niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział szesnasty


Już nie wieje! Ale nadal jest zimno i często pada deszcz.

Około dziewiątej obudził mnie dźwięk sms-a. Uniosłam głowę i przesunęłam ciało w stronę zagłówka, bym mogła się o niego oprzeć. Sięgnęłam po telefon.
" Przepraszam po raz kolejny. Nie powinienem był mówić im o tej całej sprawie z Arthur'em. Nie cierpię po prostu, gdy ktoś cię krzywdzi. Moją prawie siostrę... : ) - Seev. "
To sprawiło, że poranek miałam udany. Zaraz zadzwoniłam do Irlandczyka i sprostowałam sprawę. Ucieszył się. Spytał też, czy moglibyśmy się spotkać w trójkę z Nareeshą wieczorem, jak kiedyś, ale powiedziałam, że mam inne plany.
Od dwóch tygodni na dnie mojej szuflady leżały bilety na całonocny seans filmowy w nowo otwartym kinie. Dziś po raz ostatni odbywała się ta impreza, więc zamierzałam iść.
Ubrałam się, zjadłam śniadanie, pozmywałam po sobie. Potem związałam włosy w wysokiego kucyka i sięgnęłam za słuchawkę telefonu.
- Witaj, Aniele - zacmokał Sykes.
- Twój syn się stęsknił - zaśmiałam się. - Dasz się wyciągnąć na spacer?
- Jasne, zaraz będę.
- Czekamy w parku - powiedziałam, po czym się rozłączyłam.
- Geraard!
Pies przybiegł, robiąc mnóstwo hałasu. W trzy sekundy zjadł całą miskę karmy i był gotowy do wyjścia. Sięgał mi już ud, tak strasznie szybko rósł... Od pewnego czasu bałam się z nim wychodzić. Gdyby rzucił się do przodu, poleciałabym za nim. Po drodze gubiąc zęby.
Otworzyłam drzwi, wypuszczając go na korytarz. Słyszałam, że zbiegł po schodach na dół. W tym czasie założyłam swój beżowy płaszczyk i musztardową czapkę na rozpuszczone włosy. 
Gdy zamykałam drzwi, pan Bartoli wyszedł z mieszkania. Pies radośnie do niego podbiegł.
- Gerrek - Giuseppe uśmiechnął się wesoło.
- Jestem! Proszę nie krzyczeć, że puszczam psa wolno - zawołałam, zbiegając na dół.
- No, udało ci się - pogroził mi palcem, uśmiechając się serdecznie. - Czekaj moment...
Skoczył do mieszkania, a potem wrócił ze sporą kością w ręku.
- Kupiłem dla niego wczoraj, daj mu jak będzie grzeczny - puścił mi oczko.
- Gerard, podziękuj - powiedziałam do psa.
Machnął ogonem w lewo i prawo, i na tym się skończyło.
Pomyślałam, że Nathan może być już w drodze, więc przypięłam smycz do obroży Gerarda (którą trzeba było kupować co trzy miesiące, bo wtedy zaczynał się dusić w starych). Pomknęliśmy przez ulicę prosto do Regents Park. A tak poważnie mówiąc, ten spacer zajął nam pół godziny. Jak tylko dotarłam do tego olbrzymiego, ale też pięknego parku, ległam na ławce.
Nathan samochodem pojawił się jakieś dziesięć minut później. Droga do mnie zajmuje The Wanted zazwyczaj jakieś czterdzieści minut.
- Sykes!
- Orchard! 
Nath szedł w naszą stronę z szeroko rozłożonymi ramionami. Przytuliliśmy się krótko, a potem Sykes zabrał mi z rąk smycz.
- Zbyt mało czasu z nim spędzam, musisz mi wybaczyć - wyjaśnił.
Chciałam iść w połowie tak szybko jak oni, ale nie dawałam rady. Nathan miał dłuższe nogi, a Gerard robił cztery kroki w tym czasie, gdy ja dwa. Podczepiłam się pod rękę Sykes'a, co trochę mi pomogło. 
- Nie chciałbym być nachalny i arogancki, ale... powiesz mi, kim była ta, dla której cię rzucił? - spytał Sykes.
- Nathan, ja...
- Bożee! Fancy i Nathan z The Wanted!
Dwie podekscytowane dziewczyny do nas przybiegły.
- Możemy zdjęcia? - spytała blondynka.
- Jasne - Sykes przybrał ten swój uśmieszek dla fanów.
Ja przytrzymałam psa i uciekłam z obiektywu.
- Fancy, z tobą też! - ta sama blondynka wyciągnęła do mnie dłoń.
- No... dobrze - uśmiechnęłam się.
Pozowałam do zdjęcia z blondynką, a potem z brunetką. Wszystko byłoby fajnie, gdyby jedna nie spytała:
- Jesteście ze sobą?
Spojrzałam na Nath'a i zaśmiałam się do siebie.
- Nie, tylko się przyjaźnimy - odpowiedział Nathan.
- Spokojnie dziewczyny, jest wolny - dodałam.
- Och, to szkoda - powiedziała brunetka. - To znaczy, świetnie - poprawiła się, a my się uśmiechnęliśmy. - Po prostu bylibyście fajną parą.
- Ciągle byśmy się kłócili - machnęłam ręką.
Pogadały jeszcze chwilę, a potem mogliśmy z Nath'em kontynuować spacer. Kiedy odeszły dostatecznie daleko, szturchnął mnie w bok.
- Może poudajemy parę? Wiesz, pod publiczkę. Będzie skandal - zatarł ręce.
- O nie! Nie chcę przeżywać tego znowu - uniosłam ręce w górę. - Pamiętasz, jak w lipcu fanki mnie atakowały na twitter'ze? Niby byłam dziewczyną Max'a, twoją i jeszcze Jay'a.
- A ostatnio mają cię za dziewczynę Joel'a - ruszył brwiami.
- Bardzo zabawne - prychnęłam.
Na rozległej murawie do biegania dla psów, podałam Nathan'owi kość. Przez godzinę biegali z Gerardem po całym polu, tarzali się w trawie... I było okej, póki Sykes nie wrzucił mnie w stertę jesiennych liści. Zaczęłam nimi w niego rzucać, a w rezultacie - obydwoje byliśmy brudni i zmęczeni. Nathan był na tyle kochany, że podwiózł nas do domu, oszczędzając nam dwóch mil marszu do mieszkania. Na pożegnanie pocałował mnie naturalnie w czoło.

Kończyłam właśnie kolejny projekt dla pana Barney'a. Robiłam je średnio dwa razy na tydzień, ale on i tak nie mógł się zdecydować.
Mój telefon się rozdzwonił. Na wyświetlaczu zobaczyłam słówko "Loczek".
- Hello? - odebrałam, wyciągając nogi w przód.
- Mamy niespodziankę!
- Wy ciągle macie jakieś niespodzianki - mruknęłam.
- Zgadnij, co razem robimy w przyszłym tygodniu? - był jakiś... radosny? Ostatnio rzadko to się zdarzało.
- Oświeć mnie.
- Nagrywamy teledysk do "Something I can not explain"!
- Żartujesz! - ucieszyłam się. - Tak szybko?
- Theo nakłonił nas, byśmy zrobili to szybciej. Więc teledysk wyszedłby za dwa tygodnie!
- Nie wierzę - zapiszczałam. - Ale gdzie? Macie koncepcje?
- Robimy tak, jak było ustalone z Jayne - powiedział to z lekką melancholią w głosie.
Tęskniłam za Jayne, chłopcy też. Oznajmiła nam, że nie może dłużej nas prowadzić. Oficjalnie naszym menadżerem został Martin - we wtorek miałam się z nim spotkać.
- No to dajcie mi znać, co i jak - uśmiechnęłam się. - Jesteśmy w kontakcie?
- Jasne. Trzymaj się!
Odrzuciłam głowę do tyłu i wyszczerzyłam się do sufitu. To dzieje się naprawdę! Niedługo wydam swój pierwszy singiel i rozpocznę pracę nad płytą. Zacznę koncertować z The Wanted. 
Czułam się szczęśliwa już teraz, więc co będzie potem?

Usadowiłam się z popcornem i colą w sali kinowej. Przebrałam się wcześniej w moje wygodne rurki w kolorze łososiowym, a na górę założyłam długą i luźną, niebieską koszulę. Do tego brązowe buty za kostkę, ocieplane futerkiem od środka.
Na początku zemdliło mnie od tych reklam, aż spojrzałam trzy rzędy niżej. Tu był Joel! Z przymkniętymi oczami sprawiał wrażenie śpiącego, głowę oparł o ścianę.
Instynktownie wyjęłam komórkę i wysłałam mu sms-a o treści:
" Co robisz dziś wieczorem? Jakieś plany? xx - Fran. "
Parę sekund po tym mogłam obserwować, jak odbiera sms-a i jak uśmiecha się do ekranu. Odpisał, wysłał. 
I zapomniałam, że mam włączony dźwięk w telefonie.
Rozległ się odgłos przysyłanego sms-a. Zasłoniłam się popcornem, bo Joel rozejrzał się uważnie po sali.
" Nie, dzisiaj jestem wolny. Proponujesz coś? ;D "
Wystukałam:
" Wystarczy, że przesiądziesz się trzy rzędy wyżej... "
Gdy tylko uniósł telefon i jego wyświetlacz rozbłysł, Peat znów się obejrzał. Pomachałam do niego. Przecisnął się przez swój rząd, z kurtką na ramieniu i popcornem w dłoniach. Po chwili pojawił się obok mnie.
- No proszę, rzeczywiście jesteś wolny - sceptycznie uniosłam brew w górę.
Poległ na siedzeniu obok mnie, które dzięki Bogu było puste.
- Po prostu nie chciało mi się siedzieć tutaj całą noc samemu - odpowiedział, wkładając komórkę do kieszeni. - Ale skoro ty tu jesteś...
- Co grają najpierw? - spytałam, rozglądając się za swoją kartką z repertuarem, które to rozdawali przy wejściu.
- Przed świtem - mruknął, krzywiąc się nieznacznie.
- To świetnie - wyprostowałam się i z uśmiechem obserwowałam ekran.
- Świetnie? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że lubisz to dziadostwo? - zaśmiał się.
- Prawdziwa miłość, walka - wymieniałam. - To nigdy się nie znudzi.
- Cóż - uniósł brwi - są ludzie i są parapety.
Spojrzałam na niego z szokiem wyrytym na twarzy.
- Skąd to znasz? Myślałam, że to tylko moje powiedzonko - spytałam.
- Wybacz, mówię tak od co najmniej roku - spojrzał na mnie z tryumfem w oczach.
- A ja od półtora - ruszyłam brwiami.
- Ciszej! Już się zaczyna! - ktoś z góry nas upomniał.
Wytrzymałam i obejrzałam w całości cztery filmy, szeptem komentując niektóre sceny i śmiejąc się z Joel'em. Podczas piątego powieki zrobiły mi się ciężkie i nawet nie wiem, gdy zasnęłam na ramieniu Peat'a.

Joel miał powód, by sobie ze mnie żartować. Usnęłam na naprawdę niezłym filmie akcji! A przynajmniej według niego.
Postanowił pojechać za mną, żebym po drodze się nie zdrzemnęła za kierownicą. Deszcz tłukący o przednią szybę i tak skutecznie mi to uniemożliwiał.
Kiedy zaparkowałam i wysiadłam z samochodu, czarna toyota zatrzymała się dwa samochody dalej. Zanim Peat wyszedł z auta, ja stałam już pod małym daszkiem na schodach od mojej kamienicy, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Nie denerwowałam się, oczywiście. Po prostu było mi zimno.
- Brawo, teraz nie zasnęłaś - zaśmiał się, podbiegając i kuląc głowę przed deszczem.
- Na drodze dzieją się ciekawsze rzeczy niż w tym "filmie akcji" - zakreśliłam cudzysłowy w powietrzu.
- Nie wiesz, co dobre - pokręcił głową z dezaprobatą.
Zapanowała krótka cisza. Bardzo chciałam odwołać się do tego, co stało się w studio zanim wszedł Andy.
Na szczęście, wyręczył mnie.
- Przepraszam za tą wczorajszą sytuację - odparł, zerkając mi w oczy.
Nie! Nie chciej tego odwoływać, proszę. Nie bądź jak Jay!
- To, co jest między nami - zatrzymał się, szukając odpowiednich słów. - Pewnie robię z siebie idiotę, co? - uśmiechnął się szeroko.
- Nie, kontynuuj - na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
Położył dłoń na karku, wziął głęboki wdech.
- Gdyby Andy nie wszedł, pewnie doszłoby między nami do pocałunku - zaczął. - Żałuję, że nie przyszedł kilka minut później, ale to i tak nic nie zmienia. Znamy się cztery dni, ale podobasz mi się i czuję, że mógłbym się w tobie zakochać. Jeśli tego nie chcesz, nie dawaj mi szansy ani nadziei. Jeżeli jednak poczułaś to samo względem mnie, to nie trzymaj mnie dłużej w niepewności - powiedział, patrząc na swoje buty.
Moje serce biło teraz z szybkością 1000 uderzeń na sekundę. On odwzajemnia to, do czego bałam się przyznać przez te cztery dni!
- Mówiąc prościej, chcesz zaprosić mnie na randkę? - uniosłam brew, bezskutecznie walcząc z uśmiechem i iskierkami szczęścia w oczach.
Wydał z siebie coś pomiędzy śmiechem a wypuszczeniem powietrza.
- No tak - przyznał, wreszcie odrywając wzrok od ulicy.
Poczułam się tak pewnie, jak jeszcze nigdy. Nie chciałam zwlekać. Podobał mi się do granic możliwości i czułam się przy nim naprawdę dobrze.
Dodatkowo, on mógł do końca wymazać z mojego serca Arthur'a i Jay'a.
I może liczyłam na zbyt wiele, ale on naprawdę mógł to zrobić.
Moja dłoń powędrowała do jego twarzy. Palce chwilę gładziły po doskonale ogolonym policzku, aż ostatecznie dotknęły różowych warg. Wbrew delikatności tej chwili, mój wzrok był wyostrzony, a twarz ściągnięta w skupieniu. Nie chciałam pominąć żadnego szczegółu po to, żebym potem bez żadnych modyfikacji mogła odtworzyć tą scenę w myślach.
Joel łagodnie poprawił mi czapkę, mocniej naciągając ją na uszy. Jego dłonie powędrowały do mojej talii. Nasze twarze powoli zbliżały się do siebie. A gdy już czułam oddech drugiej osoby na moim policzku i szyi, bezwiednie przymknęłam oczy. 
Kiedy nasze usta wreszcie zahaczyły o siebie, poczułam że pasują do siebie idealnie. Chciałam trwać w tym miejscu wiecznie. Brakowało jeszcze muzyki w tle. Rozchyliłam wargi w tym samym momencie, co on. Pocałunek pogłębiał się coraz bardziej.
Odsunęłam twarz od jego. Miałam wrażenie, że jego oczy są pełne wesołych błysków.
- To miało oznaczać, że się zgadzasz? - zapytał, uśmiechając się uroczo.
- Jeszcze pytasz? - zaśmiałam się.
- Zadzwonię jutro, okej? - nachylił głowę tak, że nasze czoła prawie się stykały.
- Dobrze - zgodziłam się.
- Chodź, ty grubasie - usłyszałam z wnętrza kamienicy głos pana Bartoli. - Nawet spać nie dasz, tylko sikać ci się chce!
To miłe, że wychodził na spacer z Gerardem nawet o trzeciej w nocy.
Zdążyłam odskoczyć od Joel'a akurat, gdy drzwi się otwarły.
- Panienko Orchard, dobrze że pani jest - zawołał pan Bartoli. 
- Mam wyjść z nim na spacer?
Widziałam minę Peat'a na widok Gerarda. Musiał przestraszyć się jego gabarytów.
- Nie, już wyszedłem, więc - tutaj dostrzegł Joel'a. - Ja wam tutaj gadam, a pewnie przeszkodziłem! Już uciekam.
Uniósł ręce w górę i zanim zdążyłam za nim krzyknąć, gonił już Gerarda, który leciał na oślep w stronę budki z chińskim jedzeniem. Ze swojej kurtki uformował nad głową namiot.
- To jest 'twój syn'? - spytał Joel.
- Mój i Nath'a - kiwnęłam głową.
- Podobny do ojca - stwierdził. - Jest strasznie... duży.
- Uwierzysz, że ma dopiero trzy miesiące?
- Boże! To jaki on będzie, gdy urośnie - zaśmiał się.
W tamtej chwili Peat wyjął telefon z kieszeni, przeczytał smsa i spojrzał na mnie.
- Muszę się zbierać. Moja siostra jest ostatni dzień w Londynie i właśnie pojechała do mojego mieszkania - zawiadomił mnie, wzdychając ciężko. - Zadzwonię do ciebie jutro.
Skinęłam głową, rozpromieniając się lekko. Joel zrobił krok do samochodu, ale zaraz się cofnął.
- Tak właściwie, nie powinienem odejść bez pożegnania - oświadczył, a na jego twarzy pojawił się jeden z tych uroczych uśmiechów.
- Nie powinieneś - odpowiedziałam, kręcąc głową.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Joel nachylił się do mnie, a ja objęłam dłońmi jego twarz. Ostatecznie przyciągnęłam go do siebie, by po raz drugi i ostatni dzisiaj zasmakować jego ust.
- Tak, teraz już mogę iść - mruknął, gdy tylko nasze wargi się oddaliły.
Widziałam, jak szybko przebiegł przez deszcz do samochodu. Miałam wchodzić do kamienicy, gdy z końca ulicy zaczął lecieć Gerard ze smyczą powiewającą na wietrze. Bez zastanowienia wyszłam na deszcz i złapałam smycz. 
Dopiero gdzieś w tyle zobaczyłam głęboko dyszącego pana Bartoli.
Automatycznie spojrzałam w stronę samochodu Joel'a, ale jego już nie było. Wpuściłam psa do środka kamienicy, zamknęłam drzwi i poszłam w stronę pana Giuseppe, żeby posłużyć mu ramieniem.

Hello!
Minął tydzień <prawie>, więc dodaję kolejny rozdział.
W szesnastce macie coś, co niemal zdarzyło się w ostatnim odcinku... Francessa i Joel się pocałowali. Czy tylko mi się wydaje, że to trochę za szybko?
Cóż. Sami tego chcieliście!
Nie będę już dalej omawiać rozdziału, bo jest totalnie beznadziejny.

Pomówmy o sprawach poważniejszych.
Jak to jest, że przybywa mi obserwatorów, a komentarzy nie?
Kuurde, mam 37 obserwatorów, a komentarzy mniej więcej 10. Więc tylko 10 osób to czyta? Dobrze wiedzieć.
WIELKA PROŚBA. Ten kto czyta, niech skomentuje. Nawet jednym słowem. To chyba nie jest trudne i czasochłonne, a dla mnie znaczy bardzo dużo.

I takie pytanie, na odchodne - jakie lubicie jeszcze brytyjskie zespoły? Potrzebuję jednego do nowego opowiadania.

Goodbye! Pożegnam Was dzisiaj gifami z Joel'em, a co! 





18 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Frathan na początku i koniec
    z Froel ? Joan ?
    właściwie jak powinno poprawnie brzmieć ? ;>
    chyba nie muszę pisać jakie świetne i jak mi sie podoba. (:
    do następnego i weeny. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta scenka! Wielkie AWW! *.* Na początku, byłam tylko i wyłącznie za Frathan! No bo Nathan i wgl. Ale Joel jest taki słodki, że trudno się oprzeć. How sweet xD.
    Rozdział przecudowny i ... Matko co tu napisać?! No bije wszystko co do tej pory. Z rozdziału na rozdział po prostu wciąż mnie zaskakujesz!
    Co do zespołów to JLS, One Direction, Mcfly... I nie wiem, ale nie moge doczekać się nowego bloga :**
    Dobra nie umiem komentować, więc już się nie pogrążam. Weny :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to czytam od początku :*
    Powiem ci ja mam 60 obserwatorów i 7 komentarzy pod ostatnim więc wiesz <3
    Rozdział boski :3
    W końcu się pocałowali *.*
    Pisz szybko kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! Z każdym rozdziałem zostawiasz u mnie większy niedosyt na więcej. Jestem pod wrażeniem. Początkowo nieco sceptycznie podchodziłam do parki Fran & Joel (choć go bardzo lubię, zarówno w realu, jak i w Twoim opowiadaniu), bo miałam w pamięci scenki z Nathem i Jayem i czułam taki sentyment po stracie... Ale ten rozdział po prostu przekonał mnie, że to jedna z najbardziej uroczych parek, o jakich przyszło mi czytać. Scena w kinie urocza i pomysłowa. A pocałunek? Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Również fakt, że Joel poznał 'syna' Fran i jego podsumowanie, że jest podobny do ojca, haha. Świetne! Jeden z najlepszych rozdziałów, nie wiem, dlaczego uważasz go za beznadziejny.

    A co do Twojego pytania o zespoły, to z brytyjskich najbardziej lubię właśnie The Wanted, McFly, Lawson, JLS i One Direction, więc chęcie poczytam o tych brakujących ogniwach. Już się jaram nowym opowiadaniem, mam nadzieję, że nie oznacza to, że tutaj zbliżamy się do finału...

    Dziękuję za wspaniały komentarz u mnie :* Tobie życzę weny, a sobie tego, żebyś szybko dodała nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam prośbę, mogłabyś wyłączyć sprawdzanie, czy jesteśmy ludźmi? Może przez to jest mniej komentarzy niż obserwatorów?

      Usuń
    2. Zrobione! I dzięki za tą uwagę, nawet nie wiedziałam, że to tutaj było.. Sama tego nie cierpię.
      Co do zespołów, wszystkie które wymieniłaś są świetne, ale chyba chodzi mi o coś młodszego.

      Usuń
    3. Niestety chyba nie znam. Podobno ostatnio jakieś Union J, czy coś takiego było w X Factorze, ale nie wiem, ile oni mają lat i czy taka jest ich nazwa.

      Usuń
    4. Acha, no dzięks za usunięcie tego badziewia xD

      Usuń
  6. Huhuh, nie chcę nic mówić, ale ja się po prostu... ROZPŁYWAM! *.*

    Jezu Wspaniały! I te cudowne gify na koniec! ;3
    Ten Joel to w sumie niezły ciastek jest! *,*
    Jak tak patrzę na te gify, to sobie myślę, że... Bardzo chciałabym być na miejscu Fran.
    Szczęściara jedna! ;D


    A i tak w ogóle to z pana Giuseppe/'a dobry facet jest. ;]


    OdpowiedzUsuń
  7. Taaaaaaaaaaaaaaak <3333 Nareszcie D: Kocham ten blog:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Booski roździał;*Jestem ciekawa co będzie dalej z Fran i Joel'em no i z Nath'em;D

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu nie mogłam się doczekać , twoje opowiadanie jest świetne, jedno z lepszych jakie miałam okazję czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale fajniee :d świetny rozdział już nie moge się doczekac co zdarzy się na tej ich randce !

    OdpowiedzUsuń
  11. A właśnie ci miałam napisać, zebyś usunęła te kody :D
    Przepraszam no! Wiem, zawalam, że komentuję jak ruski rok minie... Wiesz, że jestem ostatnio rozkojarzona.
    Wiesz, że naraziłaś mnie na zawał tym Frathanem powyżej? Dobrze widzisz! Frathanem!
    Choć przyznam, że Froyel? lol nie wiem, też podniósł mi ciśnienie. Wiem dokładnie, że mogę ci życzyć weny już nie do tego bloga, a do... dobra, jestem cicho.
    Rozdział... moim zdaniem najlepszy jak dotychczas, ani talent, ani ... no, to wszytko inne, cię nie opuszcza i wciąż jesteś tak samo zajebista, jak wcześniej :)
    Ale plis, dodawaj częściej, hmm? :)

    OdpowiedzUsuń