzą!
To postanowione - blog będzie miał jeszcze około 10 rozdziałów.
Do tej pory mam wielki dylemat, bo tak sobie myślę, że Franka powinna być z kimś z The Wanted... Nie mam pojęcia, jak ja to zrobię i wymyślę i napiszę.
Dlatego, może napiszcie, z kim ją chcecie? Od razu mówię, że chyba Nathan odpada, więc Joel vs. Jay.
Co tam jeszcze... Pobiliśmy rekord komentarzy, brawo! Nie ma już tego sprawdzania, czy nie jesteście czymś tam, więc łatwiej jest komentować. Nie krępujcie się, piszcie.
I jeszcze jedno. Mam nadzieję, że uda mi się w ferie założyć drugiego bloga, więc... spodziewajcie się tej masakry już całkiem niedługo.
Chyba nie zasnęliście? Oby nie!
Trzymajcie się, byee!
PS. Kto widział już ten przegenialny teledysk do IFY?!
Już nie wieje! Ale nadal jest zimno i często pada deszcz.
Około dziewiątej obudził mnie dźwięk sms-a. Uniosłam głowę i przesunęłam ciało w stronę zagłówka, bym mogła się o niego oprzeć. Sięgnęłam po telefon.
" Przepraszam po raz kolejny. Nie powinienem był mówić im o tej całej sprawie z Arthur'em. Nie cierpię po prostu, gdy ktoś cię krzywdzi. Moją prawie siostrę... : ) - Seev. "
To sprawiło, że poranek miałam udany. Zaraz zadzwoniłam do Irlandczyka i sprostowałam sprawę. Ucieszył się. Spytał też, czy moglibyśmy się spotkać w trójkę z Nareeshą wieczorem, jak kiedyś, ale powiedziałam, że mam inne plany.
Od dwóch tygodni na dnie mojej szuflady leżały bilety na całonocny seans filmowy w nowo otwartym kinie. Dziś po raz ostatni odbywała się ta impreza, więc zamierzałam iść.
Ubrałam się, zjadłam śniadanie, pozmywałam po sobie. Potem związałam włosy w wysokiego kucyka i sięgnęłam za słuchawkę telefonu.
- Witaj, Aniele - zacmokał Sykes.
- Twój syn się stęsknił - zaśmiałam się. - Dasz się wyciągnąć na spacer?
- Jasne, zaraz będę.
- Czekamy w parku - powiedziałam, po czym się rozłączyłam.
- Geraard!
Pies przybiegł, robiąc mnóstwo hałasu. W trzy sekundy zjadł całą miskę karmy i był gotowy do wyjścia. Sięgał mi już ud, tak strasznie szybko rósł... Od pewnego czasu bałam się z nim wychodzić. Gdyby rzucił się do przodu, poleciałabym za nim. Po drodze gubiąc zęby.
Otworzyłam drzwi, wypuszczając go na korytarz. Słyszałam, że zbiegł po schodach na dół. W tym czasie założyłam swój beżowy płaszczyk i musztardową czapkę na rozpuszczone włosy.
Gdy zamykałam drzwi, pan Bartoli wyszedł z mieszkania. Pies radośnie do niego podbiegł.
- Gerrek - Giuseppe uśmiechnął się wesoło.
- Jestem! Proszę nie krzyczeć, że puszczam psa wolno - zawołałam, zbiegając na dół.
- No, udało ci się - pogroził mi palcem, uśmiechając się serdecznie. - Czekaj moment...
Skoczył do mieszkania, a potem wrócił ze sporą kością w ręku.
- Kupiłem dla niego wczoraj, daj mu jak będzie grzeczny - puścił mi oczko.
- Gerard, podziękuj - powiedziałam do psa.
Machnął ogonem w lewo i prawo, i na tym się skończyło.
Pomyślałam, że Nathan może być już w drodze, więc przypięłam smycz do obroży Gerarda (którą trzeba było kupować co trzy miesiące, bo wtedy zaczynał się dusić w starych). Pomknęliśmy przez ulicę prosto do Regents Park. A tak poważnie mówiąc, ten spacer zajął nam pół godziny. Jak tylko dotarłam do tego olbrzymiego, ale też pięknego parku, ległam na ławce.
Nathan samochodem pojawił się jakieś dziesięć minut później. Droga do mnie zajmuje The Wanted zazwyczaj jakieś czterdzieści minut.
- Sykes!
- Orchard!
Nath szedł w naszą stronę z szeroko rozłożonymi ramionami. Przytuliliśmy się krótko, a potem Sykes zabrał mi z rąk smycz.
- Zbyt mało czasu z nim spędzam, musisz mi wybaczyć - wyjaśnił.
Chciałam iść w połowie tak szybko jak oni, ale nie dawałam rady. Nathan miał dłuższe nogi, a Gerard robił cztery kroki w tym czasie, gdy ja dwa. Podczepiłam się pod rękę Sykes'a, co trochę mi pomogło.
- Nie chciałbym być nachalny i arogancki, ale... powiesz mi, kim była ta, dla której cię rzucił? - spytał Sykes.
- Nathan, ja...
- Bożee! Fancy i Nathan z The Wanted!
Dwie podekscytowane dziewczyny do nas przybiegły.
- Możemy zdjęcia? - spytała blondynka.
- Jasne - Sykes przybrał ten swój uśmieszek dla fanów.
Ja przytrzymałam psa i uciekłam z obiektywu.
- Fancy, z tobą też! - ta sama blondynka wyciągnęła do mnie dłoń.
- No... dobrze - uśmiechnęłam się.
Pozowałam do zdjęcia z blondynką, a potem z brunetką. Wszystko byłoby fajnie, gdyby jedna nie spytała:
- Jesteście ze sobą?
Spojrzałam na Nath'a i zaśmiałam się do siebie.
- Nie, tylko się przyjaźnimy - odpowiedział Nathan.
- Spokojnie dziewczyny, jest wolny - dodałam.
- Och, to szkoda - powiedziała brunetka. - To znaczy, świetnie - poprawiła się, a my się uśmiechnęliśmy. - Po prostu bylibyście fajną parą.
- Ciągle byśmy się kłócili - machnęłam ręką.
Pogadały jeszcze chwilę, a potem mogliśmy z Nath'em kontynuować spacer. Kiedy odeszły dostatecznie daleko, szturchnął mnie w bok.
- Może poudajemy parę? Wiesz, pod publiczkę. Będzie skandal - zatarł ręce.
- O nie! Nie chcę przeżywać tego znowu - uniosłam ręce w górę. - Pamiętasz, jak w lipcu fanki mnie atakowały na twitter'ze? Niby byłam dziewczyną Max'a, twoją i jeszcze Jay'a.
- A ostatnio mają cię za dziewczynę Joel'a - ruszył brwiami.
- Bardzo zabawne - prychnęłam.
Na rozległej murawie do biegania dla psów, podałam Nathan'owi kość. Przez godzinę biegali z Gerardem po całym polu, tarzali się w trawie... I było okej, póki Sykes nie wrzucił mnie w stertę jesiennych liści. Zaczęłam nimi w niego rzucać, a w rezultacie - obydwoje byliśmy brudni i zmęczeni. Nathan był na tyle kochany, że podwiózł nas do domu, oszczędzając nam dwóch mil marszu do mieszkania. Na pożegnanie pocałował mnie naturalnie w czoło.
Kończyłam właśnie kolejny projekt dla pana Barney'a. Robiłam je średnio dwa razy na tydzień, ale on i tak nie mógł się zdecydować.
Mój telefon się rozdzwonił. Na wyświetlaczu zobaczyłam słówko "Loczek".
- Hello? - odebrałam, wyciągając nogi w przód.
- Mamy niespodziankę!
- Wy ciągle macie jakieś niespodzianki - mruknęłam.
- Zgadnij, co razem robimy w przyszłym tygodniu? - był jakiś... radosny? Ostatnio rzadko to się zdarzało.
- Oświeć mnie.
- Nagrywamy teledysk do "Something I can not explain"!
- Żartujesz! - ucieszyłam się. - Tak szybko?
- Theo nakłonił nas, byśmy zrobili to szybciej. Więc teledysk wyszedłby za dwa tygodnie!
- Nie wierzę - zapiszczałam. - Ale gdzie? Macie koncepcje?
- Robimy tak, jak było ustalone z Jayne - powiedział to z lekką melancholią w głosie.
Tęskniłam za Jayne, chłopcy też. Oznajmiła nam, że nie może dłużej nas prowadzić. Oficjalnie naszym menadżerem został Martin - we wtorek miałam się z nim spotkać.
- No to dajcie mi znać, co i jak - uśmiechnęłam się. - Jesteśmy w kontakcie?
- Jasne. Trzymaj się!
Odrzuciłam głowę do tyłu i wyszczerzyłam się do sufitu. To dzieje się naprawdę! Niedługo wydam swój pierwszy singiel i rozpocznę pracę nad płytą. Zacznę koncertować z The Wanted.
Czułam się szczęśliwa już teraz, więc co będzie potem?
Usadowiłam się z popcornem i colą w sali kinowej. Przebrałam się wcześniej w moje wygodne rurki w kolorze łososiowym, a na górę założyłam długą i luźną, niebieską koszulę. Do tego brązowe buty za kostkę, ocieplane futerkiem od środka.
Na początku zemdliło mnie od tych reklam, aż spojrzałam trzy rzędy niżej. Tu był Joel! Z przymkniętymi oczami sprawiał wrażenie śpiącego, głowę oparł o ścianę.
Instynktownie wyjęłam komórkę i wysłałam mu sms-a o treści:
" Co robisz dziś wieczorem? Jakieś plany? xx - Fran. "
Parę sekund po tym mogłam obserwować, jak odbiera sms-a i jak uśmiecha się do ekranu. Odpisał, wysłał.
I zapomniałam, że mam włączony dźwięk w telefonie.
Rozległ się odgłos przysyłanego sms-a. Zasłoniłam się popcornem, bo Joel rozejrzał się uważnie po sali.
" Nie, dzisiaj jestem wolny. Proponujesz coś? ;D "
Wystukałam:
" Wystarczy, że przesiądziesz się trzy rzędy wyżej... "
Gdy tylko uniósł telefon i jego wyświetlacz rozbłysł, Peat znów się obejrzał. Pomachałam do niego. Przecisnął się przez swój rząd, z kurtką na ramieniu i popcornem w dłoniach. Po chwili pojawił się obok mnie.
- No proszę, rzeczywiście jesteś wolny - sceptycznie uniosłam brew w górę.
Poległ na siedzeniu obok mnie, które dzięki Bogu było puste.
- Po prostu nie chciało mi się siedzieć tutaj całą noc samemu - odpowiedział, wkładając komórkę do kieszeni. - Ale skoro ty tu jesteś...
- Co grają najpierw? - spytałam, rozglądając się za swoją kartką z repertuarem, które to rozdawali przy wejściu.
- Przed świtem - mruknął, krzywiąc się nieznacznie.
- To świetnie - wyprostowałam się i z uśmiechem obserwowałam ekran.
- Świetnie? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że lubisz to dziadostwo? - zaśmiał się.
- Prawdziwa miłość, walka - wymieniałam. - To nigdy się nie znudzi.
- Cóż - uniósł brwi - są ludzie i są parapety.
Spojrzałam na niego z szokiem wyrytym na twarzy.
- Skąd to znasz? Myślałam, że to tylko moje powiedzonko - spytałam.
- Wybacz, mówię tak od co najmniej roku - spojrzał na mnie z tryumfem w oczach.
- A ja od półtora - ruszyłam brwiami.
- Ciszej! Już się zaczyna! - ktoś z góry nas upomniał.
Wytrzymałam i obejrzałam w całości cztery filmy, szeptem komentując niektóre sceny i śmiejąc się z Joel'em. Podczas piątego powieki zrobiły mi się ciężkie i nawet nie wiem, gdy zasnęłam na ramieniu Peat'a.
Joel miał powód, by sobie ze mnie żartować. Usnęłam na naprawdę niezłym filmie akcji! A przynajmniej według niego.
Postanowił pojechać za mną, żebym po drodze się nie zdrzemnęła za kierownicą. Deszcz tłukący o przednią szybę i tak skutecznie mi to uniemożliwiał.
Kiedy zaparkowałam i wysiadłam z samochodu, czarna toyota zatrzymała się dwa samochody dalej. Zanim Peat wyszedł z auta, ja stałam już pod małym daszkiem na schodach od mojej kamienicy, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Nie denerwowałam się, oczywiście. Po prostu było mi zimno.
- Brawo, teraz nie zasnęłaś - zaśmiał się, podbiegając i kuląc głowę przed deszczem.
- Na drodze dzieją się ciekawsze rzeczy niż w tym "filmie akcji" - zakreśliłam cudzysłowy w powietrzu.
- Nie wiesz, co dobre - pokręcił głową z dezaprobatą.
Zapanowała krótka cisza. Bardzo chciałam odwołać się do tego, co stało się w studio zanim wszedł Andy.
Na szczęście, wyręczył mnie.
- Przepraszam za tą wczorajszą sytuację - odparł, zerkając mi w oczy.
Nie! Nie chciej tego odwoływać, proszę. Nie bądź jak Jay!
- To, co jest między nami - zatrzymał się, szukając odpowiednich słów. - Pewnie robię z siebie idiotę, co? - uśmiechnął się szeroko.
- Nie, kontynuuj - na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
Położył dłoń na karku, wziął głęboki wdech.
- Gdyby Andy nie wszedł, pewnie doszłoby między nami do pocałunku - zaczął. - Żałuję, że nie przyszedł kilka minut później, ale to i tak nic nie zmienia. Znamy się cztery dni, ale podobasz mi się i czuję, że mógłbym się w tobie zakochać. Jeśli tego nie chcesz, nie dawaj mi szansy ani nadziei. Jeżeli jednak poczułaś to samo względem mnie, to nie trzymaj mnie dłużej w niepewności - powiedział, patrząc na swoje buty.
Moje serce biło teraz z szybkością 1000 uderzeń na sekundę. On odwzajemnia to, do czego bałam się przyznać przez te cztery dni!
- Mówiąc prościej, chcesz zaprosić mnie na randkę? - uniosłam brew, bezskutecznie walcząc z uśmiechem i iskierkami szczęścia w oczach.
Wydał z siebie coś pomiędzy śmiechem a wypuszczeniem powietrza.
- No tak - przyznał, wreszcie odrywając wzrok od ulicy.
Poczułam się tak pewnie, jak jeszcze nigdy. Nie chciałam zwlekać. Podobał mi się do granic możliwości i czułam się przy nim naprawdę dobrze.
Dodatkowo, on mógł do końca wymazać z mojego serca Arthur'a i Jay'a.
I może liczyłam na zbyt wiele, ale on naprawdę mógł to zrobić.
Moja dłoń powędrowała do jego twarzy. Palce chwilę gładziły po doskonale ogolonym policzku, aż ostatecznie dotknęły różowych warg. Wbrew delikatności tej chwili, mój wzrok był wyostrzony, a twarz ściągnięta w skupieniu. Nie chciałam pominąć żadnego szczegółu po to, żebym potem bez żadnych modyfikacji mogła odtworzyć tą scenę w myślach.
Joel łagodnie poprawił mi czapkę, mocniej naciągając ją na uszy. Jego dłonie powędrowały do mojej talii. Nasze twarze powoli zbliżały się do siebie. A gdy już czułam oddech drugiej osoby na moim policzku i szyi, bezwiednie przymknęłam oczy.
Kiedy nasze usta wreszcie zahaczyły o siebie, poczułam że pasują do siebie idealnie. Chciałam trwać w tym miejscu wiecznie. Brakowało jeszcze muzyki w tle. Rozchyliłam wargi w tym samym momencie, co on. Pocałunek pogłębiał się coraz bardziej.
Odsunęłam twarz od jego. Miałam wrażenie, że jego oczy są pełne wesołych błysków.
- To miało oznaczać, że się zgadzasz? - zapytał, uśmiechając się uroczo.
- Jeszcze pytasz? - zaśmiałam się.
- Zadzwonię jutro, okej? - nachylił głowę tak, że nasze czoła prawie się stykały.
- Dobrze - zgodziłam się.
- Chodź, ty grubasie - usłyszałam z wnętrza kamienicy głos pana Bartoli. - Nawet spać nie dasz, tylko sikać ci się chce!
To miłe, że wychodził na spacer z Gerardem nawet o trzeciej w nocy.
Zdążyłam odskoczyć od Joel'a akurat, gdy drzwi się otwarły.
- Panienko Orchard, dobrze że pani jest - zawołał pan Bartoli.
- Mam wyjść z nim na spacer?
Widziałam minę Peat'a na widok Gerarda. Musiał przestraszyć się jego gabarytów.
- Nie, już wyszedłem, więc - tutaj dostrzegł Joel'a. - Ja wam tutaj gadam, a pewnie przeszkodziłem! Już uciekam.
Uniósł ręce w górę i zanim zdążyłam za nim krzyknąć, gonił już Gerarda, który leciał na oślep w stronę budki z chińskim jedzeniem. Ze swojej kurtki uformował nad głową namiot.
- To jest 'twój syn'? - spytał Joel.
- Mój i Nath'a - kiwnęłam głową.
- Podobny do ojca - stwierdził. - Jest strasznie... duży.
- Uwierzysz, że ma dopiero trzy miesiące?
- Boże! To jaki on będzie, gdy urośnie - zaśmiał się.
W tamtej chwili Peat wyjął telefon z kieszeni, przeczytał smsa i spojrzał na mnie.
- Muszę się zbierać. Moja siostra jest ostatni dzień w Londynie i właśnie pojechała do mojego mieszkania - zawiadomił mnie, wzdychając ciężko. - Zadzwonię do ciebie jutro.
Skinęłam głową, rozpromieniając się lekko. Joel zrobił krok do samochodu, ale zaraz się cofnął.
- Tak właściwie, nie powinienem odejść bez pożegnania - oświadczył, a na jego twarzy pojawił się jeden z tych uroczych uśmiechów.
- Nie powinieneś - odpowiedziałam, kręcąc głową.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Joel nachylił się do mnie, a ja objęłam dłońmi jego twarz. Ostatecznie przyciągnęłam go do siebie, by po raz drugi i ostatni dzisiaj zasmakować jego ust.
- Tak, teraz już mogę iść - mruknął, gdy tylko nasze wargi się oddaliły.
Widziałam, jak szybko przebiegł przez deszcz do samochodu. Miałam wchodzić do kamienicy, gdy z końca ulicy zaczął lecieć Gerard ze smyczą powiewającą na wietrze. Bez zastanowienia wyszłam na deszcz i złapałam smycz.
Dopiero gdzieś w tyle zobaczyłam głęboko dyszącego pana Bartoli.
Automatycznie spojrzałam w stronę samochodu Joel'a, ale jego już nie było. Wpuściłam psa do środka kamienicy, zamknęłam drzwi i poszłam w stronę pana Giuseppe, żeby posłużyć mu ramieniem.
Hello!
Minął tydzień <prawie>, więc dodaję kolejny rozdział.
W szesnastce macie coś, co niemal zdarzyło się w ostatnim odcinku... Francessa i Joel się pocałowali. Czy tylko mi się wydaje, że to trochę za szybko?
Cóż. Sami tego chcieliście!
Nie będę już dalej omawiać rozdziału, bo jest totalnie beznadziejny.
Pomówmy o sprawach poważniejszych.
Jak to jest, że przybywa mi obserwatorów, a komentarzy nie?
Kuurde, mam 37 obserwatorów, a komentarzy mniej więcej 10. Więc tylko 10 osób to czyta? Dobrze wiedzieć.
WIELKA PROŚBA. Ten kto czyta, niech skomentuje. Nawet jednym słowem. To chyba nie jest trudne i czasochłonne, a dla mnie znaczy bardzo dużo.
I takie pytanie, na odchodne - jakie lubicie jeszcze brytyjskie zespoły? Potrzebuję jednego do nowego opowiadania.
Goodbye! Pożegnam Was dzisiaj gifami z Joel'em, a co!
Tak, dobrze się domyślacie. Nadal wieje i jest zimno.
Wiedziałam, że w domu The Wanted nie może być nudno. Spałam sobie spokojnie w pokoju Max'a, który poszedł spać z Nathan'em, aż nagle poczułam drażniący moje nozdrza zapach spalonego jedzenia.
Natychmiast pobiegłam na dół, do kuchni, co wyszło mi wyjątkowo niezdarnie za sprawą mojego niedospania. Na patelni paliły się naleśniki, a przy stoliku siedział śpiący Nathan. W tym samym momencie do pomieszczenia wpadł James, który złapał patelnię za rączkę i wsadził ją do zlewu, a ja odkręciłam wodę. Narobiło się hałasu i dymu, dopiero wtedy obudził się Sykes.
Był na tyle kochany, że chciał zrobić takie duuże śniadanie na rano, ale nie wyspał się w nocy przez Max'a i zasnął podczas gotowania.
Gdy kuchnia została pod opieką Nareeshy, ja spokojnie poszłam na górę i wzięłam prysznic. Ubrałam się w czarne rurki, białą bokserkę, a na to założyłam gruby, zapinany kardigan sięgający mi do połowy ud. Na nogi wcisnęłam swoje ulubione granatowe trampki, które kupiłam przy pomocy Sivy w sierpniu. Włosy zostawiłam rozpuszczone, z tym że zrobiłam sobie przedziałek lekko po lewej stronie.
Pościeliłam łóżko, odsłoniłam rolety i uchyliłam okno. Ree jeszcze nie wołała na śniadanie, więc wzięłam z biurka laptop Max'a i zaczęłam sprawdzać najnowsze plotki.
Był artykuł o występie The Wanted na wczorajszej zbiórce pieniędzy. W jednym akapicie wspomniano o Nareeshy, Kelsey i przyjaciółce zespołu, Fran Orchard, znanej również jako Fancy. Ta ostatnia niedługo ukaże swój pierwszy singiel i wszyscy czekają na debiut gwiazdy, którą The Wanted tak bardzo promują.
Śmieszne.
Ze zgorszeniem obejrzałam również artykuł o randce Joel'a z Lawson. Uznano mnie za jego nową dziewczynę.
Zajefajnie.
Theodore ukrył twarz w dłoniach. Cierpliwie podszedł do Tom'a i zaczął mu coś zawzięcie tłumaczyć. Parker odwrócił się w stronę lustra weneckiego i zaczął go przedrzeźniać, doskonale wiedząc, że ktoś go teraz ogląda.
- Czy on nie może zabrać się do pracy? Czekam na swoją solówkę od pół godziny - zniecierpliwił się Nathan.
Westchnęłam, siadając do pianina. Sala, w której teraz byłam, roiła się od instrumentów. Max brzdąkał coś na basie, Jay wystukiwał rytm na perkusji, a Siva chodził po pokoju i esemesował. Nathan siadł na ławeczce obok mnie.
Zaczął wygrywać "Wlazł Kotek Na Płotek". Dodałam do tego swoją linię melodyczną i bawiliśmy się tak przez jakiś czas, póki Tom i Theo, nasz 'nauczyciel muzyki', nie weszli do pokoju.
- Sykes, pora na ciebie - mruknął ten starszy.
Nathan zatarł ręce i pobiegł przodem do nagrywalni. Theodore z mniejszym przekonaniem ruszył za nim.
- Nasza pierwsza wspólna piosenka, czujesz to? - Tom usiadł na miejscu Nathan'a.
- I teraz będę już sławna? - zmarszczyłam nos.
- Jeśli się uda... Ale najpierw musimy nagrać teledysk. Może być śmiesznie - szturchnął mnie w bok.
- Fran! Chcesz się przejść? - zapytał Max, prawie kładąc się na fortepianie.
- To pachnie jak podstęp, ale dobra - wstałam i ruszyłam za George'm.
Poprowadził mnie przez połowę korytarza, potem skręciliśmy w lewo, aż wreszcie doszliśmy do kolejnego lustra weneckiego. Zajrzałam przez nie do środka. Lawson.
- Czemu się nie skapnęłam? - spytałam samej siebie.
- Wchodzimy?
- Za moment. Daj popatrzeć! - zaśmiałam się.
Lubiłam obserwować ich podczas gry. Byli spokojni, skupieni i piękni na swój sposób. Lubiłam miny, które robili.
Max otworzył z impetem drzwi i krzyknął:
- Heyy Guys!
Tamci rzucili się na niego, a kiedy ich entuzjazm ostygł, postanowiłam również wejść.
- Hello! - zarzuciłam z nadmiernym akcentem wywiezionym z Manchesteru.
- Przyprowadziłeś swoją dziewczynę, jak miło! - zawołał Ryan, przybijając mi piątkę.
Max strzelił go lekko w twarz, a Andy roześmiał się głośno.
- A myślałam, że tylko idioci czytają tabloidy - westchnęłam teatralnie.
- To by się zgadzało - podsumował Adam, przyglądając się Ryan'owi.
- Ogłaszam wszem i wobec, że ona jest wolna, jeśli jesteście zainteresowani - powiedział Max, po czym kopnęłam go w kostkę. - Ja też - dodał, uśmiechając się jak na zboczeńca przystało.
- Rozumiem, że nie chcesz, bym wspomniała o pewnej dziewczynie, która spędza ci sen z powiek? - uniosłam brwi.
Upomniał mnie wzrokiem.
W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Wybaczcie - mruknęłam i wyszłam na korytarz.
- Słucham?
- Fran? - Megan.
- Czeeść! Gadałyśmy wczoraj. Coś się stało?
- Tak właściwie to... to tak. Biorę ślub!
- Nie strasz...
- Matt mi się oświadczył, rozumiesz?!
Oparłam się plecami o ścianę i ciężko oddychałam, żeby się nie roześmiać. W progu zobaczyłam Peat'a, który stał z rękami w kieszeniach i przyglądał mi się cierpliwie.
- Gratuluję! Kiedy nadejdzie ta katastrofa?
- Bardzo zabawne... Planujemy ślub dwudziestego trzeciego grudnia, tuż przed świętami.
- To całkiem... romantyczne. I oszczędne. Możecie wyprawić wigilię i wesele zarazem - zażartowałam.
- Muszę kończyć... Ale wiesz, że jesteś pierwszym gościem na liście? Moją świadkową zostanie zapewne siostra, mama mi nie przepuści... Jednak chciałabym, żebyś to była ty.
- Lepiej dla ciebie, żebym nie była - uśmiechnęłam się.
- Zacznij szukać osoby towarzyszącej! Paa.
- Byee - mruknęłam, rozłączając się.
Podniosłam wzrok na Joel'a. Uśmiechnął się leniwie.
- Jakiś problem? - spytałam, odczytując smsa od Nath'a.
Pokój numer trzynaście był wolny i czekał na mnie.
- Proszę - wręczył mi kawałek jakiejś kartki. - Ale nie odczytuj przy mnie, już znikam!
I cofnął się do chłopaków.
Gdy pędziłam w stronę trzynastki, rozwinęłam skrawek i zobaczyłam rząd cyferek, a pod spodem imię 'Joel' i prośbę o napisanie.
Załatwione - pomyślałam, uśmiechając się szeroko.
Czułam się obserwowana przez prawie cały czas, gdy śpiewałam. Nawet nie wiecie, jaką miałam ochotę wyjść i przepędzić tego kogoś, kto teraz mnie podglądał.
- No, ładnie Fran - Theo klasnął w ręce.
Ściągnęłam słuchawki z uszu.
- Myślę, że ludzie pokochają żeńską wersję Ed'a Sheeran'a - poklepał mnie po ramieniu. - Sama napisałaś te wszystkie teksty?
- No tak się składa, że ja - wzruszyłam ramionami.
- Mogłabyś zrobić furorę, odsprzedając je gwiazdom.
- Właśnie kończę coś dla The Wanted - uśmiechnęłam się.
- Niedługo będzie o tobie głośno! Piosenka z The Wanted, teraz twój pierwszy singiel... Będzie dużo pracy, ale na pewno się opłaci - zatarł ręce.
- Dziękuję, Theodore. Strasznie mi pomagasz - szepnęłam, wyciągając do niego ręce.
Objął mnie, a w trakcie przytulania mocno klepał mnie w plecy. Miał tak w zwyczaju. Był porównywany przez chłopaków do misia, bo uwielbiał się przytulać.
- Czyli nie zobaczymy się przez następny miesiąc? - spytał, gdy go puściłam.
- Myślę, że zobaczymy się dopiero w przyszłym roku - westchnęłam.
- Na twoim miejscu, kułbym żelazo póki gorące.
- Nie chcę podporządkowywać wszystkiemu karierze. A przynajmniej nie teraz - uśmiechnęłam się do niego, zabierając swoją torbę i zeszyt. - Do widzenia!
- Trzymaj się!
Otworzyłam drzwi, a przy oknie stał Max, Joel, Nathan, Ryan i Tom.
- Aż takie głupie miny robiłam? - zapytałam, zerkając na nich.
- Doszliśmy do wniosku, że gdy śpiewasz jesteś jeszcze piękniejsza niż normalnie - odpowiedział Nathan.
- Jeżeli podlizujesz się tylko po to, bym pożyczyła ci cadillaca na podryw, to zapomnij - zastrzegłam.
Sykes teatralnie spuścił głowę. Gdy podeszłam bliżej, Parker objął mnie ramieniem.
- Idziesz coś przekąsić z nami? - zaproponował.
- Za godzinę, bo my jeszcze nie skończyliśmy - dodał Max.
- Za półtorej, bo my dopiero zaczęliśmy - rzucił Ryan.
- Ugh, świetnie - przewróciłam oczami.
- Chłopaki! - krzyknął Jay z holu. - Chodźcie, musimy nagrać coś razem!
Nathan pomachał mi, a potem razem z Tomax'em (co jest dziwnym połączeniem Toma z Max'em) pobiegli do swojej sali.
Chciałam zawołać, żeby mnie nie zostawiali tutaj samej, ale nie mogłam zrobić z siebie idiotki.
- No to chodź z nami, skoro już skończyłaś - Joel uśmiechnął się.
- Właśnie, lepiej się poznamy - Ryan objął mnie ramieniem.
Chcąc, nie chcąc - pod wpływem siły Fletcher'a musiałam ruszyć się z miejsca. Zaczęliśmy iść w stronę ich pokoju.
- Ryan, na jakiej grasz gitarze? - spytałam po chwili.
- Ja gram na bass guitar - powiedział to z przesadnym akcentem, rozkładając teatralnie ręce.
- A ty, Joel?
- Ja na lead guitar - przedrzeźniał Ryan'a, z takim samym rozkładaniem rąk.
Parsknęłam cichym śmiechem.
- Adam jest perkusistą, Andy gra na akustycznej i śpiewa - dokończył blondyn.
- Oczywiście, my śpiewamy jeszcze chórki - włączył się Joel, wypinając dumnie pierś.
- Czymże by były te pieśni bez naszego jakże wspaniałego tła? - Ryan zagrał to dramatycznie.
Tutaj przeszliśmy przez drzwi z plakietką 'Lawson'.
- Cześć! - wesoło krzyknął Adam, podrzucając pałeczki.
- Witam - ukłoniłam się nieznacznie.
- Ryan, Adam - pojawił się Andy - będziecie zaraz próbować.
- Tak jest! - Ryan zasalutował i naśladując żołnierski chód, wszedł do drugiej komory.
Zaraz oczywiście się wrócił po gitarę. Za to Adam, na spokojnie zabrał swoje pałeczki ze sobą, bo druga perkusja czekała na niego w środku.
Andy pokiwał głową i westchnął ciężko.
- Nie wszyscy są tak zorganizowani jak ja - powiedział.
- A telefon znalazłeś? - Joel z cwaniackim uśmieszkiem oparł się o ścianę.
- Telefon? - Andy zdawał się zdziwiony. - MAX!
I wybiegł z pokoju w prędkości światła.
Zostałam w pomieszczeniu sama z Peat'em. Rozejrzałam się w środku, a moją uwagę przykuła gitara oparta o ścianę. Trochę bez pardonu pogładziłam ją po strunach.
- To moja - usłyszałam za sobą ciepły głos Joel'a. - Chcesz spróbować zagrać?
- Raczej nie, nie będę umiała - przyznałam.
Sięgnął po gitarę, podniósł ją i usiadł na kanapie. Poklepał miejsce obok.
- Chodź, nauczę cię - powiedział, uśmiechając się lekko.
Usiadłam obok niego. Zaczął grać piosenkę 'Marry The Night', którą od niedawna ćwiczyłam do nagrania cover'u. Bezczelnie było się tak na niego patrzeć, ale nie mogłam nic poradzić - cholernie mi się podobał. On sam, plus jego humor i to, jak świetnie potrafił grać na gitarze, przysparzało mnie o szybsze bicie serca.
- Ty chyba umiesz grać na gitarze akustycznej, prawda? - spytał po chwili 'rozgrzewki'.
- Trochę - stwierdziłam.
- To poradzisz sobie i z tą - podniósł ją i podał mi.
Westchnęłam głośno, i usadowiłam się wygodnie z jego gitarą na kolanach. Doskonale znałam nuty tej piosenki, więc usiłowałam cokolwiek wybrzdąkać, ale gitara wydała tylko żałosny jęk.
Joel zaśmiał się lekko, podczas gdy ja byłam zła.
- Pokażę ci - mruknął mi nad uchem. - Tylko spokojnie, bądź cierpliwa.
Przeniósł moje palce na odpowiednie struny, prawie ocierałam się policzkiem o jego policzek. Potem ujął moją drugą dłoń i poczułam ciepło przepływające od palców, przez rękę, aż do czubka głowy.
Peat musiał wiedzieć, co się ze mną działo pod wpływem jego obecności i jego dotyku. W nieodpowiednim dla mnie momencie odwrócił głowę, bym w pełnej okazałości mogła oglądać jego oczy. Splótł nasze palce, a ja przywarłam swoim czołem do jego. Uśmiechnął się uroczo, gdy potarł swoim nosem o mój, co też mnie rozbawiło. Zbliżał się moment kulminacyjny, już prawie czułam smak jego ust...
- Joel! To ty ukradłeś mi ten telefon? - usłyszeliśmy wołanie Andy'ego z korytarza.
Wstaliśmy jak oparzeni, ja szybko odstawiłam gitarę na swoje miejsce, i akurat wtedy wszedł Brown. Odetchnęłam w duchu.
- Mam swój, to mi wystarczy - odpowiedział Joel, uśmiechając się nerwowo.
W przypływie olśnienia, wyjęłam swoją komórkę i mimo, że nikt do mnie nie dzwonił, powiedziałam:
- Wybaczcie, cały dzień wydzwania do mnie koleżanka - westchnęłam. - Chyba muszę z nią porozmawiać. Do zobaczenia potem!
- Cześć! - odpowiedział Andy.
- Do zobaczenia - Joel miał zbytnio rozbawiony głos.
Szłam razem z chłopakami ulicą w kierunku McDonalds'a. To było tylko parę kroków od studia, więc postanowiliśmy się przejść. Poza tym - gdzie byśmy tu znaleźli bezpłatny parking?
To zdecydowanie wyglądało głupio, bo byłam jedną dziewczyną wśród dziewięciu chłopaków. I bynajmniej nie czułam się z tym tak wspaniale.
Na dodatek, ciągle z czegoś się chichraliśmy. Chłopaki z Lawson zdecydowanie uwielbiali moje anegdotki o The Wanted, którzy z kolei starali się pogrążać mnie. Tak, dla równowagi.
Stanęliśmy przed pasami, czekając na zielone światło. Zaświeciło się żółte, i wtedy...
Moje serce zamarło. Stanęło, a potem zaczęło bić trzykrotnie mocniej. Z trudem złapałam oddech. Nie wiedziałam, czemu tak zareagowałam.
Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam jego. Przez prawie pół roku nigdy go nie spotkałam. A teraz, jak na złość...
- Fran! Nie wygłupiaj się, chodź - Siva wziął mnie pod rękę.
- Nie, Seev. Nie mogę - wymamrotałam. - Nie mogę.
Kaneswaran instynktownie przeszukał wzrokiem drugą stronę. Wszyscy oprócz nas przeszli przez pasy. Parę samochodów zatrąbiło.
- Ten idiota! Nareszcie mogę się z nim rozprawić!
I - jak Boga kocham - Irlandczyk przebiegł przez pasy w sekundę. Pobiegłam za nim i zdążyłam złapać go za rękę.
- Nie wygłupiaj się, Seev - szepnęłam, uparcie patrząc mu w oczy.
To zazwyczaj go uspokajało. Chłopcy dziwnie na nas patrzyli.
- Coś się stało? - spytał Andy.
- Nie - zaczęłam, ale Seev zdążył wszystko wypaplać.
- Widzicie tego faceta, tam? - wskazał na Arthur'a, który właśnie kupował gazetę w kiosku. - To były narzeczony Fran. Zdradził ją i odszedł, wyobrażacie sobie? Nawet nie wiecie, jak ona to przeżywała i przeżywa nadal, tylko udaje. A teraz nawet nie pozwala dać mu w pysk.
Poczułam, że mój podbródek niebezpiecznie drży, a oczy pieką. Reszta była w szoku. Kaneswaran zaciskał ręce w pięści.
- Dzięki za skrót mojego życia - odparłam zimnym tonem. - Przeszedł mi głód, a mam jeszcze dużo do roboty. Wrócę sama, nie martwcie się - dodałam, odwracając się na pięcie.
- Przepraszam! - Siva pobiegł za mną.
Uniosłam rękę w górę, a ten gest miał oznaczać, że mam dość. Irlandczyk zatrzymał się.
Przeszłam przez pasy, sprawiając że trąbiły na mnie wszystkie samochody. Udało mi się zahamować łzy, które chciały bezczelnie spływać i pokazywać moją słabość.
Rozległo się pukanie do drzwi.
To śmieszne, ale jeszcze nie założyłam tego idiotycznego dzwonka do drzwi.
Pogłaskałam Gerarda, a on zsunął łeb z moich kolan. Zepchnęłam też koc z nóg, a laptopa postawiłam na stoliku. Przebiegłam przez salon i otworzyłam drzwi.
- Cześć, Kochana - Ree uśmiechnęła się.
- Dobrze, że jesteś. Wchodź - zamknęłam za nią drzwi, gdy weszła.
- Dawno nie robiłyśmy sobie babskiego wieczoru - zaczęła, pokazując mi torebkę. Wyjęła z niej wino. - Mam też parę filmów i coś słodkiego.
- Napiekłam dzisiaj z tysiąc ciastek, więc o to ostatnie nie musimy się martwić - zaśmiałam się, trochę sztucznie.
Gerard leniwie wszedł do holu. Gdy zobaczył Ree, zamerdał ogonem, dał się pogłaskać, i poszedł do sypialni na łóżko.
Kiedy Nareesha się rozebrała, wyjęłam kieliszki i moje ciastka. Przyjaciółka włączyła Titanica na DVD i poczułam się tak, jak dawniej.
Ległyśmy na kanapie, przykryte kocem obok siebie. Londyn zasypiał; tylko światła na ulicy odganiały myśl, że jest nawiedzony. Wiatr wstrząsał gałęziami drzew, a deszcz bębnił o szyby z uporem.
- Tyle się pozmieniało - westchnęła. - Pamiętasz, jak jeszcze rok temu robiłyśmy ogniska z Megan, Matt'em i Sivą?
- Pamiętam - uśmiechnęłam się, kładąc głowę na jej ramieniu. - A teraz zostało nam tylko uciekać przez fotografami i udawać wielkie panie na galach - posmutniałam.
- Siv'ie jest naprawdę przykro, Fran - zmieniła temat. - Nie gniewaj się na niego. Chce jak najlepiej dla swojej młodszej prawie-siostry - brzdąknęła mnie w nos.
- Wiem, nie gniewam się - powiedziałam. - Tylko... jak go zobaczyłam, poczułam się tak strasznie dziwnie...
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Tylko ty i Siva znacie całą historię - wyprostowałam się. - Tylko wy wiecie, dla kogo mnie zostawił.
- Ale wszyscy wiedzą, że był kompletnym palantem - odparła szorstko. Nigdy nie przepadała za Arthur'em.
- Wybrał tą ładniejszą, lepszą...
- I głupszą...
- Ale był z nią szczęśliwy - łyknęłam wina.
- Przez dwa tygodnie - uniosła brwi.
- Gdybym nie została sama, nie mogłabym znów robić tego, co kocham. Nie mogłabym zaprzyjaźnić się z The Wanted, ani poznać Lawson - wzruszyłam ramionami.
- Och, tak...
Przytuliła mnie lekko, akurat w scenie gdy po raz pierwszy pojawił się Jack. Oglądałam to, ze spokojem na twarzy. W środku jednak rozpadałam się na kawałki.
Alisha Toison.
Najpierw dała mi nadzieję, potem oszukała i zniszczyła. A żeby dopełnić swego dzieła, zabrała mi coś najcenniejszego.
Arthur'a.
Hello everyone!
Tęskniliście?
Nawet jeśli nie, to i tak dodałam nowy rozdział. Musicie to przeboleć.
Powiem, że jestem naprawdę mile zaskoczona! Planowałam zeswatać Frankę z Joel'em od początku, a Wy sami to zaproponowaliście! Byłam pewna, że raczej ten pomysł nie przypadnie Wam do gustu. Ale skoro tak, mogę powiedzieć, że już bardzo bardzo niedługo się ze sobą 'spikną'.
Jeśli ktoś oczekuje na Zbuntowanego Anioła Nathan'a, z przykrością stwierdzam, że pojawi się dopiero około 17 rozdziału.
Ogólnie, będzie wiało nudą, więc... możecie już skończyć to czytać. ;D
Co do bloga numer DOS, ogłaszam wszem i wobec - pracę nad nim rozpoczęłam. To oznacza, że nieubłaganie zbliża się moment założenia i... Strzeżcie się.
Właśnie. Zna ktoś może kogoś zajmującego się nagłówkami?
Coś jeszcze? Może dam Wam przedsmak kolejnego rozdziału... Albo nie. Powiem, że będzie dużo Froel'a/Joan'a. Dziwnie to brzmi.
Kończę tę żałość.
Proszę jeszcze tylko o komentarze, ale... no, znacie mnie. ;D
I Love Ya!